Wirusolodzy ustalili, że wyhodowanie wirusa w laboratorium jest bardzo mało prawdopodobne. Władze Amerykańskie mają z tym poważny problem.
14 kwietnia „Washington Post” doniósł depeszach wysłanych przez amerykańskich dyplomatów, którzy na początku 2018 roku złożyli wizytę w laboratorium Wuhańskiego Instytutu Wirusologii. Wizyta odbyła się na zaproszenie chińskich władz, Amerykanie byli zaniepokojeni bezpieczeństwem i sposobem zarządzania ośrodka, oraz tym, że Chińczycy badają wirusy nietoperzy.
Po paru dniach Donald Trump, podczas konferencji prasowej w Białym Domu, wyraził „wysoki stopień przekonania”, że SARS-CoV-2 pochodzi z laboratorium Wuhan.
– Nie mogę wam tego powiedzieć, nie wolno mi wam tego powiedzieć – krygował się Trump,
– To straszne, co się stało. Czy to był błąd, po którym popełniono następny, czy ktoś zrobił to celowo, my wszystko ustalimy. Dowiecie się o tym w niezbyt dalekiej przyszłości – twierdził prezydent USA.
Dzień później biuro dyrektora wywiadu USA, oświadczyło, że zgadza się z „powszechnym konsensusem naukowców”, iż wirus „nie został stworzony przez człowieka lub zmodyfikowany genetycznie”.
Swojemu wywiadowi za grosz nie wierzy jednak Departament Stanu, a zwłaszcza jego szef.
– Od początku mówiliśmy, że ten wirus pochodzi z Wuhan w Chinach, ale myślę, że teraz widzi to cały świat. Pamiętajmy, że Chiny mają długą historię zarażania świata i długą historię prowadzenia laboratoriów niespełniających podstawowych standardów. Nie jest to pierwszy przypadek, kiedy świat został wystawiony na działanie wirusów w wyniku awarii chińskiego laboratorium – powiedział 3 maja amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo. Potem wspomniał, że istnieje „ogromny dowód” na to, że SARS COV 2 pochodzi z laboratorium Wuhan.
Wytłumaczeniem tej schizofrenii jest fakt, że antychińskość w Białym Domu rośnie wprost proporcjonalnie do liczby zakażonych i zmarłych na COVID 19 Amerykanów.