06.07.2017 Warszawa Wizyta prezydenta USA Donalda Trumpa w Polsce Sesja transatlantycka Szczytu Trojmorza z udzialem prezydenta USA w Zamku Krolewskim N/z Donald Trump, Andrzej Duda fot.Witold Rozbicki
– tak, parafrazując mickiewiczowski opis diabła z „Pani Twardowskiej” scharakteryzować można politykę Prezydenta Trumpa wobec Unii Europejskiej (i nie tylko).
„USA bronią Niemcy, Francję i całą Europę”. „Chcę aby państwa NATO wydatkowały 4 proc. budżetu na zbrojenia”. Te dwa zdania Prezydenta Trumpa wygłoszone na brukselskim szczycie NATO mówią prawie wszystko o aktualnej sytuacji geopolitycznej. Prawie, gdyż należy do nich dodać parę szczegółów. Pierwszy to ten, że USA bronią Europy przed wrogiem, którego same wykreowały. Nie po raz pierwszy potwierdza się prawda, że w polityce posiadanie dobrego wroga jest ważniejsze niż najlepszego sojusznika. Nie ważne, czy Rosja jest czerwona , biała czy kolorowa – ma być wrogiem i zagrożeniem dla świata, któremu tylko USA mogą stawić czoła. I interes się kręci: wojskowi rozkładają mapy, przedsiębiorcy rozkręcają produkcję zabawek dla wojskowych, politycy wygrywają wybory.
Drugi to ten, że Trump codziennie niemal potwierdza swoją nieobliczalność: dzisiaj mówi jedno, jutro mówi coś przeciwnego a pojutrze robi coś zupełnie innego.
Trzeci ważny element, to szereg drobnych z pozoru faktów, które należy zebrać razem. Tak więc na koktajl Trumpa muszą złożyć się na przykład zaangażowanie jego ludzi (Robert Mrecer) w brytyjskie referendum w sprawie wystąpienia z Unii Europejskiej (wpis „Truchtająca lewica”, maj, 2017). Dodać należy do tego ujawnioną w trakcie dwustronnego spotkania w Waszyngtonie propozycję wystąpienia Francji z Unii, jaką Trump złożył Prezydentowi Macronowi w zamian za umowę handlową korzystniejszą dla Francji niż ta z Unią. Ostatnio w niewybredny sposób upominał Niemcy, że są na pasku Kremla i znów groził sankcjami za Nord Stream 2. Mami, tumani, przestrasza.
Trump dąży do załamania przedsięwzięcia pod nazwą Unia Europejska. Dla USA jest jasne, że Zjednoczona Europa będzie poważnym konkurentem dla wchodzących w kryzys Stanów, nie tylko w aspekcie gospodarczym. Dlatego w celu jej demontażu obrał taktykę wybierania z europejskiego koszyka pojedynczych państw. Najpierw szantaż: wprowadzenie ceł na określone towary z możliwością odstąpienia od nich w stosunku do poszczególnych państw w drodze dwustronnych negocjacji. To, że Teresa May pospieszyła do Trumpa z błaganiem, by skreślił Wielką Brytanię z listy mnie nie dziwi, ale że podobnie uczyniła Unia Europejska – już tak. Na szczęście wygląda na to, że w Brukseli przejrzeli na oczy i zdali sobie sprawę z humorystycznego charakteru takiego wniosku. Zdali sobie sprawę, że celem działań Trumpa jest właśnie UE.
Niektórych państw Trump nie musi z unijnego koszyka wyjmować : same z niego wyskakują w jego objęcia. Należy do nich przede wszystkim Polska, która wasalizm względem USA me niejako w genach. Jego nowożytne początki biorą się od próśb „Solidarności” o wprowadzenie sankcji gospodarczych przeciwko Polsce w latach 80-tych, wsparcia finansowego, materialnego i wywiadowczego „Solidarności” przez CIA, przez aferę Kuklińskiego, niesławne obozy dla arabskich jeńców, aż po najnowszy akt – już z polskiej inicjatywy: porozumienie „Trójmorza”, które Polska na tacy podała Trumpowi rok temu (wpis „Szczyt zaszczycony”, czerwiec 2017). Polska jest więc ochotnikiem-pomagierem, wspólnikiem Trumpa w rozmontowywaniu Unii. I cała Europa to widzi.
Kolejnym elementem, który musi być wzięty pod uwagę, jest informacja, która mignęła przez media, nieoficjalna oczywiście, że niewykluczone jest, że Trump, w trakcie zbliżającej się rozmowy z Putinem, byłby gotów uznać aneksję Krymu przez Rosję. W tle tego wszystkiego jest oczywiście amerykańska gospodarka, zmuszenie Europy do zakupów amerykańskiego gazu i amerykańskiego uzbrojenia.
Do tej pory Unia Europejska dzielnie i solidarnie stawała po stronie USA w jej agresywnej względem Rosji polityce. Pojawiające się przesłanki i spekulacje, że Trump może się z Putinem „dogadać” postawi Europę w niezręcznej pozycji z ręką w urynale.
Trump wcale nie musi z Putinem podpisywać jakiegoś formalnego porozumienia. Wystarczy świadomość wspólnych geopolitycznych interesów. Ważne jest przy tym pytanie, czy Rosja w zamian za wolną rękę w sprawie Ukrainy będzie gotowa oddać Nord Stream 2? Z drugiej strony, podpisując kuriozalną deklarację z Kim Dzong Unem Trump pokazał, że stać go na każdą tego typu woltę – również w stosunku do Rosji.
„America first!” – a cała reszta? Zupełnie nieważna.
Takiej wolty nie będzie natomiast w stanie wykonać rozgrzana do czerwoności w swej rusofobii Unia Europejska. I zapewne o to Trumpowi chodzi: zdezorientowana, wewnętrznie poróżniona Unia stanie się łatwym łupem gospodarczym.