Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Północnej Irlandii w języku potocznym nazywane bywa Wielką Brytanią, a czasami – Anglią. Ta ostatnia nazwa jest oczywiście myląca. Jak wiadomo – Wielka Brytania, to wspólna nazwa Anglii, Szkocji i Walii.
Po roku 1945 w polityce brytyjskiej, zwłaszcza w kontekście dekolonizacji zarysowały się dwie tendencje. Pierwsza to utrzymywanie reliktów imperialnej przeszłości, a druga – bliższe powiązania z integrującą się Europą Zachodnią. Okres rządów Margaret Thatcher – a zwłaszcza wojna z Argentyną w roku 1979 o Falklandy-Malwiny – spowodował nawrót nostalgii imperialnej. Była ona jedną z przyczyn postawy wielu polityków brytyjskich, którzy brali na siebie rolę „hamulcowych” w procesach współpracy i integracji europejskiej. Zdaniem tych polityków prawo i instytucje europejskie naruszały suwerenność Zjednoczonego Królestwa. Z czasem modne stało się narzekanie na „brukselskich biurokratów”, na których zwalano odpowiedzialność za błędy i kłopoty w brytyjskiej polityce wewnętrznej. Część społeczeństwa dała sobie wmówić, że jest zdominowana przez Unię Europejską, której Królestwo jest bardziej potrzebne aniżeli Europa Królestwu. Wśród-jak dotychczas – pragmatycznych Brytyjczyków antyunijne zacietrzewienie poszło tak daleko, że znaczenie argumentów ekonomicznych zaczęło słabnąć.
W roku 1998 w ramach Zjednoczonego Królestwa przeprowadzona została autonomizacja zwana też dewolucją. Oznaczała ona utworzenie w Szkocji, Walii i Północnej Irlandii regionalnych parlamentów i rządów. Dewolucja dawała satysfakcję – zazwyczaj częściową – mieszkańcom odczuwającym poczucie odrębności. W przypadku Szkocji pobudziła do dalszych działań w kierunku ustanowienia własnego państwa.
W klimacie nacjonalistycznej chełpliwości i arogancji w roku 2016 plebiscyt zakończył się decyzją o brexicie. Decyzja ta pogłębiła podziały w społeczeństwie i stworzyła zagrożenie dla Zjednoczonego Królestwa w jego obecnej formie. Plebiscyt w Szkocji zakończył się przewagą zwolenników pozostania w Unii Europejskiej 62 proc. za. Niezależne państwo szkockie miałoby możliwość pomyślnego rozwoju w ramach Unii. W Północnej Irlandii 56 proc. było za pozostaniem, a 44 proc. za brexitem.
Czy nastąpi wznowienie konfliktu w Północnej Irlandii?
Przez wiele lat Irlandią Północną (Ulsterem) rządzili protestanci, zwolennicy jej przynależności do Zjednoczonego Królestwa, zwani unionistami lub lojalistami. Buntowali się przeciwko nim dyskryminowani katolicy – irlandzcy republikanie dążący do stworzenia Zjednoczonej Irlandii. Krwawy konflikt w Londonderry w roku 1972, kiedy to od kul brytyjskich żołnierzy zginęło 14 osób, zapoczątkował w Ulsterze wojnę domową, która pochłonęła około 3,5 tysiąca ofiar. Wojnę tą zakończyło Porozumienie Wielkopiątkowe (Good Friday Agreement) zawarte 10 kwietnia 1998 roku przez przedstawicieli skonfliktowanych społeczności. Negocjacje prowadzące do tego porozumienia były niezwykle trudne. Istotną rolę mediacyjną odegrał w nich amerykański prezydent irlandzkiego pochodzenia – Bill Clinton.
Porozumienie, ustanawiając rządy większości przy poszanowaniu praw mniejszości, stworzyło dostęp do władzy irlandzkim katolikom. Dało możliwość swobodnego podróżowania i szeroko rozumianej współpracy Irlandczyków przekraczających bez przeszkód oficjalną granicę, Uznało też prawo głosu Republiki Irlandii w sprawach dotyczących Ulsteru.
Unioniści uzyskali zapewnienie, że o przynależności Północnej Irlandii do Zjednoczonego Królestwa decydować będzie demokratyczna większość jej mieszkańców. Godne przypomnienia jest ogromne poparcie społeczne dla Good Friday Agreement. W Północnej Irlandii Porozumienie to zaaprobowało 71 proc. uczestników plebiscytu. Byli wśród nich liczni protestanci. W Republice Irlandii akceptacja wyniosła ponad 90 procent.
Porozumienie z 1998 roku nie oznaczało jednak całkowitego wygaszenia potencjalnych ognisk konfliktu. Lojaliści – ekstremiści z Orange Order – organizowali w dalszym ciągu prowokacyjne marsze, które miały przypominać o brytyjskiej dominacji nad Irlandią.
Tak zwany twardy brexit spowodowałby przywrócenie kontroli granicznej pomiędzy Irlandią Północną a Republiką, co oznaczałoby poważne zagrożenie dla porozumienia.
Miejsce Zjednoczonego Królestwa po wyjściu z Unii
Przez wiele lat Zjednoczone Królestwo było animatorem Europejskiego Stowarzyszenia Wolnego Handlu (EFTA) istniejącego równolegle z Europejską Wspólnotą Gospodarczą (EWG). EFTA w porównaniu z EWG była luźną strukturą. Sukcesy odnoszone przez państwa członkowskie EWG w warunkach postępującej integracji skłaniały do przechodzenia z EFTY do Wspólnoty. W 1972 roku uczyniły to-Zjednoczone Królestwo, Irlandia i Dania (członkowie EWG od 1 stycznia 1973).
Obecnie EFTA to Norwegia, Islandia, Szwajcaria i Liechtenstein. Z wyjątkiem Szwajcarii państwa te łącznie z Unią Europejską stanowią Europejską Przestrzeń Gospodarczą w której obowiązuje około 80 proc. unijnych zasad i regulacji prawnych.
W trakcie brexitowych dyskusji rozważany był powrót Zjednoczonego Królestwa do EFTY i członkostwo w Europejskiej Przestrzeni Gospodarczej. Propozycja ta ma jednak niewielkie poparcie. W Izbie Gmin po dyskusji nad wariantami wyjścia z Unii znaczną liczbę głosów uzyskała koncepcja dalszej obecności w europejskiej unii celnej. Jej przyjęcie oznaczałoby utrzymanie obecnej sytuacji na granicy pomiędzy Ulsterem a Irlandią. W czasie niedawnej wizyty w Paryżu za takim rozwiązaniem wypowiedział się premier Irlandii Leo Varadkar. Członkostwo w unii celnej jest – i byłoby – korzystne dla brytyjskich przedsiębiorstw uczestniczących w handlu międzynarodowym. Przy tym wariancie brexitu nowych rozwiązań prawnych wymagałyby natomiast liczne problemy społeczne. Dotyczy to m.in. sytuacji dwumilionowej rzeszy brytyjskich emerytów spędzających jesień życia w południowej Francji i w Hiszpanii. Liczni członkowie rodzin polskich pracowników przebywających w Wielkiej Brytanii musieliby podjąć starania o prawo pobytu.
Premier Theresa May utrzymuje, że społeczeństwo Zjednoczonego Królestwa podjęło decyzję o wyjściu z Unii, a obecnie należy ją wprowadzić w życie. Jest to stanowisko chyba zbyt kategoryczne. W roku 2016 uczestnicy plebiscytu nie byli dokładnie poinformowani o konsekwencjach brexitu. Obecnie ich wiedza na ten temat jest znacznie większa. Trudno pominąć postawę około 5 milionów Brytyjczyków,którzy podpisali petycję do parlamentu postulującą pozostanie w Unii Europejskiej. Z drugiej strony zacietrzewieni zwolennicy brexitu domagają się natychmiastowego wyjścia, gdyż chcą być „wolni” i „niepodlegli”.
Jak wiadomo rząd brytyjski wynegocjował z władzami UE projekt porozumienia, który nie został przyjęty przez parlament. Zgłaszane są różne propozycje dotyczące przedłużenia terminu brexitu. Politycy brytyjscy oczekują, że przywódcy 27 państw będą ciągle zbierać się, aby dyskutować nad ich kolejnymi propozycjami. Zgoda na takie podejście oznaczałaby odciąganie uwagi wspomnianych przywódców od ważnych spraw ogólnoeuropejskich i wewnętrznych. W samym Zjednoczonym Królestwie brexitowe dyskusje wywołują głębokie podziały, chaos pojęciowy i wrogość wobec obcych, którzy stwarzają konkurencję i zabierają pracę „prawdziwym” Brytyjczykom.
Według informacji BBC, Donald Tusk wyraził pogląd, że brexitowcy mają zarezerwowane miejsce w piekle. Można przypuszczać, że miejsce to jest w pobliżu kotłów stanowiących polskie piekło.