Okazało się, że migrant z Pakistanu, który wjechał do Niemiec 31 grudnia 2015 r. i którego policja ujęła niebawem po mordzie na ludziach na kiermaszu bożonarodzeniowym w Berlinie, nie jest sprawcą zamachu. Został zwolniony.
Tymczasem do dokonania zamachu przyznało się Państwo Islamskie (PI). Amak, jego agencja napisała: „Żołnierz PI przeprowadził operację w Berlinie, odpowiadając na wezwanie do zamachów na obywateli krajów koalicji międzynarodowej walczącej z PI”. Zwykle potwierdzało się autorstwo PI, które przyznawało się do szeregu zamachów w ostatnich kilkunastu miesiącach.
Ofiar śmiertelnych obecnego zamachu jest 13 – w tym polski kierowca, Łukasz Urban zamordowany przez terrorystę (ów) przed użyciem jego 40-tonowej ciężarówki do rozjechania ludzi na jarmarku.
Niemiecki min. spraw wewnętrznych, Thomas de Maiziere podał, że policja ściga nowego podejrzanego, ale zastrzegł, że chodzi o osobę, która „nie musi być sprawcą”. Jednak policja „z powodu pilnego podejrzenia o sprawstwo” rozpowszechniła list gończy z 2 zdjęciami 24-letniego Tunezyjczyka Anisa Amriego. Za pomoc w jego ujęciu można dostać 100 tys. euro.
Szef MSW Nadrenii Północnej-Westfalii, Ralf Jaeger ujawnił, że wniosek Amriego o azyl został odrzucony w czerwcu br., ale nie wydalono go. Podał, że Tunezyjczyk przyjechał do Niemiec w lipcu 2015 r., od lutego 2016 r. przebywał głównie w Berlinie, choć wykazywał „dużą ruchliwość”, odwiedzając Nadrenię Północną-Westfalię i Badenię-Wirtembergię. A „Sueddeutsche Zeitung” napisała, że Amri był w kontakcie z grupą ujętego niedawno Abu Walaa, ważnego przedstawiciela PI w Niemczech.
Według telewizji ZDF, Amri po odrzuceniu wniosku o azyl i wykryciu jego kontaktów z islamistami został w lecie aresztowany i przewieziony do więzienia w Ravensburgu. Po 2 dniach został jednak zwolniony na wniosek władz powiatowych w Kleve w Nadrenii Północnej-Westfalii. W tym czasie był objęty zakazem wpuszczania go do samolotów USA. Z kolei tunezyjskie Radio Mosaique podało, że Amri wyemigrował nielegalnie z Tunezji 7 lat temu. Siedział 3 lub 4 lata w więzieniu włoskim oskarżony o podpalenie szkoły. Jego ojciec powiedział, że syn rok temu wyjechał do Niemiec. I taka to jest współpraca Zachodu w walce z terroryzmem.
W Niemczech przebywa ponad 200 tys. osób, którym odmówiono azylu i powinny być wydalone. Ale nikt ich nie rusza, bowiem jest to bardzo często niewykonalne przy obecnym stanie prawnym. A poza tym władze krajów związkowych boją się aktywnie działać w tej sprawie, by nie być oskarżonym o rasizm, ksenofobię, mowę nienawiści, itp. (Grzywna za mowę nienawiści sięga 1200 euro).
Ponadto w Niemczech przebywa wieleset tysięcy tzw. uchodźców, którzy wjechali w latach 2015-2016. I nie wiadomo, kiedy ich podanie o azyl zostanie rozpatrzone. Większość nie kwalifikuje się w żaden sposób do uzyskania azylu. Zwłaszcza Algierczycy, Egipcjanie, Marokańczycy, Mauretańczycy, Tunezyjczycy.
O tym, że policja poszukuje Tunezyjczyka jako pierwszy podał tygodnik „Der Spiegel”. Pod fotelem zamordowanego polskiego kierowcy miał leżeć dokument tożsamości wystawiony na nazwisko Amriego. Przypuszczalnie chodzi o zaświadczenie o przyznaniu pobytu tolerowanego. Takie dokumenty wystawia się migrantom, którzy od 2015 r. masowo przybywają do Niemiec.
„Der Spiegel” podał, że podejrzany był znany policji pod innymi nazwiskami i datami urodzenia. Zgodnie bowiem z polityką „otwartych drzwi”, migranci z Azji i Afryki wkraczali do Niemiec nie będąc pytani o dokumenty, a potem niektórzy z nich przybierali różne tożsamości.