Dobre wieści nadeszły zza zachodniej granicy. Antyimigrancka Alternatywa dla Niemiec (AfD) po raz kolejny odnotowała spadek poparcia społecznego. Na szczycie bez zmian. Socjaldemokraci i chadecy idą łeb w łeb.
Niemiecka socjaldemokracja stoi przed szansą wygrania wyborów do Bundestagu. SPD od kilku miesięcy znajduje się na wyraźnej fali wznoszącej. Kolejny sondaż, tym razem przeprowadzony przez Instytut Emnid dla dziennika Bild, pokazuje, że partia kierowana przez Martina Schulza może liczyć na 33 proc. poparcia. Dokładnie taki sam wynik zanotowała CDU, formacja obecnej kanclerz Angeli Merkel. Zwycięstwo SPD w jesiennych wyborach nie przyniosłoby zapewne znaczących zmian w polityce społecznej i gospodarczej. Socjaldemokraci sprawują bowiem rządy w koalicji z chadekami od 12 lat.
Dobrą wiadomością jest z pewnością spadek poparcia dla skrajnie prawicowej Alternatywy dla Niemiec. Gdyby wybory odbyły się pod koniec marca, na AfD zagłosowałoby 8 proc. badanych. W porównaniu z poprzednim badaniem partia straciła jeden punkt procentowy. Elektorat AfD kurczy się regularnie od kilkunastu miesięcy. Na początku 2016 roku formacja notowała regularnie ponad 10 procentowe poparcie.
Alternatywa dla Niemiec powstała na początku 2013 roku. Jej pojawienie się było symbolicznym zerwaniem konsensusu na niemieckiej scenie politycznej, zakładającego, że nie może istnieć liczące się ugrupowanie sytuujące się na prawo od konserwatywnej bawarskiej CSU. AFD początkowo była siłą reprezentującą interesy mieszczańskiej klasy średniej. Mając w swoich szeregach przedsiębiorców i profesorów ekonomii skupiała się głównie na postulatach liberalizacji gospodarki, obniżki podatków oraz ograniczeniu transferów socjalnych. Z czasem coraz większe wpływy w partii zaczęła zdobywać frakcja obsesyjnie ksenofobiczna, czego zwieńczeniem było wygranie wewnątrzpartyjnych wyborów na stanowisko przewodniczącego przez Frauke Petry w 2014 roku.