Można być w Rzymie i nie zobaczyć papieża. Nie sposób było być w Stambule i nie ujrzeć świątyni Haga Sophia. Symbolu tego miasta i żelaznego punktu programu każdej wycieczki po nim.
Tak było do 10 lipca. Tego dnia turecki Najwyższy Sąd Administracyjny unieważnił prezydencki dekret z 1934 rok nadający świątyni status muzeum. Następnego dnia prezydent Turcji Recep Erdogan nadał temu słynnemu zabytkowi bizantyjskiej kultury status meczetu. A to oznacza też liczne rygory i utrudnienia w jego zwiedzaniu przez następne miliony turystów. I nie tylko.
Zaproszenie do wojny
Haga Sophia, czyli świątynia Mądrości Bożej od zawsze była centralnym punktem naszego świata. Olbrzymia, wspaniała architektonicznie budowla, wyświęcona w 537 roku w obecności cesarza Justyniana Wielkiego, szybko stała się centrum duchowym chrześcijaństwa. I centrum Konstantynopola – miasta pretendującego do roli centrum chrześcijańskiej cywilizacji. Zwłaszcza, że dawny cesarski, łaciński Rzym był wtedy upadłą, drugorzędną metropolią.
Świątynia przetrwała wiele wojen i łupieżczych najazdów. Nawet ten najbardziej barbarzyński, dokonany przez katolickich krzyżowców w latach 1202 – 1204, urządzony przy okazji IV krucjaty. Te dwa lata złodziejskich rządów „łacinników” przypominały szwedzki „Potop” w Polsce. Pomimo prób późniejszej odbudowy cesarstwo i Konstantynopol nie wróciły już do dawnej świetności.
W 1453 roku resztki cesarstwa bizantyjskiego wraz z Konstantynopolem zdobyli Turcy władani przez sułtana Mehmeda II Zdobywcę. Ten rozpoczął odbudowę miasta, nadal mu nową świetność. Ale też zmienił jego nazwę na Istambuł, a chrześcijańską Hagę Sophię w meczet. Mehmed nie był jednak religijnym fanatykiem. Reprezentował „pragmatyczny islam”.
Swój Stambuł widział jako kontynuację kosmopolitycznej, wielo religijnej, mulit kulturalnej metropolii. Czerpiącej z dorobku greckiej kultury, bizantyjskiego chrześcijaństwa, wzbogaconych o słowiańskie, normandzkie i żydowskie wpływy. W jego imperium administracja i wojsko miało być islamskie i sturczone, ale gospodarka mogła być wielo religijna i wielo narodowa. Dzięki tej pragmatyce Turcja stała się światowym imperium.
Kryzys nadszedł wraz z wzmocnieniem się twardego, obskuranckiego islamu. Wtedy kiedy imperium zamykało się przed europejskim oświeceniem i rewolucją naukowo-techniczną. Przeróżne próby modernizacji kończyły się zawsze konserwatywnymi kontrrewolucjami.
Przegrane wojny bałkańskie i I wojna światowa rozbiły ostatecznie to imperium. Turcji groziła nawet utrata Istambułu. Wtedy władzę przejęli „młodoturcy” dowodzeni przez generała Mustafę Kemala Ataturka. Zlikwidowali system sułtanatu i religijny kalifat. Alfabet arabski utożsamiany ze szkołami koranicznymi zastąpiono łacińskim. Przyznano większe prawa kobietom, przymusowo wprowadzono europejski e ubiory. Turcja stała się świecka republiką wzorowaną na Francji.
Ostatnim akordem odgórnej laicyzacji stało się przekształcenie meczetu Haga Sophia w muzeum. Centrum światowej kultury.
Teraz Turcja rządzona przez prezydenta Erdogana wraca do czasów sułtanatu. Symbolicznie na razie. Prezydencka decyzja pogrzała stary na Bałkanach konflikt islam- chrześcijaństwo. Cerkwie prawosławne zaprotestowały, ale ich głos nie przebił się do świata zajętego walką z pandemią. Przy tej okazji ujawniły się też słabości autokefalicznych , czyli niezależnych, narodowych prawosławnych kościołów.
Ubiegłoroczna decyzja Bartłomieja I, tytularnego ”Arcybiskupa Konstantynopola – Nowego Rzymu i Patriarchy Ekumenicznego” stworzenia odrębnego ukraińskiego kościoła prawosławnego dodatkowo podzieliła prawosławnych na świecie. To też sprawiło, że stracił on poparcie najsilniejszej moskiewskiej cerkwi. To polityczne rozbicie świata prawosławnego cynicznie wykorzystał prezydent Erdogan kreując w swoich mediach „pokojowo nastawionego” patriarchę Konstantynopola jako swego politycznego poplecznika. Klienta nowego sułtanatu.
Wraca stare
Znacznie bardziej niebezpieczny może okazać się odradzający się konflikt polityczny „sułtańsko – islamska” Turcja kontra prawosławna Grecja. Wzmocniona poparciem prawosławnych państw bałkańskich. Sułtanizacja i islamizacja Turcji przez ekipę Erdogana oznacza nie tylko pożegnanie dawnej Turcji aspirującej do członkostwa w Unii Europejskiej. Bo oczywistym jest, że ta nowa- stara Turcja nie przystaje do laickiej, opartej na demokracji parlamentarno – gabinetowej, trójpodziale władz Unii Europejskiej. Ale to także aktualne teraz pytanie:
Czy taka anty chrześcijańska i antydemokratyczna Turcja mieści się w kanonie demokratycznych wartości deklarowanych przez Pakt Północnoatlantycki?
Czy antydemokratyczna, antyzachodnia erdoganowska Turcja może być dalej członkiem politycznej wspólnoty NATO?
Tu warto przypomnieć, że tureckie członkostwo nie byle jakim jest. Turcja jest najważniejszą południową flanką Sojuszu Północnoatlantyckiego. Uprzywilejowaną przez dziesiątki minionych lat, bo w czasach „zimnej wojny” była państwem sąsiadującym z ZSRR i państwami Układu Warszawskiego. I sprawnie zarabiała na tym.
Teraz nadal sąsiaduje z Rosją, ale też ze skonfliktowanymi z nią kulturowo i historycznie państwami NATO. Prawosławną Grecją, prawosławną Bułgarią i prawosławną Rumunią sąsiadem przez Morze Czarne. Sąsiaduje też politycznie z prawosławną Macedonią Północną, prawosławną Czarnogórą i wielo religijną Albanią. Warto też pamiętać o Cyprze. Podzielonym, zamieszkałym przez cypryjskich Greków i cypryjskich Turków. Z zamrożonym tam konfliktem etnicznym i religijnym, który islamizacja Turcji może podgrzać.
Czy przyszłe NATO będzie aż tak politycznie pojemne, że pomieści tureckie państwo, to niedemokratyczne i radykalizujące się teraz religijne?
Milczący światowy obrońca chrześcijaństwa
Elity PiS wielokrotnie deklarowały się jako „obrońca kultury chrześcijańskiej”. Zwłaszcza chrześcijańskich wartości. Wiele razy przestrzegały, straszyły nawet swych wyborców, ofensywą islamu. Islamizacją Europu. Zwykle wydumaną i kreowaną. Ale kiedy mamy do czynienia z faktyczną islamizacją Europy, faktyczną walką z dziedzictwem chrześcijańskiej kultury, to wszyscy zawodowi obrońcy chrześcijaństwa z PiS milczą jak trusie.
Ani słowa krytyki wobec polityki prezydenta Edogana z ich strony nie słychać. Przeciwnie odnoszę wrażenie, że elity PiS po cichu sympatyzują z tureckim prezydentem. Bo on jawnie odbudowuje państwo religijne, tłumi opozycję, pluje na Unię Europejską. Robi to o czym elity PiS marzą, tylko jeszcze boją się to uczynić.
A tymczasem na początku sierpnia prezes Ali Erbas kierujący Diyanetem, czyli instytucją powołaną w 1924 roku jako Urząd ds. wyznań, czyli pilnowania świeckości państwa tureckiego, a pod panowaniem prezydenta- sułtana Erdogana przekształcony w instytucję ds. islamizacji Turcji, zapowiedział powstanie w zamienionej w meczet Haga Sophii medresy, czyli szkoły koranicznej.
Kolejnego symbolu ponownej, państwowej islamizacji kraju.
Co będzie dalej?
Ustanowienie kalifatu w Turcji?