Europosłowie z PiS, PSL i PO. nie poparli rezolucji, nawołującej państwa członkowskie do wprowadzenia prawnej ochrony przed dyskryminacją kobiet, osób trans – i interpłciowych, lesbijek, gejów i osób biseksualnych, nie poparli Jak widać, w niektórych sprawach Polacy potrafią się dogadać.
O wynikach głosowania napisało stowarzyszenie „Miłość nie wyklucza”, które od lat walczy o uznanie równych praw wszystkich obywateli i obywatelek, bez względu na orientację seksualną i tożsamość seksualną. Przeciwnikami tej idei po raz kolejny okazali się nie tylko przedstawiciele jawnie konserwatywnych ugrupowań, jak Prawo i Sprawiedliwość czy Polskie Stronnictwo Ludowe, ale także „nowoczesnej” i „europejskiej” Platformy Obywatelskiej. Pełne poparcie okazali wyłącznie eurodeputowani i eurodeputowane, wybrani z list SLD-UP, a więc Lidia Geringer de Oedenberg, Adam Gierek, Bogusław Liberadzki, Krystyna Łybacka i Janusz Zemke, a także jedna posłanka PO, Danuta Jazłowiecka. Aż 30 polskich reprezentantów było przeciw.
Jak się okazuje, rezolucja okazała się kontrowersyjna dla całej Europejskiej Partii Ludowej, liberalno-konserwatywnej frakcji, do której należy PO. Sytuacja ta o tyle nie dziwi, że w dokumencie otwarcie skrytykowano politykę cięć, tzw. austerity, które zdaniem jego autorów najgłębiej odbija się na sytuacji kobiet, które w większym stopniu polegają na usługach publicznych ze względu na gorszą pozycję na rynku pracy i pełnienie funkcji opiekuńczych w swoich rodzinach. Europejskiej centroprawicy nie podobał się także pomysł ścigania przestępstw powodowanych homofobiczną nienawiścią czy otwarte potępienie Polski jako kraju, gdzie prawa kobiet wciąż nie są przestrzegane, przede wszystkim na rygorystyczne przepisy antyaborcyjne – autorzy rezolucji, podobnie jak ONZ i organizacje, zajmujące się ochroną praw człowieka, zalicza do nich właśnie prawo do bezpiecznego i legalnego przerywania ciąży.
W ostatnim czasie pojawiało się wiele artykułów na temat jednego z ostatnich głosowań nad projektem rezolucji Parlamentu Europejskiego w sprawie równości kobiet i mężczyzn.
Paragraf, o którym w nich mowa brzmi następująco:
„38. wzywa Komisję i państwa członkowskie, by uwzględniły środki służące ochronie kobiet i osób LGBTI przed molestowaniem w miejscu pracy; wzywa Komisję do zmiany obecnej decyzji ramowej UE w sprawie zwalczania pewnych form i przejawów rasizmu i ksenofobii za pomocą środków prawnokarnych, by uwzględniała ona seksizm, przestępstwa z nienawiści oraz podżeganie do nienawiści ze względu na orientację seksualną, tożsamość płciową i cechy płciowe;”
Polska Delegacja SLD-UP głosowała zgodnie z linią grupy S&D za przyjęciem powyższego paragrafu. Wyniki głosowania imiennego: to 462 za, 154 przeciw, 69 deputowanych wstrzymało się.
prof. Bogusław Liberadzki,
wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Kolejny raz okazuje się, że „obrońcy demokracji” na polskim podwórku mają problemy z demokracją na poziomie europejskim. Parlament Europejski głosował nad rezolucją antydyskryminacyjną. Większość posłów PO tchórzliwie wstrzymała się od głosu, a trzech nawet głosowała ręka w rękę ze swoimi „wrogami”(?) z PiS-u. Rezolucji nie poparła nawet była minister ds. równego traktowania poseł Kozłowska-Rajewicz. Co tak przeraziło panią minister? Skrót LGBT, omawiana rezolucja miała bowiem przeciwstawiać się dyskryminacji osób LGBT.
Kiedy platformerscy „obrońcy demokracji” zauważą, że obrona demokracji to nie solidaryzowanie się ze swoim kolegą Andrzejem Rzeplińskim, czy obrona swojego idola Lecha Wałęsy? Kiedy zrozumieją, że demokracja to obrona zwykłych obywateli, członków mniejszości, które są w Polsce autentycznie dyskryminowane? Zapominając, że demokracja to ochrona mniejszości przed tyranią większości, zachowujecie się jak PiS, który przez demokrację rozumie wszechwładzę „suwerena”. Wstyd.
Nie od dziś wiadomo, że w Platformie Obywatelskiej pod przykrywką fałszywego uśmiechu kryje się krętactwo i cynizm. Dobrze, że w Europarlamencie honor Polski obronili posłowie SLD. I dobrze, że ta część Polski, która stoi po stronie europejskich i demokratycznych wartości ma w Brukseli swoją reprezentację.
KRZYSZTOF GAWKOWSKI
WICEPRZEWODNICZĄCY SLD
Dziwi nas zdziwienie wielu, że konserwatywna Platforma Obywatelska okazała się partią… konserwatywną.
PO na początku swego istnienia mocno podkreślała swój kulturowy konserwatyzm. Dopiero rozpoczęta w 2005 roku wojna z PiS zmusiła Platformę do szukania wyborców wśród osób o bardziej liberalnych poglądach. Nęciła ich obietnicami dotyczącymi związków partnerskich, które nigdy nie zostały zrealizowane. Z drugiej strony Donald Tusk na funkcję pełnomocniczki ds. równego traktowania wyznaczył konserwatystkę Elżbietę Radziszewską, która pełniła ten urząd w latach 2008 – 2011. Rząd PO nie przyjął też Karty Praw Podstawowych. Jesienią 2011 r. minister spraw zagranicznych w rządzie Platformy Radosław Sikorski mówił w Berlinie: „Tożsamość narodowa, religia, styl życia, moralność publiczna i stawki podatku dochodowego od osób prawnych i podatku VAT oraz wszystko to, co za tym idzie, powinny zawsze pozostać w gestii państw”. Była to jednoznaczna deklaracja, że według rządu PO Unia Europejska nie powinna wpływać na krajowe ustawodawstwo dotyczące praw osób homoseksualnych („styl życia”, „moralność publiczna”). Platforma jest po prostu konsekwentna.
ANDRZEJ KALIŃSKI
TRYBUNA.EU