8 listopada 2024

loader

Przemoc i pogarda

Mało kto wie, że dzisiaj Francuzi manifestują podwójnie. Wszystkie kamery są skierowane na barykady „żółtych kamizelek” w ogniu, na Polach Elizejskich, skąd policja próbuje przemocą wyrzucić manifestantów, ale w Paryżu kilka kilometrów dalej, jak w blisko w 50 innych miastach, przeszły dziś pochody kobiet i mężczyzn, którzy w rok po pojawieniu się planetarnego ruchu #metoo domagają się „skończenia z seksistowską przemocą ”. „Jesteśmy kurewskimi feministkami” – skandowały kobiety przy Placu Opery, przejmując to pogardliwe określenie na znak swej determinacji.

 

Francuskie media oligarchiczne i prorządowe skupiają się naturalnie na przemocy „żółtych kamizelek” w Paryżu, tej przemocy, która jest odpowiedzią na przemoc władzy. Nie chodzi tu nawet o te granaty hukowe, te gazy łzawiące, pałki i wozy bojowe, które rząd Macrona wystawił zamiast jakiejś odpowiedzi politycznej na niezadowolenie (łagodnie mówiąc) 77 proc. społeczeństwa. Chodzi o przemoc przez nie przemilczaną, która wyciska łzy kobiet i mężczyzn nawet bez gazów łzawiących: przemoc wielkiego kapitału, uosobioną przez neoliberalny ekstremizm Emmanuela Macrona.
Kto wie, może gdyby okradaniu klas najniżej uposażonych, tych milionów ludzi, którzy ledwie wiążą koniec z końcem lub wcale ich nie wiążą, nie towarzyszyła jawna dla nich pogarda ze strony młodego bankiera-milionera, gdyby ekonomicznej przemocy nie towarzyszyły słowa o „ludziach, którzy są niczym”, może wtedy Macronowi by się udało. W wielu państwach klasa wielkich posiadaczy dzięki swym pieniądzom i wpływom opanowała prawodawstwo, by je przystosować do swoich interesów kosztem reszty społeczeństwa, ale potrafiła lepiej dbać o pozory, niczym ten pijany mąż, który po pobiciu żony i wytrzeźwieniu mówi „kocham cię”, aż do następnego razu.
Ale Macron, ten „idealny zięć” z czasów kampanii wyborczej, nie dość, że nazwał się Jowiszem (Dzeusem), tj. bogiem, to po zrobieniu bezprecedensowych prezentów dla klasy możnych, która w niego zainwestowała („uwolnienie” od podatków miliarderów, milionerów, wielkich przemysłowców, akcjonariuszy, rentierów itp.) postanowił odbić budżetowe straty na klasach, o których mówił, że to „leniwi alkoholicy” lub „palacze”, którym „nie chce się przejść na drugą stronę ulicy, by znaleźć pracę i kredyt” . Na tych, którzy zarabiają pensję minimalną lub mniej, na emerytach, bezrobotnych, studentach i nawet na tej niższej klasie średniej, która go poparła w wyborach.
Przemocowy „czaruś” rzeczywiście okazał się „antysystemowy”, jak twierdził: obala francuski system socjalny i kodeks pracy, wszystko, co pomagało jeszcze hamować neoliberalny wzrost nierówności społecznych. Już dziewięć milionów ludzi we Francji żyje poniżej progu ubóstwa. Przemoc klasowa czy seksistowska, wynikają z poczucia bezkarnej siły, lecz gdy podbija ją jeszcze widoczna pogarda, może zostać wywołany bardzo gwałtowny opór. Jeśli Macron tego nie zrozumie, może nie dotrwać do końca kadencji. Walka przeciw przemocy silniejszych wymaga nierzadko długiego czasu, o czym doskonale wiedzą bite, czy gwałcone kobiety. Ale dzisiaj w Paryżu obie manifestacje miały tę samą nadzieję, że jeśli nawet nie wygra się od razu, to trzeba próbować.

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

I butelka rumu…

Następny

Sen o Powrocie, walka o przetrwanie

Zostaw komentarz