Rozpoczęte w czwartek w Sztokholnie amerykańsko-północnokoreańskie rozmowy na temat denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego nie przyniosły wyjścia impasu.
„Stany Zjednoczone pojawiły się z pustymi rękoma”, nie uwzględniły żądań KRLD, co „odebrało wszelką chęć do rozmów” – oświadczył szef pónocnokoreańskiej delegacji Kim Myong Gil cytowany przez oficjalną agencję Jonhap.
„Dobitnie wyraziliśmy nasze stanowisko. Zawieszenie prób jądrowych i startów międzykontynentalnych pocisków balistycznych, likwidacja poligonu jądrowego na północy kraju, powrót szczątków amerykańskich żołnierzy – jako pierwsi podjęliśmy te działania zmierzające do denuklearyzacji i budowania zaufania, jeśli USA szczerze na to odpowiedzą, wówczas będziemy mogli przejść do kolejnego etapu, do poważnego omawiania środków w zakresie denuklearyzacji – powiedział Kim Myong Gil. – W trakcie negocjacji zaproponowaliśmy realistyczny plan działania, który może pomóc dialogowi USA-KRLD przełamać impas spowodowany niewłaściwym podejściem USA”. Dodał wszakże, że rozmowy nie zostały całkowicie zerwane, ale odroczone do końca roku.
Perspektywa amerykańskiego Departamentu stanu jest jednak odmienna. Według Amerykanów komentarze Kima nie oddają istoty toczonych w Sztokholmie negocjacji. „Delegacja amerykańska przyniosła twórcze idee i miały dobre spotkanie ze swoimi odpowiednikami z KRLD” – stwierdziła rzeczniczka departamentu Morgan Ortagus. „Stany Zjednoczone i KRLD nie przezwyciężą dziedzictwa 70 lat wojny i wrogości na Półwyspie Koreańskim w jeden dzień. To ciężkie sprawy, wymagające zaangażowania ze strony obu krajów” – dodała, informując, że strona amerykańska przyjęła ofertę Szwecji, aby za dwa tygodnie wznowić rozmowy z Koreańczykami.
Że w jakiejś formie wymiana opinii pomiędzy Waszngtonem a Pjongjangiem będzie zapewne trwała, ale oczekiwanie na zakończenie impasu było z pewnością przedwczesne, podobnie jak przedwczesny był entuzjazm prezydenta Donalda Trumpa po szczycie w Singapurze w ubiegłym roku. Nie wiadomo nic o szczegółach amerykańskich, ale też i Korea Północna zdaje sobie sprawę, że nie może pozwolić sobie na uległość, gdyż inwestycja w broń rakietową i jądrową to dla Pjongjangu swego rodzaju „polisa ubezpieczeniowa” – rezygnując z niej bez odpowiednio mocnych gwarancji straci jedyną kartę przetargową w relacjach z supermocarstwem.