8 listopada 2024

loader

Sushi con carne

TVP cieszy się z 30 lecia Grupy Wyszehradzkiej. W Krakowie odbyły się huczne obchody, a władza podkreśla jaką to niesamowitą czwórkę grupa stanowi i jak pcha nas ku świetlanej przyszłości.
Bzdura to jest. V4 wymyślono kiedyś, żeby razem wejść do NATO i Unii. Polska była prawie dwa razy większa niż pozostałe kraje. Siłą rzeczy uchodziła za lidera. Tyle, że całość konceptu zdechła szybciej niż urosła. Słowacją zawładnął autokrata Vladimir Meciar i przez lata 90. skutecznie odstraszał od tego by wraz z nim coś na arenie międzynarodowej kombinować. Potem była epoka eurosceptycznego prezydenta Czech Klausa, za którego czasów Polska i Czechy stały się dla siebie potężnymi wspólnikami gospodarczymi, co zamiast cieszyć Czechów zaczęło wywoływać w nich niechęć do polskich produktów. Kolejny prezydent Czech Zeman miłością do Polski też nie pałał. Tak jak i aktualny prezydent Babis.
Ten ostatni tak u siebie w kraju jak i w Unii jest postrzegany jako aferał gospodarczy. Jak cywilizowany Świat postrzega Orbana i rządzący Polską PiS też wiadomo. Słowacja po swoich aferach korupcyjnych nie może się otrząsnąć nawet wewnątrz o polityce międzynarodowej nie wspominając.
Po wygranej PiS w 2015 r. Wyszehrad stał się narzędziem Orbana. Debilizm polityki zagranicznej PiS to spowodował. Dzięki światłemu przywództwu wodza Węgier Zachód Europy nie tyle boi się naszej czwórki, co się z niej śmieje. Głównie zaś z tego, że oficjalna retoryka V4 sprowadza się do krytyki Berlina, zaś każdy z krajów przebiera nogami za niemieckim kapitałem. Dzięki czemu V4 to dziś schizofreniczna banda dowodzona przez autorytarystów, stanowiąca ekonomiczną kolonię Republiki Federalnej.

Jeszcze śmieszniej, choć o niebo tragiczniej ma Mjanma. Znana większości jako Birma, a niektórym jako Syjam. Ten od bliźniąt, a nie os syjonistów. Całe dziesięciolecia rządzili tam wojskowi. Oni byli tymi złymi. Dobra była laureatka pokojowego Nobla pani Aung San Suu Kyi.
W związku z tym częściej siedziała w areszcie domowym, niż była wolna. W końcu jednak generałowie doszli do wniosku, że warto się otworzyć na świat, bo dzięki temu można zarobić i wysłać dzieci na dobre uczelnie.
Strony konfliktu politycznego dogadały się zatem. Pani San Suu Kyi miała się nie wtrącać do wojska i dzięki temu mogła być premierem. Była zatem parę ładnych lat. Przez które dla świata stła się tą złą. Z powodu ludu Rohinja, którego z woli narodu Mjanny musiała się pozbyć wyganiając setki tysięcy ludzi z dnia na dzień za granicę. Świat przecierał na takie bestialstwo oczy ze zdumienia, a rada noblowska jęła się zastanawiać jak kobiecie odebrać jej laur.
Honor pani San Suu Kyi uratowała armia, która chwilę temu znów obaliła demokrację i zamknęła ex premier w areszcie domowym.
Junta mjanmańska przejęła władzę, bo podobnie jak Donald Trump postrzegała wybory, w których wystawiona przez wojsko partia przegrała, jako oszukane. Za prezydentem USA poza dziwnymi ludźmi spod Kapitolu, nie opowiedział się w Stanach nikt poważny. W Mjanmie wręcz przeciwnie. Po zdobyciu władzy wojsko nie za bardzo wie czego chce. Na pewno nie ma jednak zamiaru kooperować z Zachodem. Eksperci od tego zakątka świata śmieją się więc, że mająca pełne usta niezależności, niepodległości i wstawania z kolan Junta ma tylko jedno wyjście stać się jak Kambodża i Laos kolonią chińską. Taką ze wszystkimi atrybutami niezależności, z wyjątkiem gospodarki i polityki zagranicznej.

Sushi chce przestrzec przed oglądaniem TVN. Można to robić tylko wtedy, gdy się pamięta, że telewizja jest własnością amerykańskiego Discovery. Dzięki temu w każdym programie informacyjnym musi być o Stanach dobrze, a nawet doskonale. Najlepiej to obserwować po przedstawianiu reakcji zagranicznych na akcję „Media bez wyboru”. Najczęstszy komentarz jest taki, że Unia Europejska nie wsparła wolnych mediów, ograniczając się do zdawkowych wypowiedzi kilkorga brukselskich urzędników. Ale miłujące wolne słowo Stany to ho, ho. Dały PiS tak popalić, że Morawieckiemu, Dudzie i Kaczyńskiemu poszło w wpięty. Tezę tę udowadnia się potem przez pół godziny pokazując jak ten czy inny amerykański parlamentarzysta, który coś na ten temat powiedział lub napisał na Twitterze, jest ważny. Zabawne to tak samo jak udowadnianie , że głos niemieckiego deputowanego, czy nawet polskiego posła ma jakieś znaczenie międzynarodowe. Bo nie ma otóż. Liczą się tylko stanowiska szefów państw i ich MSZ-ów. I nawet TVN tego nie zmieni. Ale co sobie poopowiadają o wielkości kraju ich pracodawców, to ich.

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

Walka klasowa w Europie i na na świecie

Następny

Księga Wyjścia (71)

Zostaw komentarz