GadzinowskiTrbuna
Wojnę Rosja – NATO +, toczoną na terytorium Ukrainy, obserwujemy w mediach. Obywatele Federacji Rosyjskiej w swoich,a obywatele NATO + w swoich.
Na realnym, ukraińskim froncie codziennie są realne wymianz ognia. W medialnych przekazach każda z walczących stron widzi tylko „swój” przekaz. Swój ogień.
Mój promotor i intelektualny mistrz, profesor Jan Baszkiewicz, wielokrotnie przestrzegał swych studentów piszących o historiach idei, przed eksponowaniem racji jednej strony konfliktu i kastrowaniu przekazu drugiej.
Wtedy mamy obraz jakby podczas zawodów szermierczych z telewizyjnej relacji wyciąć jednego z zawodników. I pokazywać tylko tego drugiego. Wykonującego wtedy jakieś dziwne, niezrozumiałe dla nas, chaotyczne ruchy.
Mija miesiąc wojny Rosja- NATO +, którą w Polsce znamy z naszych przekazów medialnych. Z internetu, telewizji, czasem głębszych, bo prasowych, analiz.
Ponieważ w ubiegłym tygodniu byłem na Malcie to miałem okazję oglądać w tamtejszej kablówce niedostępny w Polsce rosyjski Kanał Pierwszy. Taką putinowską TVPiS. Widziałem obraz wojny prezentowany dla obywateli Federacji Rosyjskiej.
Wygrani u nas
Niewątpliwym wielkim już zwycięzcą tej wojny prezentowanej w mediach NATO + jest prezydent Ukrainy Władimir Zełeński. Nie tylko dlatego, że pozostał w bombardowanym Kijowie, a nie uciekł w bezpieczne miejsce jak w 2014 roku Wiktor Janukowicz.
Zełeński jest w swych przekazach autentyczny. W przeciwieństwie do swego poprzednika Perta Poroszenki, który w świetle kamer, ruszał na front w konwoju swych ochroniarzy, kucharzy i manicurzystek. A jego kałacha nosi mu asystent, aby dostojny ex prezydent miał wolne ręce.
Zełeński jawi się w mediach jako sługa, i to całego, zjednoczonego wojną ukraińskiego narodu. Każde jego przemówienie w każdym kolejnym parlamencie państw NATO + to kolejny jego medialny sukces. Bo każde jest świetnie napisane pod tych konkretnych, kolejnych słuchaczy.
I niezależnie co dalej się z prezydentem Zełeńskim realnie stanie, to właśnie przeszedł do historii państwowości ukraińskiej. W przyszłości będzie fundamentem mitu założycielskiego nowej, niepodległej, demokratycznej i pluralistycznej Ukrainy.Akceptowanym w całej Unii Europejskiej. Bo właśnie został prezydentem całej antyrosyjskiej Ukrainy, a nie tylko dawnej „banderowskiej Haliczyny”. Drugim wielkim już zwycięzcą w mediach NATO + jest armia ukraińska. Slawni chłopci zaporożci. Dawid zwyciężający Goliata.
W starciu potencjalnie słabszego z potencjalnie silniejszym zawsze opinia publiczna bierze stronę tego słabszego. I tak właśnie teraz jest, niezależnie od realnego stanu i przyszłego wyniku tej wojny.
I u nich
W rosyjskiej telewizyjnej „Jedynce” wygrywa Rosja, bo toczy fundamentalny, ideowy bój z odwiecznym swym wrogiem. Ze zdemoralizowanym Imperium „Zachód”.
Z uzbrojoną i wyćwiczoną przez NATO armią ukraińską bombardującą stale rosyjską ludność cywilną w Donbasie. Zaświadczali o tym liderzy zbuntowanej republiki. Pokazano nawet zbrodniczą, ukraińską rakietę wystrzeloną ku cywilnym obiektom.
Ale pokazywano ją tylko przez jeden dzień. Bo pomimo grozy i autentycznie wyglądającego, też pokazywanego obrazu zniszczonego domu cywilnego w Doniecku, owa rakieta wyglądała już nieco cyrkowo. Pachniała teatralną pokazuchą. Co pewnie rosyjscy propagandziści też wychwycili.
Armia rosyjska w rosyjskich mediach codziennie wygrywa, ale trudno zobaczyć w rosyjskim „Wiadomościach” te zwycięskie relacje z frontu. Gierojów jadących w nowoczesnych tankach, ich militarne sukcesy.
Widzimy za to zdjęcia już zdobytego, totalnie rozwalonego ukraińskiego sprzętu pancernego. Zalegającego okolice Donbasu i Ługańska.
Nie pokazywali też w rosyjskiej telewizji ukraińskich jeńców. Nie widziałem ukraińskich cywilów witających radośnie swych rosyjskich wyzwolicieli.
Przez cały tydzień pokazano tylko kilka dalekich ujęć zabiedzonych, szarych ludzi stojących w kolejce po równie szaro i biednie opakowaną „pomoc humanitarną” serwowaną im przez rosyjskich antynazistów.
W rosyjskiej Jedynce na okrągło przez wiele godzin serwowano za to dwa programy. Debatę o aktualnych wydarzeniach zatytułowaną „Wielka Gra”, nawiązującą tytułem do XIX rywalizacji Rosji i Wielkiej Brytanii w Azji Środkowej. Oraz dokumentalny, historyczny wielogodzinny cykl zatytułowany „Rusofobia”.
W „Wielkiej Grze” codziennie debatowali przysłowiowi „czterej znawcy od nawozów i od świata”, czyli profesorowie z „MGiMO”, wojskowi w stanie spoczynku, publicyści. Wszyscy oni przekonywali mnie, że oto mamy teraz fundamentalne starcie dwóch cywilizacji. Historycznej, prawdziwej chrześcijańskiej Rosji i łacińskiego, zdegenerowanego,liberalnego Zachodu. Reprezentowanego przez Stany Zjednoczone Ameryki i ich europejskich satelitów z NATO.
W „Rusofobii” codziennie dowiadywałem się też o organicznej nienawiści łacinników z „Imperium „Zachód” do zdrowej, prawosławnej Rosji.
Ciągle przypominano mi o barbarzyńskim zdobyciu, złupieniu i zdewastowaniu Konstantynopola przez zachodnich łacinników w czasie wypraw krzyżowych. O barbarzyńskich najazdach zachodnich Polaków, Napoleona i Hitlera na Moskwę. O barbarzyńskiej organicznej pogardzie ludzi Zachodu dla cywilizacji i kultury rosyjskiej.
Codziennie też w „Wielkiej Grze” byłem informowany o cynicznych, możliwych zdradach państw mieniących się przyjaciółmi Rosji i prezydenta Putina. Nakazywano mi zdwojoną czujność wobec Turcji i jej prezydenta. Bo choć nie jest on w pełni człowiekiem Imperium „Zachodu”, to jednak potencjalnym zdrajcą. Jak niejeden już Turek w przeszłości.
Po dniu „tureckim”, kiedy przygotowywano mnie na tureckie zło, nastąpił dzień zwątpienia w twardy jak skała sojusz rosyjsko – chiński.
Okazało się bowiem, że Pekin też zaczyna prowadzić swą niejasną grę. Też może zdradzić, nie pierwszy raz zresztą w historii.
Eksperci „Wielkiej Gry” codziennie postulowali wolę rozmów o rozejmie i pokoju. Problem tkwił w jedynie tym, że nie dostrzegali po stronie ukraińskiej partnera do takich rozmów.
Prezydent Zełeński jako znany nazista i ukraiński krętacz nie mieścił się w gronie „ludzi honoru” wedle standardów prezentowanych przez tych rosyjskich ekspertów. Jednemu z nich nawet wypsnęło się, że tenże nazista i krętach to przecież z pochodzenia „żydek”. Zapachniało starymi, niezawodnymi „Protokołami Mędrców Syjonu”.
Czy można wysyłać gołąbka pokoju żydowskiemu naziście?
Zatem wielkiej rosyjskiej cywilizacji pozostaje jedynie walczyć. Bez względu na straty i ofiary. Nawet samotnie, jak to przecież nieraz już w historii Rosji bywało.
Ale wynik śmiertelnego boju jest już przesądzony.
Czas wielkiego „Waterloo zgniłego Zachodu” właśnie nadchodzi!
Tak to prezydent Putin już wygrał swą wpjne w rosyjskiej TVPiS.
Pomimo tamtego przekazu wierzę,że Rosjanie swój rozum mają.
I swoje wiedzą.