Izraelski minister obrony, Awigdor Liberman ujawnił, że rząd prezydenta USA, Donalda Trumpa ostrzegł otwarcie władze izraelskie, iż gdyby zaczęły wcielać w życie pomysł rozciągnięcia suwerenności nad Zachodnim Brzegiem Jordanu, wtedy doszłoby do „natychmiastowego kryzysu” w stosunkach dwustronnych.
Na posiedzeniu komisji spraw zagranicznych i obrony Knesetu zaznaczył, że nie było to ostrzeżenie pośrednie, czy ukryte. Otóż po odejściu prezydenta Baracka Obamy władze izraelskie szybko wyraziły zgodę na budowę ok. 6 tys. mieszkań w Jerozolimie wschodniej i w osiedlach żydowskich na Zachodnim Brzegu, a Kneset uchwalił ustawę pozwalającą zalegalizować ok. 4 tys. samowolnie postawionych domów osadników żydowskich.
Z drugiej strony zaczął się wyścig w stawianiu przez partie konkurujące z Likudem premiera Benjamina Netanjahu (nawet w jego koalicji rządzącej) daleko idących żądań działania metodą faktów dokonanych. Trump pogroził, gdy konkurencję przelicytował poseł Likudu, Miki Zohar.
Chce stworzenia jednego państwa: Izraela z Zachodnim Brzegiem, gdzie Palestyńczycy mieliby „niepełne obywatelstwo izraelskie” – brak prawa wybierania posłów do Knesetu, przy zachowaniu prawa wyboru władz samorządowych.
Asumpt do takiego pomysłu dała bez wątpienia uwaga Trumpa, gdy w lutym gościł Netanjahu. Mówił: „patrząc na powstanie dwóch państw i jednego, podoba mi się rozwiązanie, które spodoba się obu stronom”. A rozwiązania „nie zamierza dyktować”. Zrozumiano to pożegnanie zaklęcia „dwóch państw” – izraelskiego i palestyńskiego – tak świętego dla Baracka Obamy i ONZ.