Stosunki dyplomatyczne między Polską a Wietnamem zostały nawiązane siedemdziesiąt lat temu, 4 lutego 1950 roku.
Polska była jednym z pierwszych państw, które odpowiedziały na apel Ho Chi Minha. Ówczesny przywódca Demokratycznej Republiki Wietnamu zwrócił się do świata o akceptację walczącego o niepodległość państwa. Powstałego pięć lat wcześniej.
Kiedy je ogłaszano nie było ekip telewizyjnych i filmowych. Świadkowie zapamiętali, że Ho Chi Minh przyjechał na plac Ba Dinh w Hanoi francuskim samochodem, eskortowany przez gwardię rowerzystów. Półmilionowy, zebrany tam tłum ujrzał go na prowizorycznej trybunie. W otoczeniu ministrów proklamowanej wtedy Demokratycznej Republiki Wietnamu oraz grona amerykańskich oficerów.
„Wszyscy ludzie zostali stworzeni jako równi sobie. Stwórca obdarzył ich niepodważalnymi prawami do życia, prawem do wolności oraz prawem do poszukiwania szczęścia” – odczytał inwokację do napisanej przez siebie Deklaracji Niepodległości Wietnamu. Nawiązującej do Deklaracji Niepodległości USA.
Czynił tak nieprzypadkowo. Za plecami miał Archimedesa Patti, majora amerykańskiego wywiadu. Szefa delegacji armii Stanów Zjednoczonych. Armii, która uzbroiła defilujących przed trybuną partyzantów nacjonalistycznego Viet Minhu. Armii, której samoloty przelatywały nad placem i trybuną oddając zebranym przyjacielskie pozdrowienia.
Zwłaszcza jej sojusznikowi Ho Chi Minhowi, liderowi Viet Minhu, ogłaszającego wtedy – 2 września 1945 roku – powstanie Demokratycznej Republiki Wietnamu.
Proklamującemu niepodległość na wyrost, bo władza Ho Chi Minha długo w Hanoi się nie utrzymała. Tydzień później wkroczyły tam oddziały nacjonalistów Republiki Chińskiej, niechętnej niepodległemu Wietnamowi.
Wbrew decyzji mocarstw
Chińczycy zajęli północne tereny Wietnamu, bo miesiąc wcześniej, podczas konferencji poczdamskiej, ówcześni przywódcy USA, ZSRR i Wielkiej Brytanii, podzielili świat na sfery swych wpływów. Tam też zadecydowano o przyszłości Wietnam. Byłą XIX wieczną kolonię francuską, okupowaną od 1940 przez Japończyków, podzielono arbitralnie na dwie strefy. Północne tereny dostały w zarządzanie sojusznicze Chiny, rządzone wtedy przez nacjonalistę Czang Kai – szeka. Południe kraju przypadło Wielkiej Brytanii usadowionej w niedalekiej Birmie.
Ponieważ Londyn potrzebował poparcia Francji dla swej polityki w Niemczech, to oddał „swoje” południe Wietnamu generałowi de Gaulle. Ponieważ Czang Kai -szek ciągle potrzebował pieniędzy na wojnę domową z chińskimi komunistami, to odsprzedał przydzieloną mu północ Wietnamu, też Francuzom.
Ku zadowoleniu Ho Chi Minha, który wolał mieć za przeciwnika dalekiego, europejskiego okupanta niż wielkiego, azjatyckiego sąsiada. Wietnam zmagał się z chińskimi dominacjami i okupacjami ponad tysiąc lat. Z francuską ekspansją kolonialną tylko od stu.
Uzbrojona przez Amerykanów, bitna wietnamska partyzantka przyjęła Francuzów wrogo. Na tradycyjnie wojowniczej Północy kraju już po kilku miesiącach walk Francuzi kontrolowali jedynie miasta i najważniejsze szlaki komunikacyjne. Na pozostałych terenach toczyła się nieustanna wojna partyzancka. Na tradycyjnie biznesowym Południu, Francuzi wskrzesili przeszłość. W 1949 roku powołali tam marionetkowy rząd z powszechnie nieszanowanym cesarzem Bao Daiem. Playboyem, bohaterem towarzyskich kronik w europejskich bulwarowych gazetach.
Po ośmiu latach wyczerpującej wojny doborowa armia francuska przegrała z mistrzowską partyzantką Viet Minhu. Jej klęskę pieczętuje bitwa w dolinie Dien Bien Phu. Stała się ona wzorem dla antykolonialnych partyzantek na całym świecie.
Po Dein Bien Phu Francuzi myśleli o jednym. Jak honorowo wycofać się z azjatyckich Indochin. Z Wietnamu, ale też ze zbuntowanych Laosu i Kambodży. Spróbować ocalić dla Francji śródziemnomorskie kolonie, zachować zamorską Algierię. Dlatego podczas międzynarodowej konferencji pokojowej w Genewie w 1954 roku Francuzi godzili się na przedkładane im propozycje pokoju. Wydało się, że Wietnam już wtedy zostanie zjednoczony.
Jednak pozostałe delegacje miały już inne cele. Wielka Brytania chciała zachować podział Wietnamu. Liczyła, że tak osłabiony nie będzie wzorem dla jej kolonii i azjatyckich sojuszników. Amerykanie, przestraszeni wojną koreańską i narastającą popularnością komunistycznej ideologii w Azji, postanowili w Wietnamie zastopować widmo komunizmu. Nie mieli wtedy jeszcze sprecyzowanego planu jak to uczynić. Osłabiony śmiercią Stalina Związek Radziecki grał dalej rolę mocarstwa, ale w czasie negocjacji scedował azjatyckie rozgrywki na sojusznicze wtedy Chiny.
Dzięki temu wracający do zasad cesarskiej polityki w tym regionie Pekin ograł wszystkich. Wsparł prawicowe rządy w odzyskujących niepodległość Kambodży i Laosie aby przywrócić tam swe dawne wpływy. Wsparł ideę utrzymania dwóch konkurencyjnych państw na terenie Wietnamu graniczących na linii 17 równoleżnika. By zachować rolę przyszłego arbitra. Wolą konferencji zjednoczenie Wietnamu nastąpić miało dopiero po przeprowadzeniu wolnych wyborów w obu prowincjach. Wyznaczono ich ostateczny termin. Lipiec 1956 roku.
Aktywność chińska zmobilizowała Stany Zjednoczone. Amerykanie postanowili zablokować wolne wybory, bo prognozy były jednoznaczne. Niezwykle popularny Ho Chi Minh i jego nacjonalistyczny Viet Minh wygrałby je zdecydowania na Północy. I również na Południu, choć z gorszym wynikiem.
Od jesieni 1954 roku Amerykanie zaczynają zajmować miejsce ustępujących Francuzów na wietnamskim Południu. Współtworzą tam Republikę Wietnamu. Alternatywną wobec północnej, coraz bardziej socjalistycznej Demokratycznej Republiki Wietnamu. Szukają też wietnamskiego lidera, alternatywnego wobec Ho Chi Minha. Swego niedawnego sojusznika w wojnie z Japończykami.
Tragedia pomyłek
Stawiają na niepodległościowego działacza, wietnamskiego katolika Ngo Dinh Diema. Powszechnie wtedy poważanego. Warto przypomnieć, że w 1945 roku Ho Chi Minh tworząc pierwszy rząd niepodległego Wietnamu zaproponował w nim udział Ngo Din Diemowi. Ale ten odmówił i wyjechał do USA gdzie nawiązał wiele korzystnych politycznych kontaktów.
W 1954 roku Ngo Dinh Diem nie odmówił. Został premierem pro amerykańskiego Wietnamu. Dzięki pomocy USA ożywił gospodarkę wietnamską. Obalił archaicznego cesarza, ubrał Wietnam w republikańskie, demokratyczne szaty. Podczas swej wizyty w USA w 1957 amerykańskie media uznały go za „jedną z największych postaci XX wieku”. Atrakcyjnego prozachodniego demokraty z wietnamską twarzą.
Niestety premier Ngo Dinh miał do użytku wewnętrznego drugą twarz. Katolickiego, nepotycznego inkwizytora. Choć za granicą deklarował przywiązanie do demokracji, to u siebie surowo zwalczał każdą opozycję polityczną. Dodatkowo rozniecił konflikty z silnymi na Północy sektami religijnymi i początkowo sprzyjającymi mu buddystami.
Swą liczną, pazerną rodziną obsadził najważniejsze stanowiska w państwie. Od ministra – szefa policji po kardynała wietnamskiego kościoła katolickiego. Wtedy w Sajgonie żartowano, że przed braćmi Ngo Dinh nie ma ucieczki. Kontrolują wszystko co jest na ziemi, i jeszcze dodatkowo niebo.
W listopadzie 1966 roku wspierany przez wywiad USA pucz południowo wietnamskich wojskowych obalił rząd Ngo Dinh Diema. Znienawidzonego premiera i jego brata, szefa policji Ngo Dinh Nhu, wietnamscy żołnierze odnaleźli w katolickim kościele w chińskiej dzielnicy Cholon stołecznego Sajgonu. Zabili ich bez wahania. Na wieść o tym mieszkańcy Sajgonu szaleli z radości.
Krótka była ta radość, bo był to początek późniejszych, kolejnych klik wojskowych. Miały one wspólne cechy. Gigantyczny ciąg do korupcji oraz brak woli walki z miejscowymi partyzantami i armią Północy. Amerykanie uporczywie prowadzili tę, z góry skazaną na przegraną, wojnę. Nie pomogły setki tysięcy ich żołnierzy zaangażowanych w walki. Nie pomogła „wietnamizacja” wojny, czyli opłacanie armii Południa aby walczyła z partyzantką i wojskiem Północy.
Wojna wietnamska kosztowała USA ponad 60 tysięcy zabity, 313 tysięcy rannych, w tym ponad 150 tysięcy inwalidów. Wietnam Południowy stracił prawie 300 tysięcy zabitych żołnierzy. Straty Wietnamu Północnego, sumując żołnierzy, partyzantów i cywilów, szacuje się nawet na ponad milion zabitych.
Znów sojusz
„Cieszymy się, że znów jesteście” – takimi transparentami witano Amerykanów w Hanoi i Ho Chi Minh City, czyli dawnym Sajgonie. w 1995 roku. Kiedy między nawiązano stosunki dyplomatyczne i zniesiono amerykańskie embarga.
Wietnam po wprowadzeniu prorynkowych reform „doi moi” stał się kolejnym gospodarczym „azjatyckim tygrysem”. Światowym liderem w produkcji kawy, ryżu, przypraw. Atrakcyjnym miejscem dla inwestycji przemysłowych. Przede wszystkim japońskich, południowokoreańskich, singapurskich, ale też amerykańskich i europejskich. Dwadzieścia pięć lat po nawiązaniu stosunków dyplomatycznych Wietnam jest nadal ważnym sojusznikiem USA w regionie Pacyfiku.
Dlatego liczne amerykańskie delegacje państwowe składające wieńce w mauzoleum Ho Chi Minha w Hanoi. Wielu amerykańskich historyków i publicystów skłania się ku tezie, że to Ho Chi Minh mógł być tym „azjatyckim Tito”. Autentycznym przywódcą narodu, zachowującym niezależność polityczną od Moskwy i Pekinu. Strategicznym sojusznikiem USA. I gdyby w 1954 roku Amerykanie nie odrzucili możliwości współpracy z Ho Chi Minhem, to nie musieliby się angażować w niepotrzebną wojnę. Nie musieliby też uciekać z Wietnamu pozostawiając swych sojuszników na łasce zwycięzców.
Wspólna rocznica
W tym roku Wietnam obchodzi 75 rocznicę powstania Demokratycznej Republiki Wietnamu, odroczenia niepodległego wietnamskiego państwa. Świętują tą rocznicę także Wietnamczycy mieszkający w innych państwach, również w Polsce. Jednocześnie w Polsce Wietnamie obchodzimy siedemdziesiątą rocznicę nawiązania stosunków dyplomatycznych.
Warto przypomnieć, że po uznaniu Demokratycznej Republiki Wietnamu, Polska uznała także Narodowy Front Wyzwolenia Wietnamu Południowego za jedyną suwerenną siłę polityczną Wietnamu Południowego. W 1966 roku w Warszawie powstało przedstawicielstwo NFWWP, przekształcone następnie w Ambasadę Republiki Wietnamu.
Wcześniej, bo 1954 roku, po zakończeniu działań wojennych i pokojowej konferencji genewskiej, do Hanoi przybył pierwszy polski ambasador nadzwyczajny i pełnomocny Tomasz Piętka. Złożył na ręce prezydenta Ho Chi Minha listy uwierzytelniające.
Zaangażowanie Polski w tym regionie przyniosło nasz udział w Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli powołanej w efekcie konferencji genewskiej w 1954 i kolejnej Komisji powołanej na mocy pokojowych porozumień paryskich ze stycznia 1973 roku.
W ciągi siedemdziesięciu lat współpracy w Polsce zyskało wykształcenie ponad 10 tysięcy wietnamskich studentów i robotników wykwalifikowanych. Wielu z nich zajmowało i zajmuje ważne miejsce w środowiskach elit intelektualnych, administracyjnych i biznesowych w Wietnamie.
Wiele efektów tej współpracy ma dzisiaj charakter symboliczny. Jak Szkoła Średnia Przyjaźni Polsko-Wietnamskiej w Hanoi, szpital w mieście Vinh w prowincji Nghe An, odrestaurowane przez polskich konserwatorów bezcenne zabytki w Hue, Hoi An i My Son. Pomnik najsłynniejszego polskiego konserwatora Kazimiera Kwiatkowskiego, zwanego w Wietnamie „Kazikiem”, znajdziemy w centrum prześlicznego Hoi An.
Dziś w Polsce mieszka około 30 tysięcy Wietnamczyków. Cieszą się powszechną sympatią i poważaniem Polaków. Ich wkład w polską kulturę i gospodarkę nadaje obu rocznica dodatkowej rangi.