Polskie i zachodnie media głównego nurtu w kwestii sytuacji wokół Syrii uparcie milczą. Rosyjskie manewry na Morzu Śródziemnym lekceważą jako „rutynowe i pod monitoringiem sił NATO”, to jednak szczegółowa analiza materiałów dostępnych na portalach i stronach o tematyce militarnej, niedwuznacznie wskazuje, że sytuacja może być zasadniczo odmienna.
Amerykanie też koncentrują swoje siły
1 września na Morze Śródziemne do bazy morskiej w Gibraltarze wszedł amerykański okręt podwodny o napędzie jądrowym USS „Newport News” klasy „Los Angeles”. Ten nowoczesny okręt wielozadaniowy dysponuje między innymi 26 rakietami manewrującymi UGM-109/RGM-109 „Tomahawk”. Dołączy on do operującego już na tym akwenie atomowego okrętu uderzeniowego, budowanego pierwotnie jako nosiciel pocisków balistycznych USS „Ohio”, przenoszącego aż 154 pociski manewrujące typu UGM-109 „Tomahawk”. Z Morza Czarnego przepłynął na Morze Śródziemne niszczyciel rakietowy USS ”Ross” m DDG-71 klasy „Arleigh Burke Flight I” z 28 rakietami „Tomahawk” i dołączył do okrętów tej klasy USS „Jason Dunham” DDG-109 i USS „Winston S. Churchill” DDG-81. Do Zatoki Perskiej wszedł zaś USS „The Sulivans” DDG-68. według rosyjskiego wywiadu w swoich uniwersalnych wyrzutniach PU Mk41 ma aż 56 RGM-109E „Tomahawków”. Razem okręty amerykańskie dysponują możliwością wystrzelenia na Syrię 140 „Tomahawków”, z czego 84 z basenu Morza Śródziemnego oraz 180 z operujących na tym morzu okrętów podwodnych. Pretekstem do uderzenia amerykańskich sił na Syrię miło by być spreparowanie ataku chemicznego w prowincji Idlib na ludność cywilną i przypisanie go armii rządowej prezydenta Baszszara al-Assada.
3 września ambasador Rosji przy OPCW (Organisation for the Prohibition of Chemical Weapona – Organizacja ds Zakazu Broni Chemicznej – agenda ONZ) spotkał się z delegacjami państw członkowskich, aby omówić niepokojącą sytuację w Syrii w prowincji Idlib kontrolowanej przez ugrupowania terrorystyczne. Ambasador Aleksander Szulgin poinformował ich o znanych Rosjanom przygotowaniach do kolejnego użycia broni chemicznej w Syrii i próbę przypisania go siłom rządowym.
Ujawniona rosyjska mapa zdradza wszystko
30 sierpnia dowódca rosyjskiej floty admirał Władimir Korolew podał szczegóły największych w historii manewrów rosyjskiej marynarki wojennej na Morzu Śródziemnym. Manewrami dowodzi bezpośrednio rosyjski Sztab Marynarki Wojennej. Admirał ujawnił też mapę z zamkniętymi na czas ćwiczeń w dniach 1-8 września, obszarami na których operują rosyjskie okręty. Dla specjalistów wszystko stało się wówczas jasne.
Zespół blisko 30 rosyjskich okrętów został podzielony na poszczególne grupy, którym przydzielono różnorodne zadania. Najnowocześniejsze rosyjskie fregaty „Admirał Essen”, „Admirał Makarow” i „Admirał Grigorowicz” wyposażone w systemy przeciwlotnicze „Sztil-1” o zasiegu do 50 km i krążownik rakietowy „Admirał Ustinow” z systemem rakiet przeciwlotniczych dalekiego zasięgu S-300 „Fort M” tworzą „przeciwlotniczy parasol” wzdłuż 170 km wybrzeża Libanu. To tędy wiodą tory lotu potencjalnego nalotu rakiet „Tomahawk” na Syrię. Analogiczny „parasol” utworzony jest wzdłuż wybrzeża Syrii przez lądowe systemy S-300W4 i S-400 „Triumf” z baz Tartus i Chmejmim.
Lecące na Syrię rakiety manewrujące „Tomahawk” będą „widoczne jak na dłoni” już na dalekich podejściach systemom przeciwlotniczym „Sztil” i „Fort-M”. Łącznie rakiet 9M317E na trzech „admiralskich” fregatach jest 108, a na krążowniku „Admirał Ustinow” 64 rakiety 5W55RM, co daje Rosjanom możliwość sumarycznej salwy 172 rakiet. Pozwala to w zupełności na powstrzymanie zmasowanego ataku rakietami manewrującymi na Syrię z okrętów amerykańskich pływających w basenie Morza Śródziemnego.
Podstawową przewagę, jaką uzyskały rosyjskie okrętowe środki obrony przeciwlotniczej, nad nisko lecącymi rakietami manewrującymi nad wschodnim basenem Morza Śródziemnego jest czynnik geograficzny. Niewielka relatywnie długość wybrzeża (170 km) oraz równa powierzchnia morza eliminuje problem tzw. „Horyzontu radiolokacyjnego”, który ograniczał zasięg rosyjskich stacji radarowych w Syrii do 35 km, gdyż „Tomahawki” lecą 30-50 metrów nad powierzchnią wody. Nie powstaną też „szczeliny”, przez które pociski manewrujące „przesiąkną” przez „parasol przeciwlotniczy” omijając i wymanewrowując poszczególne okrętowe strefy OPL.
Dlaczego to tak ważne dla rakiet „Sztil-1” i S-300 FM? Odpowiedź jest prosta. Rosyjskie pociski ziemia-powietrze są wyposażone w pół-aktywne głowice naprowadzania radarowego, które potrzebują ciągłego podświetlenia celów wyznaczonych do rażenia i nie są w stanie przechwycić celów, które znajdują się poza strefą kontrolowaną przez umieszczone na okrętach radary MP-90 „Oriech” (dla kompleksu „Sztil – 1 i ZR41 „Fala”(dla kompleksu „Fort-M”). Oczywistym jest, że w takich okolicznościach, przy takim rozstawieniu rosyjskich okrętów mamy jednolitą „ścianę” rosyjskiej OPL i dowództwo US Navy zostało de facto pozbawione możliwości prowadzenia nalotów rakietami manewrującymi na Syrię z Morza Śródziemnego. Oczywiście, pozostaje Amerykanom Zatoka Perska czy obszar Morza Czerwonego.
Co do operujących na Morzu Śródziemnym okrętów podwodnych US Navy, to z mapy ćwiczeń jasno wynika, że okręty rosyjskie w tym wyspecjalizowane w zadaniach ZOP rozmieszczone są na południu Grecji, przy północnym Egipcie i Libii. Na ich pokładach oprócz uzbrojenia i urządzeń pokładowych do walki z okrętami podwodnymi są też śmigłowce do wykrywania i zwalczania okrętów podwodnych (ZOP). Morze Śródziemne, aż po Cieśninę Gibraltarską penetrują patrolujące wyspecjalizowane samoloty ZOP dalekiego zasięgu Tu-142 i bliżej– Ił-38. W powietrzu stale latają wspierające je latające tankowce Ił-78 oraz ciężkie wielozadaniowe myśliwce Su-30SM uzbrojone w rakiety przeciwokrętowe Ch-31 i rakiety powietrze-powietrze R-77-1. Czyli tłumacząc na polski, grupa samolotów zdolnych zestrzeliwać rakiety manewrujące jak i zwalczać okręty je wystrzeliwujące. Pod wodą niewątpliwie amerykańskich okrętów podwodnych szukają też dwie niskoszumne rosyjskie „Warszawianki”, czyli bardzo groźne okręty podwodne z napędem klasycznym. Można powiedzieć, że eskadra rosyjska na Morzu Śródziemnym ubezwłasnowolniła siły 6 Floty USA.
Co mogą jednak Amerykanie?
W bazie w Katarze wylądowały bombowce strategiczne B1B „Lancer” mogące przenosić 24 trudnowykrywalne rakiety manewrujące AGM-158 JASSM-ER o zasięgu 370 km. Pociski te maja możliwości imitacji fałszywych celów MALD-J, „ogłupiających” systemy syryjskiej i rosyjskiej obrony przeciwlotniczej. Rosjanie mają prawdopodobnie już na miejscu w Syrii swoje „antidotum” na ten sprzęt, czyli stacje rozpoznania radiotechnicznego „Waleria”. Stacja wykrywa pasywnie pociski i emituje stosowne zakłócenia. Jak to jest skuteczne – sprawdzą w potencjalnym boju.
W zanadrzu ma US Army jeszcze jeden środek napadu na wojska syryjskie. Na obszary Syrii kontrolowane przez Kurdów z YPG (SDF) i siły amerykańskie mogą wprowadzić własne samobieżne wyrzutnie rakiet operacyjno-taktycznych ATACMS o zasięgu 165 km, a nawet 483 km, w zależności od typu. To możliwe, gdyż w ostatnich dniach Amerykanie rozwinęli eskadrę kontroli przestrzeni powietrznej i radar dalekiego zasięgu AN/TPS-75 w rejonie Kobani (Ajn-el Arab) opodal cementowni Lafarge. Stąd tylko krok do wprowadzenia z Iraku czy Kataru baterii przeciwlotniczych systemu „Patriot” PAC-2/3. Tak oto w kilka dni mają Amerykanie „parasol przeciwlotniczy” kryjący wyrzutnie M142 i M270 służące do wystrzeliwania rakiet MGM-164B ATACMS Block IIA.
Cisza w mediach to rodzaj wojny informacyjnej Nie wiemy do końca, co robią armie supermocarstw. Z dostępnych przecieków widzimy jednak, że „partia szachów” na bliskowschodniej i śródziemnomorskiej planszy globalnej rozgrywki Waszyngton –Moskwa, staje się coraz bardziej zacięta. Z fazy rozstawionych pionów i figur na szachownicy, przy coraz mniejszych możliwościach kolejnych posunięć, bardzo łatwo przejść już do fazy „zbijania”, czego oby nam rządzący w Białym Domu i na Kremlu oszczędzili.