Maksym Drabik narobił kłopotów sobie i swojemu klubowi
Po wielkim sukcesie propagandowym, jakim było zwycięstwo Bartosza Zmarzlika w plebiscycie na najlepszego sportowca 2019 roku, polski speedway nieoczekiwanie dostał dotkliwego kopa. Bo tylko tak można nazwać dochodzenie Polskiej Agencji Antydopingowej przeciwko żużlowcowi Sparty Wrocław Maksymowi Drabikowi.
Dla jasności – Polska Agencja Antydopingowa (POLADA) nie przyłapała Drabika na stosowaniu niedozwolonych środków dopingowych. Przewinienie 21-letniego żużlowca nie polegało na tym, że zażył jakiś zakazany specyfik. Owszem, nie zaliczył testu antydopingowego przeprowadzonego pod koniec minionego sezonu PGE Ekstraligi, ale jak poinformował w oficjalnym komunikacie wrocławski klub, „w organizmie zawodnika nie wykryto żadnych niedozwolonych substancji. POLADA nie zawiesiła zawodnika, poprosiła jedynie o dodatkowe wyjaśnienia”.
Problem jest to, że Drabik dzień przed pierwszym meczem półfinałowym play off miał problemy żołądkowe i z powodu odwodnienia organizmu czuł się na tyle źle, że poprosił o kroplówkę. Niestety, nie zrobił tego w warunkach ambulatoryjnych, a w kroplówce było więcej niż 100 mililitrów płynu. A to już w myśl przepisów antydopingowych jest złamaniem przepisów. W normalnych warunkach można przyjąć do 100 mililitrów, wszystko, co ponadto jest traktowane jako doping.
Zawodnik wpadł podczas badania antydopingowego przeprowadzonego po drugim meczu finałowym PGE Ekstraligi 22 września 2019 roku. W protokole z kontroli sam przyznał się do przyjęcia infuzji dożylnej kilkukrotnie większej niż dopuszczalne normy (około 500 ml) i dokładnie określił, że dokonał tego na cztery dni przed meczem. Przepisy w przypadku stosowania kroplówek dlatego są takie restrykcyjne, bo sportowcy przy ich pomocy mogą wypłukiwać z organizmu niedozwolonych środków. Inna korzyścią jest to, że kroplówka pomaga w szybszej regeneracji organizmu, co też jest uważane za wspomaganie, a w przypadku Drabika jak najbardziej, bo wziął ją dzień przed meczem. Sytuacji żużlowca nie poprawia nawet fakt, że o naruszeniu przepisów sam poinformował wpisując do formularza informację, że z niej skorzystał. Wprawił tym kontrolerów z POLADA w lekkie w osłupienie, bo zorientowali się błyskawicznie, iż żużlowiec nie miał nawet świadomości, że popełnił dopingowe przestępstwo. Te domysły potwierdziła też jego późniejsza niefrasobliwość, ponieważ ignorował wezwania Agencji do złożenia wyjaśnień. To dlatego przez kolejne miesiące sprawa dojrzewała w ukryciu. Wybuchła dopiero teraz, bo POLADA straciła cierpliwość i tuż przed końcem roku zażądała oficjalnie wyjaśnień. Mleko się wylało…
Nieznajomość prawa nie zwalnia z konsekwencji, a te mogą być dla żużlowca Sparty Wrocław bardzo poważne, bo grozi mu kara nawet czteroletniej dyskwalifikacji. Na jego szczęście badanie pobranej od niego próbki nie wykazało obecności dopingu, bo gdyby coś w niej znaleziono, już dawno byłby zawieszony. A tak póki co został jedynie „poproszony o złożenie wyjaśnień”.
Sęk w tym, że brak niedozwolonej substancji w organizmie nie jest jednoznaczny z odstąpieniem od nałożenia kary dla zawodnika. Dowodzi tego choćby niedawny przypadek trzecioligowych piłkarzy Pogoni Siedlce, którzy również stosowali infuzje dożylne, takie same jaką zastosował żużlowiec Sparty Wrocław. Robili to jednak zbyt często i w zbyt dużych dawkach, dlatego zostali przez POLADA ukarani. Niezbyt surowo, bo siedmiu zawodników dostało po pół roku zawieszenia.
Drabik przyjął kroplówkę za wiedzą lekarza klubowego Sparty. Obaj zapewniają dzisiaj, że nie mieli żadnych złych intencji, a chodziło wyłącznie o wspomniane wcześniej kłopoty żołądkowe. Na zdrowy rozum nie stało się nic takiego, żeby funkcjonariusze POLADA musieli karać obiecującego żużlowca, ale po to są przepisy i procedury, żeby ich przestrzegać. Drabik pewnie jeszcze w styczniu będzie musiał stawić się na przesłuchanie. Jeśli nie wypadnie w swoich zeznaniach przekonująco, zostanie zawieszony do czasu wyjaśnienia sprawy. Co de facto oznacza, że tegoroczny żużlowy sezon będzie mógł spisać na straty.
Drabik został przyłapany 22 września, czyli prawie dwa tygodnie przed finałem indywidualnych mistrzostw świata juniorów w Pardubicach, które zakończyły się jego triumfem. W razie orzeczenia dyskwalifikacji, będzie musiał oddać złoty medal z tej imprezy. Na pomoc ze strony środowiska żużlowego zawodnik Sparty raczej nie ma co liczyć, bo jest skłócony z władzami PZM i działaczami innych klubów ekstraligi. Kibicom spoza Wrocławia podpadł natomiast lekceważeniem obowiązków w reprezentacji Polski, za co trener Marek Cieślak usunął go z kadry.