8 listopada 2024

loader

Gospodarka 48 godzin

Polityka tranzytowa

W obliczu agresji Rosji na Ukrainę, Polskie Koleje Państwowe postanowiły upomnieć się o likwidację ograniczeń w przyjmowaniu ładunków do Polski i z Polski, transportowanych pociągami jadącymi przez terytorium Ukrainy z Rosji, Chin, Kazachstanu i 12 innych państw wschodnich. PKP chcą także zniesienia zakazu używania w Polsce wagonów należących do Kolei Ukraińskich. Państwo ukraińskie wprowadziło wszystkie te ograniczenia 30 listopada ubiegłego roku, w odpowiedzi na to, że Polska ogranicza tranzytowe przewozy samochodowe z Ukrainy na Zachód Europy. Zdaniem władz ukraińskich, przez terytorium Polski przechodzi 40 proc. całego transportu drogowego Ukrainy do Unii Europejskiej, więc hamowanie tego tranzytu szkodzi ukraińskiej gospodarce. Początkowo Koleje Ukraińskie tłumaczyły, że ograniczenia na tranzyt kolejowy przez Ukrainę do Polski zostały wprowadzone tymczasowo, w związku z przeprowadzeniem prac dotyczących modernizacji infrastruktury kolejowej. Teraz jednak dodają, że oprócz ograniczania przez Polskę tranzytu drogowego, problemem jest też polityka taryfowa strony polskiej, czyli zbyt niskie opłaty uiszczane przez Polskę za wykorzystanie wagonów należących do Ukrainy. W reakcji na to polski rząd stwierdził, iż „postępowanie strony ukraińskiej biznesowo oraz prawnie pozostaje nieuzasadnione” – i oczekuje decyzji strony ukraińskiej o zniesieniu ograniczeń, co pozwoli na rozwój przewozów na trasach kolejowych biegnących przez terytoria obydwu państw. W polskim komunikacie rządowym (firmowanym przez resort infrastruktury) nie ma mowy o ewentualnym zwiększeniu tranzytu drogowego z Ukrainy przez Polskę, na czym zależy stronie ukraińskiej. Rząd PiS oczekuje zatem jednostronnych ustępstw ze strony Ukrainy – licząc na to, że w obliczu rosyjskiego zagrożenia, Ukraina będzie bardziej skłonna do przyjęcia polskich warunków. I zapewne tak się stanie, co PiS uzna za kolejny sukces swej polityki zagranicznej.

Sprzedaż internetowa

67 proc. małych i średnich firm w Polsce sprzedaje swoje produkty w kanałach tradycyjnych – i to z tych kanałów ma zdecydowaną większość́ przychodów. Wyniki raportu Europejskiego Funduszu Leasingowego wskazują jednak, że w kolejnych latach tradycyjna sprzedaż może sporo stracić na rzecz zamówień internetowych. Dziś tylko 14 proc. firm ma co najmniej połowę̨ przychodów z kanału internetowego. Za 5 lat taki wynik prognozuje 22 proc. małych i średnich przedsiębiorstw. Do sprzedaży internetowej wiele firm skłoniła oczywiście pandemia – bo co czwarta firma zaczęła sprzedawać swe produkty w sieci dopiero w 2020 lub 2021 roku. W pierwszym roku pandemicznym w polskim Internecie pojawiło się aż 3,6 mln nowych użytkowników usług online. W sumie, ponad dwie trzecie mikro, małych i średnich firm sprzedaż online rozpoczęło dopiero w ostatnich czterech latach. 22 proc. prowadzi własny sklep internetowy, a 20 proc. korzysta z platform zakupowych. Biorąc pod uwagę poszczególne branże, budownictwo, transport i logistyka oraz usługi najczęściej koncentrują się na tradycyjnej sprzedaży. Odpowiednio 83, 81 i 77 proc. działa tylko w tradycyjnych kanałach. Z internetowej sprzedaży nieco częściej korzysta produkcja (47 proc.), a zdecydowany prym wiedzie oczywiście handel – 62 proc. przedstawicieli tego sektora jest obecnych ze swoimi produktami w sieci.

 

Andrzej Leszyk

Poprzedni

Trzy polskie stadiony wśród najlepszych

Następny

Wolność (w sieci) kocham i rozumiem