7 listopada 2024

loader

Gospodarka 48 godzin

Szaleje PiS-inflacja

PiS-owskie, pożal się Boże „tarcze antyinflacyjne”, okazały się w rzeczywistości tarczami pro-inflacyjnymi, które chyba tylko pomogły w wywindowaniu cen w Polsce na poziomy nienotowane od prawie ćwierć wieku. Dziś wspominanie o rządowych „tarczach antyinflacyjnych” budzi jedynie pełen zirytowania śmiech. Dlatego propagandyści z PiS-owskiej telewizji „publicznej” bardzo się pilnują, by o nich nie mówić, gdyż elektorat mógłby się jeszcze bardziej wkurzyć. Problemem numer jeden dla rządu stało się natomiast odwrócenie uwagi od faktycznych przyczyn inflacji i przekonanie publiczności, że rząd PiS walczy z nią z całych sił – i gdyby nie ta właśnie, mądra i zdecydowana walka rządu, to ceny w Polsce byłyby jeszcze o wiele wyższe niż dziś. Nie jest to oczywiście łatwe, bo powszechnie wiadomo, że to przecież za sprawą niemądrych (delikatnie mówiąc) działań PiS-owskiego obozu rządzącego, ceny w naszym kraju rosną jak szalone, a inflacja bardzo przekracza średni poziom w Unii Europejskiej, będąc niemal najwyższa na naszym kontynencie. Aby zatem to rządowe mydlenie oczu mogło być choć trochę skuteczne, konieczne jest oczywiście tradycyjne zwalanie całej winy na Tuska i jego ekipę – więc PiS-owski dziennik telewizyjny bez ataków na Tuska to po prostu stracony czas antenowy. To jednak nie wystarcza, bo ludzie coraz trudniej dają posłuch głupawej PiS-owskiej narracji, że za wszystkie bzdury i nonsensy ponad sześcioletnich rządów Prawa i Sprawiedliwości odpowiada Donald Tusk. PiS-owscy propagandyści oraz doradcy rządu zaczęli się zatem głowić, jak stworzyć chwytliwy i prosty przekaz, wskazujący, że winę za galopujący wzrost cen ponoszą wszyscy z wyjątkiem członków ekipy Prawa i Sprawiedliwości. Ponieważ sami nie za bardzo potrafili cokolwiek wymyślić, postanowili ściągać od Amerykanów – i w ten sposób stworzyli hasło: „Putinflacja”, którym zaczął szermować Mateusz Morawiecki. Według rządowych propagandystów, nie mamy więc już w Polsce naszej własnej inflacji, lecz wyłącznie „Putinflację”. Ale pospolitość skrzeczy – i nikt nie jest w stanie ukryć, że szalejące ceny w Polsce, to w rzeczywistości jak najbardziej rządowa „PiS-inflacja”. I to PiS-owscy prominenci poniosą – miejmy nadzieję – kiedyś za to odpowiedzialność.

 

Spada sprzedaż aut

W marcu 2022 r. kontynuowany był spadek rejestracji nowych samochodów osobowych w Unii Europejskiej. Sprzedano 844 187 aut, co oznacza o 20,5 proc. mniej w porównaniu z marcem ubiegłego roku. Utrzymujące się zakłócenia w łańcuchach dostaw, dodatkowo spotęgowane przez rosyjską inwazję na Ukrainę, negatywnie wpłynęły na produkcję samochodów. W rezultacie większość krajów w Europie odnotowała dwucyfrowe spadki sprzedaży, w tym cztery kluczowe rynki: Hiszpania (minus 30,2 proc.), Włochy (minus 29,7 proc.), Francja (minus 19,5 proc.) i Niemcy (minus 17,5 proc.). W całym pierwszym kwartale 2022 roku liczba rejestracji nowych aut zmniejszyła się o 12,3 proc. w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku i wyniosła łącznie 2 245 976 nowych samochodów osobowych. Tu także wszystkie cztery główne rynki UE odnotowały spadki: Włochy (minus 24,4 proc.), Francja (minus 17,3 proc.), Hiszpania (minus 11,6 proc.) i Niemcy (minus 4,6 proc.). Spadek sprzedaży nowych samochodów w UE to korzystne zjawisko i wypada mieć nadzieję, że będzie się to przekładać na częstsze korzystanie z bardziej ekologicznego i bezpieczniejszego, transportu szynowego.

Andrzej Leszyk

Poprzedni

Spoglądam na życie z pokorą

Następny

Płacić kazali, a nie pytali