8 grudnia 2024

loader

Kolorowe procenty chcą nas zachęcić

Producenci różnych alkoholi smakowych oraz nalewek narzekają na przepisy, które utrudniają im rozwinięcie skrzydeł.

 

Segment tzw. alkoholi kolorowych czy smakowych stanowi 5,5 proc. w całym polskim rynku spirytusowym i stopniowo rośnie.
Łączna sprzedaż nalewek, likierów oraz smakowych napojów spirytusowych przekracza ponoć rocznie 2,2 mld złotych, choć dane te są mało wiarygodne, bo podają je sami producenci.

 

Aroniowi potentaci

Zauważalna jest jednak tendencja, że nie tyle piwo czy wódka (choć Polacy wciąż piją jej dużo i chętnie), lecz alkohole smakowe, w tym również nalewki, zyskują w ostatnim czasie na wzroście konsumpcji. Sklepowe półki wypełniają się zaś barwnymi butelkami.
Popularność zyskują zarówno tradycyjne smaki, jak i trochę niecodzienne wersje alkoholi.
Rozchwytywane są znane od lat nalewki wiśniowe, a także te produkowane ze śliwek, czy też z aronii, która jest hitem eksportowym Polski. Przypomnijmy, że nasz kraj odpowiada za 90 proc. światowego zbioru tych owoców.
Oprócz takich dobrze znanych smaków rosnącą estymą cieszą się również mniej tradycyjne wyroby, takie jak nalewki z sosny, berberysu czy rokitnika.
Nalewki stają się popularne zwłaszcza w sezonie letnim, gdy konsumenci wolą sięgać po lżejsze trunki. W dodatku właśnie wtedy rozpoczyna się sezon na większość gatunków owoców, co przekłada się na rosnący zakup alkoholu w ulubionych smakach.

 

To, co pędzimy w domu

Cały ten dość prężny rynek, mimo sporych perspektyw rozwojowych, jest jednak ograniczany obowiązującym prawem. Produkcję alkoholi kolorowych regulują bowiem dość restrykcyjne, a przez to chętnie omijane przepisy, które powodują, że wiele alkoholi smakowych wyrabianych jest w domowych warunkach, bez odpowiednich uprawnień, i sprzedawanych bez koncesji.
To wprawdzie światowa tradycja, bo nalewki zawsze robiło się i robi w domu, po czym rozdaje się je lub sprzedaje w otoczeniu lokalnym. Jednakże polscy urzędnicy od kilku lat toczą zażartą walkę z tym procederem.
Szeroki echem odbiła się niedawna akcja funkcjonariuszy Izby Celnej z Przemyśla, którzy odwiedzili V Dzikowski Festiwal Nalewek w Tarnobrzegu na godzinę przed jego rozpoczęciem i zabronili sprzedaży nalewek wystawcom, którzy nie mieli opłaconej akcyzy.
Za sprawą ich, podkreślmy zgodnej z prawem interwencji, na festynie poświęconym w głównej mierze tym właśnie alkoholom, liczba oferowanych tam trunków gwałtownie spadła.

 

Prawo każe płacić

Oczywiście, prawo jest równe dla wszystkich. Ustawa dotycząca produkcji, przetwarzania i sprzedaży nakłada zatem wymogi na wszelkie podmioty produkujące i sprzedające alkohol, bez względu na ich skalę działania. Opłacenie akcyzy jest w związku z tym obowiązkiem każdego kto chce sprzedawać alkohol.
Może to niekiedy wzbudzać niezadowolenie u tych, co deklarują produkcję głównie na własny użytek, jednakże urzędnicy skarbowi mają swoje racje, nie tylko związane z dodatkowymi wpływami finansowym.
Odpowiednie oznakowanie alkoholu daje bowiem pewność, że produkt spełnia określone normy spożywcze, czego nie gwarantują nalewki domowe.
Przepisy chronią też rynek przed nadmiernym napływem zagranicznych wyrobów. Nie tylko Polacy potrafią bowiem produkować alkohol na własny użytek.
Bez obecnych regulacji prawnych mali, regionalni producenci na pewno zyskaliby na znaczeniu. Jednak nie ma gwarancji, że byliby to akurat polscy producenci.

 

Degustacja czy sprzedaż

Przepisy są jasne – w Polsce legalnie mogą być sprzedawane tylko wyroby alkoholowe z polskimi znakami akcyzy.
Producenci narzekają jednak, że utrudnieniem dla nich jest brak możliwości przeprowadzenia degustacji ich własnych alkoholi podczas imprez plenerowych. I nie ma znaczenia, że jest ona bezpłatna, a oferowany trunek to nalewki często domowej receptury.
Tyle, że – o czym producenci wolą już nie wspominać – taka degustacja często zamienia się właśnie w sprzedawanie.

 

Czy minister doceni?

Nowy szef resortu rolnictwa, Jan Krzysztof Ardanowski uważa, że produkcja przez rolników różnych destylatów i okowit oraz nalewek powinna być zalegalizowana, tak jak ma to miejsce w wielu krajach Unii Europejskiej.
Minister docenia bowiem turystyczną i promocyjną wagę lokalnych wyrobów alkoholowych, gdyż nalewki w Polsce mogą pełnić taką samą funkcję, jak whisky w Szkocji czy bourbon we Francji.
Za tymi opiniami nie idą jednak propozycje kroków prawnych, zaś rynek kolorowych alkoholi traci także na tym, że akcyza zawarta w cenie 0,5 litra napoju spirytusowego (40 proc. alkoholu) jest 36 razy większa niż akcyza zawarta w cenie 0,5 litrowej butelki piwa (4 proc. alkoholu), co oczywiście odbija się na cenie.
Trudno jednak oczekiwać, że najwyższe władze państwowe zaczną finansowo zachęcać do kupowania mocnych trunków.

Andrzej Leszyk

Poprzedni

Nie przepraszamy za PRL

Następny

Wolta Trumpa

Zostaw komentarz