Kilka dni temu, a konkretnie w ostatnią sobotę rano, 27 maja, o godzinie, dokładnie siódmej zero dwie, wszedłem sobie w internet. Chciałem zobaczyć najświeższe wiadomości, włączyłem więc portal Onet.
A tam – niespodzianka. Na głównej stronie jak wół widnieje informacja: „piątek, 26 maja, imieniny Filipa i Pauliny – Dzień Matki”.
Wprawdzie piątek skończył się ponad siedem godzin wcześniej, ale co tam, szczęśliwi czasu nie liczą. Dzień Matki jest zaś pięknym świętem, więc można zrozumieć, że redaktorzy Onetu chcieli jego obchody przeciągnąć na drugi dzień (zwłaszcza jeśli, czego nie da się wykluczyć, we właściwym Dniu Matki nieco nadużyli odpowiednich trunków).
Rzecz jednak w tym, że i wiadomości, jakie w sobotę o siódmej zero dwie, mogłem zobaczyć na stronie głównej Onetu, też były mocno wczorajsze. Mówiąc ściśle, najnowsze pochodziły z piątkowego popołudnia, z godziny 14.30 – na co wskazywały czasy ich emisji, widniejące na stronie.
Od 14.30 w piątek, do 7.02 w sobotę, trochę godzin już upłynęło. W tym czasie mogła wybuchnąć (i nawet skończyć się) atomowa wojna światowa, zaś Onet nawet by o tym nie zawiadomił.
I pomyśleć, że jeszcze niedawno portale internetowe uchodziły za najszybsze źródło przekazywania informacji. Te czasy już minęły. Dziś, przy radiu i telewizji, internet jest niczym dymiący parowóz w porównaniu z nowoczesnymi ekspresami.