W naszym kraju jest coraz więcej wypadków, więc i infrastruktura drogowa często ulega zniszczeniom. Jej naprawianie idzie zaś opornie.
Liczba zarejestrowanych w Polsce pojazdów z roku na rok rośnie. Tym samym rośnie też natężenie ruchu drogowego i udział transportu samochodowego w przewozach – a to przekłada się na wzrost liczby kolizji drogowych, tym bardziej, że stan polskich dróg pod rządami Prawa i Sprawiedliwości jest bardzo kiepski.
W 2015 roku, gdy PiS dopiero rozpoczynało sprawowanie władzy, doszło do 395232 kolizji drogowych (według Komendy Głównej Policji). W 2019 roku – już do 455454. Wyjątkiem był tylko rok 2020, w którym spadła liczba takich zdarzeń (do 382046) z powodu ograniczenia ruchu drogowego w związku z pandemią.
Część kraks i wypadków powoduje zniszczenia infrastruktury drogowej, takiej jak latarnie uliczne, znaki drogowe, bariery ochronne, nawierzchnia dróg. Wpływa to na bezpieczeństwo ruchu drogowego.
Jednostkowe koszty naprawy poszczególnych obiektów infrastruktury drogowej wynoszą nawet do 100 tys. zł. Odpowiedzialność za ich pokrycie spoczywać powinna na sprawcy kolizji. Właściciele obiektów infrastruktury drogowej powinni zaś dochodzić odszkodowań z tytułu zniszczeń infrastruktury drogowej, zaczynając od polisy obowiązkowego ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej sprawców. Tak przynajmniej powinien wyglądać stan idealny.
Najwyższa Izba Kontroli stwierdziła jednak, że samorządowi zarządcy dróg źle odzyskują należności od sprawców zdarzeń drogowych, którzy doprowadzili do uszkodzeń i zniszczeń infrastruktury drogowej.
W skontrolowanych przez NIK samorządach odzyskano z polis ubezpieczeniowych sprawców tylko 37 proc. łącznych kosztów napraw. Aż 40,3 proc. tych kosztów bezzasadnie obciążyło budżety samorządowe. Taką sytuację NIK traktuje jako niegospodarność. W większości skontrolowanych jednostek zaniechano ustalenia danych sprawców zniszczeń infrastruktury drogowej. Tak więc, za wyrządzone straty nie są oni w żaden sposób bici po kieszeni.
Było to głównie efektem braku sformalizowania i usystematyzowania współpracy zarządców dróg z lokalnymi jednostkami policji, które mają dane sprawców uszkodzeń i zniszczeń infrastruktury. W większości przypadków zarządcy dróg nie wywiązywali się też z obowiązku podejmowania w każdym przypadku windykacji kosztów usunięcia uszkodzeń, zwłaszcza z polis OC sprawców.
Zdaniem NIK, tylko nawiązanie i wzmocnienie współpracy z policją może skutecznie ograniczyć liczbę niezidentyfikowanych przypadków uszkodzeń i zniszczeń obiektów infrastruktury drogowej. Współpraca ta wygląda jednak kiepsko.
Na przykład, w przypadku czterech zarządców dróg: w Poznaniu, Świnoujściu, Płocku i w Jeleniej Górze, nie uzyskano od policji żadnych informacji o uszkodzeniach lub zniszczeniach infrastruktury drogowej. A przecież to właśnie policja gromadzi informacje o zdarzeniach drogowych w Systemie Ewidencji Wypadków i Kolizji (SEWIK). Dostęp do tych informacji mają i ubezpieczyciele, i osoby uczestniczące w zdarzeniu – ale nie zarządcy dróg. Zdaniem NIK udostępnianie takich informacji zarządcom ułatwiłoby identyfikację sprawców uszkodzeń lub zniszczeń, a w konsekwencji dochodzenie roszczeń z tego tytułu. Bo sami sprawcy oczywiście po dobroci się nie przyznają. Sprawcy uszkodzeń infrastruktury drogowej z własnej woli sami zgłosili jedynie 5,5 proc. takich przypadków.
W rezultacie, w prawie 70 proc. przypadków zarządcy dróg nie ustalili sprawców uszkodzeń lub zniszczeń, powstałych w wyniku kolizji drogowych. We wszystkich badanych jednostkach skuteczność identyfikacji sprawców była delikatnie mówiąc, niewystarczająca. Funkcjonariuszom niekiedy nie chciało się nawet ustalić numerów polis OC posiadaczy pojazdów, odpowiedzialnych za uszkodzenia. Ciekawe, czy te zaniechania były czysto bezinteresowne, czy też wiązały się z jakąś gratyfikacją, otrzymaną od winowajców? Oczywistym skutkiem było tu nie dochodzenie od sprawców należnych odszkodowań za naprawienie szkód w infrastrukturze drogowej. Za usuwanie tych szkód płaciły samorządy, ze środków swoich obywateli.
Gdy zaś nawet sprawca został ustalony, to problemem była niska skuteczność windykacji kosztów napraw. Udawało się je ściągać zaledwie w około 60 proc. wysokości. Reszta obciążyła budżety miast, bo zarządcy dróg nie egzekwowali pieniędzy od sprawców zdarzeń drogowych i ich ubezpieczycieli.
„Jedynie Zarząd Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej w Bydgoszczy w całości zwindykował koszty napraw” – stwierdza NIK, która podkreśla , że w każdym przypadku obowiązkiem zarządcy dróg jest ustalenie sprawców i odzyskanie pełnych kosztów napraw infrastruktury drogowej z ich polis. Dopiero w przypadku nieustalenia sprawców zdarzeń drogowych, zarządcy powinni korzystać z własnej polisy ubezpieczeniowej. Najwięcej nieodzyskanych kwot było zaś w Piotrkowie Trybunalskim.
NIK wykryła też nierzetelności przy windykacji należności z polis OC sprawców. Polegały one głównie na niepodejmowaniu lub podejmowaniu z opóźnieniem egzekwowania należności od ubezpieczycieli ustalonych sprawców kolizji.
Sprawy te były prowadzone przewlekle, nie monitorowano wpłat należnych kwot od ubezpieczycieli, nie było procedur określających zasady wszczynania postępowań odszkodowawczych, nie zapewniano prawidłowej weryfikacji dokumentów stanowiących podstawę do obciążenia kosztami naprawy infrastruktury drogowej. W rezultacie niekiedy przedawniały się trzyletnie terminy roszczeń od sprawców uszkodzeń infrastruktury albo ich ubezpieczycieli. W sposób nieuzasadniony obciążało to budżety samorządowe.
NIK zwraca uwagę, że zarządcy dróg powinni usuwać wszystkie uszkodzenia lub zniszczenia obiektów infrastruktury drogowej. Okazuje się bowiem, iż w państwie rządzonym przez PiS nawet realizacja tak oczywistego wniosku sprawia trudności.