Może rząd PiS w ramach retorsji zażąda zamknięcia jakiejś kopalni w Czechach? Niech tylko przedstawi dowody, że ta kopalnia zabiera wodę Polsce. Powodzenia!
Już dawno skończyły się wybory parlamentarne w Czechach (przeprowadzono je 8 i 9 października), a zerwane przez polską stronę rozmowy nie zostały podjęte. PiS czeka, aż powstanie nowy rząd w Czechach, bo ma niczym nieuzasadnioną nadzieję, że ów rząd będzie bardziej ustępliwy niż poprzedni. Tym, że każdy dzień zwłoki oznacza dla naszego kraju karę ponad 2 mln zł, PiS się oczywiście nie przejmuje, bo przecież tę karę będą płacić polscy podatnicy, a nie PiS-owscy prominenci.
Oczywiście rząd PiS jak zwykle pręży muskuły i zapowiada, że nie odda ani guzika. „Będziemy walczyć o to, żeby kara nałożona w związku z działalnością kopalni Turów została uchylona” – zapowiedział kilka tygodni temu wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński. Jak ta walka wygląda, każdy widzi. Kara jak była, tak jest.
Na razie obóz rządzący nakręca głupawą kampanię propagandową, realizowaną przez swą partyjną „telewizję publiczną”. TVP opowiada zatem, że w Niemczech i Czechach też są kopalnie węgla brunatnego, ale nikt nie chce ich zamykać, więc nie ma powodu, żeby czepiać się Turowa. W kampanię włączył się Jarosław Kaczyński, stwierdzając, iż: „decyzja w sprawie kopalni, a w konsekwencji także elektrowni, jest niezgodna z prawem i jest jednym wielkim oszustwem. To po prostu skandal”. Natomiast prezes PGE Wojciech Dąbrowski oświadczył: „Zaraz za polską granicą jest pięć kopalni po stronie czeskiej, cztery po niemieckiej. Ciekawe, że to właśnie nasz Turów jest solą w oku Europy”.
Można na to powiedzieć: a kto broni rządowi PiS zażądać zamknięcia tych kopalń w Czechach i Niemczech? Niech polski rząd postąpi tak jak Czesi i przedstawi dowody, że tamtejsze kopalnie węgla brunatnego zabierają wodę miejscowościom w Polsce. Powodzenia!
Katarzyna Kubiczek, koordynatorka projektów stowarzyszenia Eko-Unia twierdzi, że gdyby Polska od razu wzięła odpowiedzialność za negatywne skutki środowiskowe, które wpływają na wodę i środowisko po stronie czeskiej, to do konfliktu, w który został już zaangażowany Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, by nie doszło. Niestety, państwowa Polska Grupa Energetyczna uparcie chciała się wymigać od zasady »zanieczyszczający płaci«. Jeżeli dojdzie do ugody i Czesi wycofają skargę, strona polska będzie musiała wydać spore środki na wykonanie zabezpieczeń w Czechach.
„Do tego Polska już teraz jest zmuszona każdego dnia płacić karę około 2,3 mln zł na rzecz Komisji Europejskiej za niezastosowanie się do środka tymczasowego, czyli zamknięcia kopalni, do czego TSUE zobowiązał Polskę” – dodaje Katarzyna Kubiczek, którą wyraźnie jednak poniosła fantazja, bo jak wiadomo Polska jeszcze nie zapłaciła ani grosza z tytułu zastosowania tego środka tymczasowego, choć kara rośnie z dnia na dzień i kiedyś będzie trzeba ją zapłacić.
„Niedobory wody są w Czechach jednym z głównych tematów debaty publicznej. Strona czeska dba o zabezpieczenie interesów swoich mieszkańców także po zakończeniu działania odkrywki, bo, w przeciwieństwie do polskiego rządu i PGE, patrzy na problem długoterminowo – i za postęp wydobycia w stronę granicy słono sobie policzy” — dodaje Kuba Gogolewski z fundacji „Rozwój Tak — Odkrywki Nie”.
Dotychczas naliczone, acz niezapłacone kary przekroczyły już kwotę, jaką rocznie gmina Bogatynia dostaje od kopalni i elektrowni Turów. Wbrew temu co się niekiedy sądzi, kary nałożone przez TSUE na Polskę nie trafią do Czechów tylko do wspólnego budżetu Unii.
– „Kary zasądzone przez TSUE Polska będzie musiała zapłacić Komisji Europejskiej w związku z niezastosowaniem się do postanowienia Trybunału nakazującego wstrzymanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów. Kary te nie trafią do Republiki Czeskiej, nie są one również w żaden sposób związane z głównymi zarzutami Republiki Czeskiej, czyli nie są żadną rekompensatą dla strony czeskiej za ewentualną utratę wód. To jest wyłącznie kara finansowa za niezastosowanie się postanowienia Trybunału o wstrzymaniu wydobycia w kopalni Turów” – mówi Dominika Bobek, polska prawniczka z czeskiej fundacji Frank Bold.
Turów to najstarsza kopalnia węgla brunatnego na obecnych ziemiach polskich. Założyli ją Niemcy w 1904 r, a nosiła wtedy nazwę Herkules. Elektrownię zbudowali zaś w 1911 r.
„Kary nas podatników zabolą, ale czy zabolą rząd? Zamiast skorzystać z ponad 1 mld zł funduszy UE na sprawiedliwą transformację, za niepotrzebny spór z Czechami zapłacimy kary na rzecz Unii. Zamiast otrzymywać wsparcie od Unii na budowę alternatywnej niewęglowej gospodarki w regionie zgorzeleckim my »dotujemy« UE” — wskazuje Radosław Gawlik, prezes Eko-Unii.
Jego zdaniem, rząd powinien wykorzystać ten konflikt do rzeczywistej transformacji — czyli do odejścia od węgla w perspektywie najbliższych dziesięciu lat. To jednak, delikatnie mówiąc, nierozsądny pomysł, bo właśnie dzięki korzystaniu z węgla, cena energii w Polsce pozostaje na stosunkowo niskim poziomie, mimo drożejącego gazu. A nikt nie jest w stanie zagwarantować, czy takie kryzysy na rynku gazu nie będą zdarzać się w przyszłości. Podobno Czesi już proponują Polsce dostawy własnego węgla brunatnego – choć nie wiadomo, czy tak jest w rzeczywistości, bo wspomniał o tym prezes PGE Wojciech Dąbrowski, zaś jak wiadomo węgiel brunatny można transportować tylko na krótkich dystansach, najlepiej taśmociągami.
Wszystko to nie zmienia faktu, że upór PGE oraz polskiego rządu w przypadku Turowa oznacza dla Polski straty na wielu frontach. Ani rząd, ani PGE nie robią nic, aby przygotować region na zakończenie wydobycia, które według planów PGE ma nastąpić w 2044 r., czyli za 23 lata. Wydaje się to szalenie odległa perspektywą ale czas płynie szybko.
Ponadto, kombinat może zostać zamknięty wcześniej w wyniku starań przyszłego rządu czeskiego, albo na skutek ewentualnej, długotrwałej nieopłacalności produkcji energii z węgla brunatnego. Dziś, gdy energetyka węglowa przeżywa okres prosperity, ta wizja nieopłacalności jest wprawdzie mało realna – ale obecny boom na węgiel może się szybko skończyć, a koszt uprawnień do emisji dwutlenku węgla ciągle rośnie. Wtedy region turoszowski może zostać bez środków unijnych na transformację, bez przygotowania do restrukturyzacji i z zobowiązaniami wobec Czechów oraz UE. Spotkają go zatem kłopoty, jakie stały się udziałem Wałbrzycha, który z opóźnieniem zaczął się odradzać po kryzysie spowodowanym zamknięciem tamtejszych kopalń.
Czeskie regiony liczą na pieniądze od Turowa i bynajmniej nie uśmiecha się im perspektywa karania Polski przez TSUE, gdyż wtedy te kary zasilą budżet całej Unii. Rząd PiS powinien więc wykazać większą elastyczność w rozmowach z Czechami i zawrzeć z nimi ugodę finansowa, bo to się Polsce po prostu bardziej opłaci. O ile oczywiście rząd PiS ceni interes Polski bardziej od wykazywania tępego uporu i kłaniania się humorom swego przywódcy.