28 marca 2024

loader

Między mrocznym snem a groteskową jawą

fot. Państwowy Instytut Wydawniczy

Prozę Yana Lianke, wybitnego pisarz chińskiego przedstawiałem na tych łamach już trzykrotnie. Były to znakomite powieści „Sen wioski Ding”, „Kroniki Eksplozji” i „Całusy Lenina”. Jego pisarstwo charakteryzuje połączenie w jedno dwóch jakości, które zazwyczaj trudno się ze sobą łączą: realistyczny, a nawet naturalistyczny mimetyzm z poetyckim metaforyzmem
i siłą wyobraźni.

To właśnie spaja w sobie proza Lianke, pod którego piórem nawet realistyczne detale stają się nośnikami jakości uniwersalnych.

„Kiedy myślę o „Dniu, w którym umarło słońce”, w głowie niezmiennie dźwięczy mi neologizm ukuty przez poetkę Joannę Mueller: „somnabule fantomowe” – napisał tłumaczka powieści, Joanna Krenz – Dzieło Yan Lianke to opowieść o społeczeństwie dotkniętym atrofią najważniejszego organu – serca.

W jego miejscu pozostał tylko tępy, nieuchwytny ból, który nie pozwala zaznać ukojenia i wymusza irracjonalną aktywność nawet we śnie. Nie sposób go uśmierzyć, można jedynie wypalić w kacie tyleż odkupieńczym, co straceńczym, ku któremu zmierza owa mroczna groteska”. Elżbieta Brzozowska nawiązuje do postaci narratora powieści.

„Dziwne, że ludzie wierzą w sny, nie w jawę” – mówi w pewnym w momencie czternastoletni narrator, na pozór głuptasek, który jednak jako jedyny nie osuwa się w somnabuliczną otchłań. Tymczasem ciemność osacza każdą rzeczywistość – tę lunatykujących, i tę przytomnych, spowija żyjących, martwych i przedmioty. Mrok przychodzi niepostrzeżenie w swojej zwyczajności, potem jednak czas zatrzymuje się, a nadzieja na niosący wybawienie świt, gaśnie.

Zamknięci w pułapce okrucieństwa i szaleństwa ludzie śpią, a jakby nie śpią, widzą, ale jakby nie widzą, a kiedy w końcu przychodzi dzień – zapada cisza. Oficjalne doniesienia dementują „plotki, które stanowią znaczące zagrożenie dla stabilności i porządku społecznego”, świat wraca na swoje tory w milczeniu i przygnębieniu, „bez odrobiny szlochu”.

„Dzień, w którym umarło słońce” wydaje się być najbardziej metaforyczną, najmniej mimetyczną ze znanej mi dotąd prozy Yana Lianke. Najmniej w nim mocnego naturalizmu czy erotyki, tak jakby w rasowym realiście i naturaliście skumulowała i uległa potrzebie ekspresji energia prozy nasyconej poezją, umownością, metaforyzmem.

Utorowała jej drogę poetyka snu, somnabulizmu i perspektywa dziecięcego narratora. Wspólna obu nurtom prozy Lianke pozostaje ton groteski stanowiący dużą siłę i znak firmowy tego pisarza.

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Marzenia o nowej konstytucji przełożone na potem

Następny

Po sezonie, przed sezonem