1 grudnia 2024

loader

Wróżbitka naszych czasów

Doktorat honoris causa Uniwersytetu Warszawskiego otrzymała 23 lutego 2022 roku Olga Tokarczuk.

Uroczystość, przy licznym udziale gości, odbyła się w Pałacu Kazimierzowskim. Laudację wygłosił profesor Andrzej Mencwel.
Witając zebranych rektor UW prof. Alojzy Nowak przypomniał, że pisarka i noblista jest absolwentką Wydziału Psychologii tego Uniwersytetu i dodał żartem, iż dobrze się stało, że Olga Tokarczuk nie zdecydowała się napisać i obronić pracy doktorskiej z psychologii, bo wtedy nie mogłaby otrzymać doktoratu honoris causa tej uczelni i trzeba by było czekać pół wieku na odnowienie tradycyjnego doktoratu.
W znakomitej laudacji na cześć pisarki, prof. Andrzej Mencwel zwrócił uwagę na kilka aspektów jej twórczości: na współczucie dla wszystkich istot myślących i czujących, na nieprzeliczone, zmysłowe, soczyste bogactwo wątków, światów i postaci, na ogromną wiedzę leżącą u podstaw jej dzieł oraz na to, że Olga Tokarczuk nie tyle wymyśla, nie tyle kreuje postaci swoich utworów, lecz siłą wyobraźni wydobywa na światło dzienne postacie już uprzednio egzystujące w „heraklitejskim międzybycie za pomocą poetyckiego eudajmonionu, a porozumiewa się z nimi przedsłownie. Jest ich matką, mamką i niańką”. „Olga Tokarczuk ma wielki dar tworzenia postaci mitycznych lub zmityzowanych” – kontynuował A. Mencwel, podkreślając „mitotwórczą siłę jej pisarstwa”.
W pisarstwie Tokarczuk jest też „sprzeciw przeciw męskiej władzy opartej na przemocy” , a czułość dla zwierząt, których miana pisze majuskułami i do których zwraca się ustami Florentynki z „Prawieku albo innych czasów” – „psowie” i „kotowie”. A. Mencwel odnajduje w pisarstwie Tokarczuk wiele filiacji, lecz choć wśród nich nie ma Dostojewskiego, „okrutnego talentu”, to opowiada się po stronie „skrzywdzonych i poniżonych”, ona z nimi jest. „Jest jedynym polskim twórcą nie dotkniętym odwiecznym kompleksem polskości”.
Pisarka odpowiada też na współczesną multiplikację zła. „Ma na to jedną odpowiedź – cokolwiek dzieje się tobie, dzieje się innym. Nikt tak jak ona nie pisze w polskim piśmiennictwie współczesnym, a w piśmiennictwie światowym trzeba szukać tych, którzy jej dorównują” – tymi słowami zakończył Andrzej Mencwel swoją laudację.
Po wyrażeniu solidarności z Ukrainą i krytycznym zdaniu o polityce władzy PiS w sferze kultury i edukacji, Olga Tokarczuk w swoim wspaniałym, chciałoby się rzec: natchnionym wykładzie „Wróżenie z nauki” wypowiedziała podstawowe i kluczowe idee przyświecające jej jako człowiekowi i inspirujące ją jako pisarkę. Mówiła o tradycji wróżenia, o przewidywaniu przeszłości. „Literatura okazała się lepszą wróżką niż naukowo nobilitowana futurologia”. Pisarka mówiła o trwającym przez stulecia procesie zmian paradygmatów myślenia. Zaproponowała zabawę intelektualną, poprzez stworzenie „scjentomancji, która oznacza połączenie nauki z wyobraźnią i wróżeniem proponuje zmienić dotychczasowe paradygmaty.
Odwołała się m.in. do świata kwantów i logiki wielowartościowej. Fizyka kwantowa jest dziś w centrum zainteresowania nauki. Może ona zmienić pojmowanie świata na kompletnie odmienne, tak jak digitalne unieważniło analogowe. Nowość polega na wyjściu poza klasyczny schemat „albo albo”, tertium non datur, poza logikę dwuwartościową. Między „albo” a „albo” rozciąga się ogromna przestrzeń pośrednia, trzecia wartość, przestrzeń możliwości. Ponadto przeciwieństwa i kategorie „albo albo” mogą się wzajemnie przenikać. „Jako wróżbiarka z rozbudzoną wyobraźnią wierzę, że wspomniane przemiany paradygmatu mogą nas w przyszłości doprowadzić do przełomu – do końca epoki „albo albo”. Miedzy „tak” a „nie” wchodzi „możliwe”. Między „męskie” i „żeńskie” – obojnacze. Między „czarne” a „białe” – ocean szarości. Miedzy „noc” a „dzień” – świt i zmierzch. Nasze binarne porządki zaczynają się rozpadać, przemieniać w „akordeon kontinuum”, w „pośredniość”.
Konsekwencją tego będzie unieważnienie takich anachronicznych pojęć jak „naród”, bo przecież można być ćwierć-Polakiem, pół-Eskimosem i ćwierć-Francuzem naraz. „Wobec morza tego co możliwe, ludzie będą potrzebowali nowej nawigacji rzeczywistości” – mówiła noblistka – Zmieni się etyka, rozumienie moralności, kodeksy karne”. Dojście do tego potrwa może stulecia, ale już dziś ta wizja zaczyna się ucieleśniać i jest fascynująca. Ten proces obejmie też pojmowanie ludzkiego ciała, którego zróżnicowany mikrobion tworzą miliony komórek. Już dziś naukowcy mówią o organizmie ludzkim jako o „holobioncie” czyli o bycie złożonym z wielu bytów. Holobiont jest podatny zarówno na oddziaływania biologiczne, jak i na kulturę. Człowiek jest istotą wielogatunkową, skomplikowanej organizacji przypominającej ekosystem, jak n.p. rafę koralową. Pojawia się tu kwestia tożsamościowa – co mną jest, a co na nie jest? Na ile moja tożsamość jest sumą organizmów składających się na mój organizm, moją istność. Czy mam mówić – ja i one? Skoro nie mogę bez nich żyć, może są mną?
Powstaje pytanie, czym jest nasze ja. Świat według Leibnitza składał się z zamkniętych, odrębnych istot, monad, nieprzepuszczalnych, choć na siebie wpływających. Na tym polegała i polega cała zachodnia psychologia. Zmiana tego paradygmatu oznacza podważenie zasady hierarchii, bo tylko odrębne byty można ustawiać w hierarchicznym porządku. Byty wzajemnie się przenikające i wielowartościowe nie podlegają tej regule. Odkrycie, że byt pojedynczego człowieka składa się z wielu bytów jest fundamentalne. Zmienia nasz stosunek do przyrody, bo okazujemy się bardziej jej częścią niż bytem od niej odrębnym, o specjalnym statusie, o czym upewnia nas religia. Ta z kolei mogłaby ulec wewnętrznej dywersyfikacji, idea jednego Boga uległaby przemianie, zamiast trójcy pojawiłaby się n.p. oktogonia i inne poligonie. Stawia to też kwestię epigenetyki, czyli możliwości dziedziczenia cech nabytych, n.p. dziedziczenia traumy po przodku oraz wpływ innych doświadczeń i trybu życia na genom, co skądinąd nie unieważnia klasycznej genetyki. Być może ewolucja dokonuje się w nas i obok nas nieustannie. Może się okazać, że życie nie jest biernym, powtarzającym się procesem, ale twórczym bagażem, który nadajemy do przyszłych pokoleń. Odtąd wszystko co nam się przydarza, nabiera innej wagi. Może to oznaczać, ze natura ma samorefleksyjną pamięć.

Krótka rozmowa z Olgą Tokarczuk

Po zakończeniu uroczystości bardzo trudno było „dobić się’ do pisarki, ponieważ ustawiła się „do niej” długa kolejka osób pragnących złożyć jej powinszowania, wyrazy podziwu i szacunku, tym bardziej, że czas na ewentualne spotkanie został rygorystycznie ograniczony przez organizatora. Mimo to udało mi się zadać Oldze Tokarczuk trzy pytania i uzyskać krótkie odpowiedzi:

Czy to, o czym Pani mówiła w swoim wykładzie znajdzie wyraz w Pani przyszłej prozie w postaci dalece wykraczającej poza to, co do do tej pory w niej znajdujemy?
Nie chcę niczego uprzedzać, ani niczego deklarować, ale to o czym mówiłam żyje we mnie, podlega przemianom, przetworzeniom, ewolucji, wewnętrznemu dialogowi, być może podlega procesom, o których mówiłam w wykładzie. I może przyniesie owoc, o który pan pyta. Wtedy to, o czym mówiłam w wykładzie o charakterze naukowym, przybierze kształt literacki. Jeśli to się jednak stanie, niech będzie niespodzianką dla czytelników mojego pisania.

Niedługo po tym, jak otrzymała Pani Literacką Nagrodę Nobla, wybuchła pandemia. Z jednej strony ograniczyła ona Pani kontakty ze światem, ale z drugiej strony, była czasem sprzyjającym myśleniu i tworzeniu? Jak znajduje Pani świat i siebie samą w momencie, który być może jest początkiem czasu popandemicznego?
Odpowiedź może być w tym, co zawiera wykład, który wygłosiłam. Napisałam go półtora roku temu, czyli już w czasie pandemii. Jednak dojrzewają we mnie inne myśli, intuicje, także przedsłowne. Czekam na ich wykrystalizowanie się we mnie w takim stopniu, bym mogła dać im wyraz w pisaniu. Jeszcze trochę muszę poczekać.

Akcja jednego z najciekawszych rozdziałów „Ksiąg Jakubowych” rozgrywa się na terenie wsi Kalinowszczyzna, dziś stanowiącej jedną z dzielnic miasta Lublina, nieopodal której mieszkałem przez wiele lat. Odnoszę wrażenie jakby gdzieś w przestrzeni, o której mówiła Pani w okolicznościowym wykładzie, fragment przestrzeni mojego życia uległ „umitycznieniu” zrządzeniem sił nierozpoznanych jeszcze, ale już przeczuwanych i zauważanych przez naukę, o których istnieniu mówiła dziś Pani w wykładzie.
To miłe co pan mówi i bardzo możliwe, że tak jest i w tym przypadku. Nasza egzystencja dokonuje się w obliczu i pośród nieogarnionej tajemnicy, którą stanowią siły natury, tajemnicy, którą jeszcze niedawno człowiek zwykł uważać za przestrzeń wyobraźni, a często nawet sprowadzał ją do zmyślenia. Dziś już coraz więcej z nas czuje te siły, ich realność, ale znajduje też coraz częściej szczeliny prowadzące do ich odczucia i zrozumienia. To nie nastąpi szybko, ale głęboko wierzę, że w końcu nastąpi, a kiedyś może nawet stanie się częścią powszechnej świadomości i czucia ludzkości

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Pociągi pod niespecjalnym nadzorem

Następny

Z winy władzy tracimy unijne miliardy