7 listopada 2024

loader

Pierwsze powstanie

Leipzig, um den 17. Juni 1953

65 lat temu, zaledwie cztery lata po proklamowaniu NRD, powstałej w odpowiedzi na utworzenie przez mocarstwa zachodnie Niemieckiej Republiki Federalnej, 17 czerwca 1953 roku w Niemczech Wschodnich doszło do krwawych zaburzeń i strajków. Był to pierwszy buntowniczy zryw ludności w krajach demokracji ludowej. Na mapie historii najnowszej to wydarzenie pozostawało długo białą plamą, ponieważ w NRD wracano do tematu niechętnie, wstydliwie, a jeżeli już, to poprzestawano w lakonicznych tekstach, w dodatku rażąco upraszczających fakty. Z kolei historykom i publicystom PRL nie wypadało wersji tej kwestionować. Szczególnie, że sami nie byliśmy lepsi w opisie aktualnych, dramatycznych zrywów własnej ludności.

 

Warto przypomnieć głośne przed 65 laty tragiczne zdarzenie. Decyzją Rady Ministrów NRD z 28 maja 1953 r., wprowadzono w gospodarce wyższe normy pracy. Decyzja ta kłóciła się z ogłoszoną niemal równolegle (11 czerwca) polityką „nowego kursu”. Wezwano przywódców NRD 5 czerwca do Moskwy, skąd wrócili po trzech dniach z nakazem szybkiego złagodzenia stalinowskiego kursu „przyspieszonej budowy socjalizmu”, ogłoszonego latem 1952 roku. Po powrocie zapowiadano szereg odwilżowych, liberalnych ułatwień w codziennym bytowaniu ludności, obiecano podjęcie reformatorskich kroków w zarządzaniu państwem. Echo wywołała także zapowiedź rewizji wyroków w procesach politycznych, która obudziła nadzieję na otwarcie w kierunku demokratyzacji. Być może władze sądziły, że to ułatwi przełknięcie podwyższenia norm. Prawdopodobnie obietnica liberalizacji w połączeniu ze śmiercią Stalina i wywołaną tym przejściową dezorientacją polityczną tak w Moskwie, jak w Berlinie, w jakimś stopniu ośmieliły ludność do wyjścia na ulicę.

 

Bunt robotniczej arystokracji

Pierwsi, już 15 czerwca, zaprotestowali w kilku punktach Berlina i przerwali pracę robotnicy budowlani. Była to wówczas arystokracja robotnicza, najbardziej świadoma swojej wartości i dobrze zorganizowana grupa zawodowa. Poza przerwaniem pracy, skierowano pismo protestacyjne do premiera Otto Grotewohla, a 16 czerwca manifestacja budowlanych, do których dołączyli liczni przechodnie, przemaszerowała centralnymi ulicami miasta pod siedzibę Rady Ministrów. Po drodze pochód zatrzymał się przed gmachem centrali związkowej FDGB, jednakże żaden z funkcjonariuszy związkowych nie wyszedł, by porozmawiać z protestującymi. Zamknięte drzwi zastano także w Urzędzie Rady Ministrów, nadaremnie domagając się spotkania z Grotewohlem bądź 1. sekretarzem SED, Walterem Ulbrichtem. W końcu do tłumu wyszli (nie wiadomo, czy z własnej inicjatywy, czy delegowani) działacze partyjni nie najwyższego szczebla: sekretarz berlińskiej organizacji partyjnej Heinz Brandt oraz profesor Uniwersytetu Humboldta, znany późniejszy dysydent, Robert Havemann. Obiecali odwołanie zwiększonych norm, ale czy ich ustne zapewnienia mogły uspokoić nastroje?

Władze oficjalnie i jednoznacznie wycofały się z tej decyzji w komunikacie z 17 czerwca, ale było już za późno, by zapanować nad sytuacją; w międzyczasie zgłoszone zostały nowe żądania i pretensje. Góra partyjna i związkowa popełniły błąd, z którego później również w innych krajach demokracji ludowej nie wyciągnięto żadnej nauki. Zamiast błyskawicznie zareagować na pierwszy sygnał niezadowolenia, ociągały się z wysłuchaniem protestujących. W końcu zdobyły się na ogłoszenie suchego komunikatu, nadal nie kwapiąc się do bezpośrednich rozmów z przedstawicielami wzburzonej ulicy.

Od rana 17 czerwca robotniczy bunt zaczął rozlewać się na całą NRD. Zastrajkowało ok. 600 zakładów pracy, tj. około pół miliona zatrudnionych. Do strajku generalnego było zatem jeszcze daleko. Nie doszło do niego głównie dlatego, że władza zastosowała środki siłowe, tłumiąc rozruchy przede wszystkim przy użyciu jednostek wojsk radzieckich. Lokalne niepokoje o różnym stopniu natężenia miały miejsce w ok.400 miejscowościach. Na tradycyjnych terenach przemysłowych wokół Halle, Lipska, Cottbus, Gery, Magdeburga były nawet silniejsze, niż w samym Berlinie. W niektórych rejonach do protestujących przyłączyli się także chłopi. Zrywanie emblematów partyjnych, państwowych, haseł państwowo-twórczych, niszczenie portretów przywódców nie należało do rzadkości. Protestujący wdarli się do ok. 140 budynków partyjnych bądź związkowych, administracji państwowej i policji. W dziewięciu przypadkach szturmowano nawet więzienia, uwalniając ok. 1300 więźniów, nie tylko politycznych. W pojedynczych przypadkach doszło również do podpaleń.

 

Spontaniczne i nieskoordynowane

Demonstracjom brakowało jednak „jasno określonych celów” – jak czytamy w jednym z posthoneckerowskich opracowań. Wybuchały bez uprzedniego przygotowania, chaotycznie. Nie mniej chaotyczne były żądania niezadowolonych. Pośredni dowód, że zryw miał charakter spontaniczny, a nie spiskowy, jak to później usiłowano tłumaczyć propagandowo. Postulaty socjalne mieszały się z politycznymi, wśród których dość głośno rozlegało się żądanie ustąpienia rządu i przeprowadzenia wolnych wyborów. W tłumie padały okrzyki „Precz ze Szpicbródką!” (Ulbricht), „Rosjanie do domu!” (jeszcze przed wkroczeniem wojsk radzieckich do akcji). Czy krzyczeli tylko miejscowi czy także, lub głównie, zachodni berlińczycy, trudno powiedzieć. Rosjanie początkowo czuli się zdezorientowani, zakłopotani, wykazywali powściągliwość. „Ulbricht prosił Rosjan o interwencję, lecz ci początkowo nie chcieli się angażować. To wasza sprawa – mówili. Dopiero za pośrednictwem Moskwy Ulbricht spowodował, że jednak wkroczyli”. Dodam, że władze NRD szukały wsparcia u Rosjan nie tylko dlatego, że własne, nie okrzepłe jeszcze siły policyjne były słabe. Nie było pewności, czy można zaufać policji, czy w godzinie próby niektóre jednostki nie przejdą na stronę demonstrantów lub zachowają bierność.

 

Czołgi na ulicach

Jednostki radzieckie pojawiły się na ulicach Berlina 17 czerwca, po wprowadzeniu przez komendanturę radziecką o godz. 13.00 stanu wyjątkowego, ogłoszonego także w kilku innych miastach. Demonstracje szybko rozpraszano, strzelając ostrą amunicją. Ehrhart Neubert autor blisko 1000-stronicowej pracy o opozycji w NRD, nie podając źródeł, utrzymuje, że z powodu odmowy wykonania rozkazu rozstrzelano 40 żołnierzy. Władze wojskowe przyznały się jedynie do siedmiu takich przypadków. Rosjanie zapewne byli zaskoczeni, nie bardzo rozumiejąc, dlaczego mają strzelać do bezbronnej ludności sojuszniczego, bratniego państwa, Wojsko włączono przecież do akcji niespodziewanie, bez żadnego przygotowania, niejako z marszu.
Radzieccy komendanci wydali m.in. rozkaz publicznej egzekucji kilku cywilów, w tym mieszkańca Berlina Zachodniego, Willy Gottlinga. Między dzielnicami miasta istniał swobodny przepływ ludności. Granice NRD zamknęła dopiero 13 sierpnia 1961 roku. Ostatnie strajki wygasły 20 czerwca. Bilans ofiar to co najmniej 50 ofiar śmiertelnych wśród demonstrantów i 10 zabitych policjantów. Liczba rannych szła w setki. Jeszcze bardziej bolesne dla uczestników bądź sympatyków powstania były represje po jego zdławieniu. Aresztowano około 6 tys. osób, z czego 1/3 wkrótce zwolniono, choć zapewne fakt zatrzymania odnotowano w ich aktach personalnych. Wśród aresztowanych było 3500 robotników i ok. 1800 pracowników umysłowych, chłopów i rzemieślników. Charakterystyczną cechą powstania, które stopniowo przekształcało się w wotum nieufności dla panującego reżimu, była nieobecność wśród demonstrantów środowisk inteligenckich i intelektualnych. Częste były przypadki deklarowania z ich strony poparcia dla władz.

 

Stali z boku

Zdławienie ulicznego zrywu spotęgowało falę ucieczek do Berlina Zachodniego. Kilka tysięcy osób oddało legitymacje partyjne, setki osób wykluczono z partii, a w instytucjach państwowych i na uczelniach doszło do czystek personalnych. Najwyżej postawioną ofiarą tych czystek był socjaldemokrata, minister sprawiedliwości Max Fechner, który nie obronił się przed zarzutem niedopuszczalnej w początkowym okresie powściągliwości organów ścigania. Został nie tylko usunięty z SED, ale i skazany na karę więzienia.
Kościół ewangelicki stał na uboczu zrywu ulicznego i bolesnych jego konsekwencji, a nawet odradzał udział w demonstracjach. Po przegranej, w kołach kościelnych mówiono o bezcelowości wszelkiego sprzeciwu i opozycji, bo władzy się nie pokona.

W NRD unikano przypominania daty 17 czerwca. Gdy już trzeba było ją zauważyć, mówiono o inspirowanym przez Zachód puczu. Wersję tę przyjęli nawet tak szanowani intelektualiści, jak: Anna Seghers, Bertolt Brecht, Stefan Heym, Erich Loest. Późniejszy znany dysydent, prof. Robert Havemann jeszcze długie lata twierdził, że w powstaniu miały swój udział elementy faszystowskie. W przeciwieństwie do wykładni SED, intelektualiści nie byli jednak bezkrytyczni i wskazywali na wewnętrzne, uzasadnione przyczyny niezadowolenia. Erich Honecker, w wydanej w 1980 r., liczącej 500 stron autobiografii „Aus meinem Leben”, kwituje 17 czerwca jakby mimochodem, w kilkudziesięciu zdaniach:

„Błędem okazało się przede wszystkim podwyższenie w sposób administracyjny norm. Wśród robotników wywołało to niezadowolenie. Ich zaufanie do partii i rządu uległo zakłóceniu. Na początku czerwca 1953 KC SED i Rada Ministrów podjęły kroki zmierzające do skorygowania błędnych decyzji, ustabilizowania gospodarki i poprawy poziomu życia ludzi pracy. Zanim jednak decyzje te mogły wejść w życie, uderzył przeciwnik. 17 czerwca 1953 w Berlinie i w kilku innych miastach doszło do przerwania pracy i do demonstracji. Wrogowie socjalizmu wykorzystali niezadowolenie pracujących, żeby podjąć próbę kontrrewolucyjnego puczu, od dawna przygotowywanego przez imperialistyczne wywiady i centrale agentów. Do oczekiwanego przez nich «strajku generalnego» jednak nie doszło. Gdy robotnicy zorientowali się, że kontrrewolucyjni prowokatorzy szaleją jak faszyści, szybko odcięli się od nich. W wielu zakładach zdecydowanie przeciwstawili się podżegaczom. Do akcji wkroczyły zbrojne organa NRD, wspierane przez stacjonujące w NRD radzieckie siły zbrojne. Przesądziło to o szybkim załamaniu się prób puczystów. Ugaszono potencjalne źródło kryzysu jako zapalnika konfliktów militarnych w centrum Europy”. Tak myślał Honecker jeszcze w 1980 roku.

 

Ponad strefami

Źródła zachodnie oceniają obecność zachodnich berlińczyków znacznie skromniej. W publikacji Ehrharta Neuberta znajdujemy podsumowanie: „W demonstracjach licznie uczestniczyli zachodnioberliczycy, którzy w większej liczbie napłynęli do sektora wschodniego, by wesprzeć demonstrantów. (…) małe ugrupowania polityczne wspierały propagandowo rewoltę z terenu Berlina Zachodniego, a media RFN i BZ odegrały dużą rolę w przekazywaniu informacji o rozruchach. Również ze strony odpowiedzialnych polityków nie brak było oświadczeń i deklaracji solidarności, jak również krytyki działań militarnych”. Autor nie uważa jednak, żeby mieszkańcy Berlina Zachodniego byli siłą sprawczą powstania. Dodam, że protesty poza Berlinem odbywały się już bez ich udziału, bo swoboda poruszania się istniała tylko w samym Berlinie.

Heiner Müller, naoczny świadek wydarzeń 17 czerwca, zanotował: „Przyłączyli się do manifestujących młodzi z Berlina Zachodniego. Liczne kolumny rowerzystów wmieszały się w tłum. Centralnym polem starć stał się Potsdamer Platz. Oczywiście, z całą pewnością również Zachód tutaj mieszał, to jasne, aczkolwiek zapewne nie tak skrajnie, jak to przedstawia Stefan Heym w swej książce. Pewne wydarzenia ukazał on wszakże trafnie. Nie ma się czemu dziwić, bo kto jak kto, ale on wie, co to jest CIA.” Radio było wówczas jedynym masowym łącznikiem między ludźmi, bo telewizja stawiała dopiero pierwsze kroki. W RFN zarejestrowanych było zaledwie 10 tysięcy telewizorów, a w NRD chyba nie było ani jednego.

Wyciągając wnioski z międzysojuszniczych uzgodnień, alianci zachodni w Berlinie od początku zachowali rezerwę wobec zaburzeń we wschodnim sektorze. Brytyjska policja wojskowa rozpraszała na granicy swego sektora większe zgromadzenia zachodnich berlińczyków. Podobnie postępowała policja amerykańska. Ponadto Amerykanie nie dopuścili do przekazania przez RIAS (amerykańska rozgłośnia radiowa) wezwania do strajku generalnego w NRD. Po zdławieniu buntu zorganizowali pomoc żywnościową dla ludności.

Świadome lekcji udzielonej 17 czerwca, władze NRD wytargowały od Moskwy tolerowanie bardziej liberalnego kursu, a także deklarację rządu radzieckiego z sierpnia 1953 r. o rezygnacji z wszelkich dalszych reparacji ze wschodniej strefy. W te same ślady poszła Polska. Zatroszczono się także bardziej o podniesienie stopy życiowej, o bogatszą ofertę towarów konsumpcyjnych, podwyższono świadczenia socjalne, złagodzono naciski na rolników i sektor prywatny w mieście. Jednocześnie w zakładach pracy zaczęto tworzyć bojówki partyjne. tzw. Kampfgruppen.
Na pierwszy krwawy zryw ludności w krajach demokracji ludowej Zachód zareagował sygnałem, że nie zamierza interweniować. Pozostał tej postawie konsekwentnie wierny, aż do rozpadu socjalistycznej wspólnoty.

 

List

Sensacją, która utrwaliła się w annałach historycznych, była postawa jaką zajął wobec buntu w NRD Bertolt Brecht /1898-1956/ niemiecki dramatopisarz, poeta, teoretyk teatru światowej sławy, autor m.in.: „Opera za trzy grosze”, „Matka Courage i jej dzieci”. Lewicujący, lecz nie wstąpił do rządzącej SED. Po pierwszym sygnale buntu Brecht skierował pisma do szefa Partii Waltera Ulbrichta, premiera Otto Grothewohla i do ambasadora ZSRR Władimira Semionowa, opatrzone zastrzeżeniami i wątpliwościami. List do Ulbrichta opublikował organ SED „Neues Deutschland” dopiero 21 czerwca, kiedy powstanie już dogorywało. Tekst, generalnie akceptujący kroki reżimu, dziennik ocenzurował usuwając zdanie „Obejmująca szeroką wymianę zdań rozmowa z masami co do tempa budowy socjalizmu, spowoduje usunięcie braków i zabezpieczy zdobycze socjalizmu”. Wydrukowano jedynie „Czuję potrzebę wyrazić w aktualnej sytuacji moją więź z SLD”.

Po zdławieniu powstania sekretarz Stowarzyszenia Pisarzy Kurt Barthel polecił rozprowadzać w Alei Stalina /tam zaczął się bunt budowlańców/ ulotki ze zdaniem: „Naród roztrwonił zaufanie rządu które może przywrócić tylko zdwojoną pracą”.

Brecht zareplikował wierszem „Lösung” (rozwiązanie), w którym znalazło się głośne później zdanie: „Czy nie byłoby lepiej, prościej zdecydować, że rząd rozwiąże sobie naród i wybierze nowy?”

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

Kobiety, partie Was potrzebują!

Następny

Aktor nie do zapomnienia – Roman Kłosowski (1929-2018)

Zostaw komentarz