Był jednym z tych – w sumie nie tak wielu – aktorów generacji rozpoczynającej pracę w służbie Melpomeny i X Muzy jeszcze w latach trzydziestych, których można zobaczyć na taśmach filmowych z lat 50-tych, 60-tych i na zarejestrowanych na taśmie telerecordingu spektaklach teatru telewizji.
Jacek Woszczerowicz, „Woszczer”, jak o nim mawiano, prezentował aktorstwo dziś już prawie nieznane, ktoś powie – archaiczne, takie, które mimo swoich rozmaitych gier z realizmem i naturalizmem, było zjawiskiem bardzo dalekim od aktorstwa dzisiejszego, opartego w dominującym stopniu na odwzorowywaniu, na trywialnym odtwarzaniu psychologicznego kształtu realnej psychologii zachowań. Było to aktorstwo w pełnym tego słowa znaczeniu kreujące rzeczywistość teatralną, bardzo odległą od rzeczywistości ulicy.
W roku 1957 zagrał Rejenta Milczka w pierwszej filmowej wersji „Zemsty” w reż. Antoniego Bohdziewicza. Stworzył też kilka wspaniałych kreacji w niezwykłym w owych czasach teatrze telewizyjnym. Majstersztykiem była jego tytułowa rola Voigta w słynnym „Kapitanie z Koepenick” Carla Zuckmayera w roku 1965, w telewizyjnej realizacji Józefa Słotwińskiego. Rolę Dyrektora stworzył w „Apollu z Bellac” (1958) Jeana Giraudox, był znakomitym tytułowym „Gościem wieczornym” (1966) w sztuce Dürrenmatta, Napoleonem w „Układach. 1806” (1967) Jerzego Krasowskiego, Kapitanem Nutem w „Żeglarzu” Jerzego Szaniawskiego, a także rewelacyjnym Łatką w „Dożywociu” (1968) Fredry. Zagrał też w dwóch nowelach filmowych z cyklu „Opowieści niezwykłych”: „Ślepym torze” (1967) i „Wenus z Ille” (1967). Jako aktor wychował się w Reducie Juliusza Osterwy. Witold Filler napisał o nim jako o „maniakalnym zwolenniku gry realistycznej”, który „Osterwę miał w sercu, Stanisławskiego w pamięci”.
Urodził się 11 września 1904 roku w Siedlcach. W przedwojennych filmach grywał epizody, m.in. w „Znachorze”, „Profesorze Wilczurze”, „Testamencie profesora Wilczura” w reżyserii Michała Waszyńskiego czy w „Strachach” w reż. Eugeniusza Cękalskiego Wyreżyserował pierwsze powojenną inscenizację „Wesela” Wyspiańskiego w Teatrze Wojska Polskiego w Lublinie jesienią 1944 roku, grając jednocześnie rolę Stańczyka. W Łodzi działał od 1945 do 1948 roku i w tamtejszym Studiu Poetyckim zagrał wspaniale Żebraka w „Elektrze” J. Giraudoux, a w Teatrze Kameralnym Homera „Homerze i Orchideach” T. Gajcego, Merkurego w „Amfitrionie 38” J. Giraudoux, Arnolfa w „Szkole żon” Moliera. Od 1948 roku działał w Warszawie, w teatrach Kameralnym Polskim, Narodowym, kreując m.in. Tariełkina w „Śmierci Tariełkina” Suchowo-Kobylina, Sgagnarela w „Don Juanie” Moliera, Papkina w „Zemście” Fredry, Jowisza w „Muchach” Sartre’a, Daviesa w „Dozorcy” Harolda Pintera, Ferrantego w „Martwej królowej” Henri de Montherlanta i – w roku 1958 w Ateneum – fenomenalnego Józefa K. w „Procesie” według Kafki, rolę o której Jan Kott napisał, że godna jest obszernego i wnikliwego studium, które pokazałoby wszystkie „przegiby” aktorskie Woszczerowicza. Swoją najsłynniejszą i być może najwspanialszą kreację stworzył w roku 1960 na deskach Teatru Ateneum jako tytułowy „Ryszard III” Szekspira, w przedstawieniu przez siebie wyreżyserowanym. Był też profesorem szkół teatralnych, łódzkiej i warszawskiej.
Warunki fizyczne Woszczerowicza były na pozór złe: niski, na granicy karłowatości, nieproporcjonalnej budowy, głos miał brzydki, nosowy, skrzeczący, oczy tzw. „wyłupiaste”. Z wszystkimi tymi przeklętymi wadami fizjonomii był aktorem o rzadkiej sugestywności i charyzmie. Grał zupełnie inaczej niż inni aktorzy, jakby nieklasycznie, inny był w geście, spojrzeniu, intonacji. „To ta inność narzucała widzom przeświadczenie, że stają się oto świadkami jakiegoś misterium gry” – pisał W. Filler.
Tym co niewątpliwie należało do najbardziej charakterystycznych cech aktorstwa Woszczerowicza był swoisty apsychologizm jego gry, do pewnego stopnia intelektualnie sprzeczny z deklarowanym przez niego przywiązaniem do aktorstwa realistycznego. Gdy się obserwowało grę Woszczerowicza, uderzał sposób grania jakby abstrakcyjny, śladowo tylko nawiązujący do realnych ludzkich zachowań. Gesty, mimika, intonacja Woszczerowicza były wywiedzione jakby z innego świata, z jakiejś rzeczywistości tajemniczej i skrytej, rządzącej się innymi prawami niż otaczająca nas. Częstym składnikiem jego gry było błaznowanie, przedrzeźnianie konwencjonalnych gestów, drwina, od której natychmiast potrafił przechodzić do zadumy. Wspaniale i niepowtarzalnie wygrywał dwuznaczność wielu postaci, ich tajemniczość i niejednoznaczność. I tak grał nawet w rolach, które – wydawałoby się – wymagały gry typowo realistycznej.
Ten apsychologizm i abstrakcjonizm był istotą koncepcji jego najważniejszej roli scenicznej, „Ryszarda III”. Ryszard w wykonaniu Woszczerowicza nie był postacią ludzką, o człowieczych, choćby najgorszych cechach psychicznych, lecz abstrakcyjnym upostaciowaniem zła, potwornym histrionem, rządzącym się sobie tylko właściwymi prawami.
Niezależnie od konotacji moralnych jego najważniejszej roli, Woszczerowicz wykreował w całości swojego aktorstwa postać szarego człowieka tragicznego, przytłoczonego dramatyzmem ludzkiej egzystencji i grającej z nią swoją własną grę, za pomocą tragizmu i komizmu. W jakimś dalekim skojarzeniu przywodzi to na myśl sztukę aktorską i przesłanie filmów Charlesa Chaplina.
Już po śmierci Woszczerowicza, Krzysztof Teodor Toeplitz napisał o jego aktorstwie bardzo trafnie: „Jego sztuka była sztuką mroczną. Patrząc na jego grę odnosiło się wrażenie, że postacie które kreował, podszyte były niespełnionymi ambicjami, marzeniami, złościami, pragnieniami i zawodami, że w duszach tych postaci szaleje piekło”.
Woszczerowicz należał do tytanów i poniekąd męczenników swojego zawodu. Ciężko chory na serce, zawsze miał przy sobie nitroglicerynę, a mimo to nie zdecydował się zerwać ze sceną. W dniu śmierci ukochanego syna nie zrezygnował wystąpienia w spektaklu. Zmarł w Warszawie 19 października 1970 roku.