7 listopada 2024

loader

Bigos tygodniowy

Lubczynski i Waniek

Gdybym był sędzią skazałbym Marka Falentę na dożywocie bez prawa do przedterminowego zwolnienia. Za co? Za język, jakim napisał swój osławiony hiszpański list do Adriana z prośbą o ułaskawienie. Wszyscy komentatorzy skoncentrowali się na ogólnej treści listu, natomiast jakoś nikt nie zwrócił uwagi na jego żałosny „styl”. Otóż list został napisany pokracznym żargonem ćwierćinteligenta, niezbornym, dalekim od elementarnej logiki języka, a nawet od zwykłego sensu, o estetyce słowa pisanego nawet nie wspominając. To język niedouka, człowieka pozbawionego kultury umysłowej, pełen niedojrzałej emocjonalności i pseudorefleksyjności (te komiczne uwagi o tym jak „trudno o przyjaźń w tych czasach” i westchnięcia typu „ech, życie”), te tandetne, sentymentalne uniesienia nad życiem osobistym, ta amikoszoneria, którą raczy adresata w wątku o wspólnocie odchudzania. Do surowej kary dodałbym Falencie dożywotni zakaz korespondencji.

Po wyborach do PE wyśmiewano jedną z gazet, że napisała pospiesznie, iż „PiS wygrał o włos”. Gdy po ochłonięciu spokojnie policzono liczbę głosów oddanych na poszczególne komitety wyborcze okazało się, że PiS rzeczywiście wygrało z Koalicją Europejską o włos, bo przewagą liczbową zaledwie 115 tysięcy głosów i to pomimo mobilizacji pisowskiej „biomasy”. Jeśli do tego dodać wynik Wiosny plus Razem, to jawi się przewaga strony demokratycznej. Nawet przy uwzględnieniu wyników Kukiza i Konfederacji. Policzył to już senator Marek Borowski, który liczyć umie. W tej sytuacji PSL i Wiosna, jeśli nie wejdą do jednolitego bloku przeciw PiS, okażą się ugrupowaniami szkodliwymi dla Polski. „Tylko blok pokona PiS” – jak słusznie stwierdził profesor Jerzy J. Wiatr. Jeśli Wiosna, PSL i Razem nie otrzeźwieją ze swojej egoistycznej megalomanii i nie wejdą do Bloku, wszyscy razem, łącznie z nimi, zostaniemy zjedzeni w Kaczej Zupie. Szansa na wygraną ciągle jest…

Patryk Vega, który jest lepszym piarowcem swojej twórczości niż reżyserem (choć reżyserem jest technicznie sprawnym) oświadczył, że swoim filmem, który smaży na jesień, pozbawi PiS władzy. Swoje dzieło montuje podobno aż w Japonii, czyli w odległości bezpiecznej od kaczystów. PiS-u nie pokonał ani Górski „Uchem prezesa”, ani Smarzowski „Klerem”, ani Sekielscy swoim dokumentem, więc i Vega na tę władze nie poradzi. Nie wystarczy obsadzić Andrzeja Grabowskiego w roli Kaczora żeby PiS zadrżał w posadach. PiS może utracić władzę, ale nie z powodu filmu. Wolałbym więc, żeby Vega dalej robił kino ginekologiczne, które mi się bardzo podoba.

Adrian wędrował po niezmierzonych przestrzeniach USA. Odwiedził tam aktualnego Wuja Sama, który pochwalił chłopca, poklepał, powiedział mu, że jest dzielny, więc dzieciak się cieszy. Więcej, zrobił duuuże zakupy w trumpowym sklepiku z bronią. Słyszałem, jak ktoś powiedział, że wśród zakupów jest koncertowy fortepian dla wojskowej orkiestry dętej. Nawiasem mówiąc, obecny Wuj Sam łudząco jest podobny do swojego klasycznego wizerunku (też ma żółte włosy). Adrian wędrował też po bastionach polskości w USA, czyli po parafiach, gdzie parafialne zespoły folklorystyczne w strojach krakowskich odtańcowywały przed nim „krakowiaczek ci ja”. Te hołubce wyczerpywały cały intelektualny potencjał Polonii Amerykańskiej, która jest szczególnie dewocyjna i niezbyt mądra.

Święte Miasto Częstochowa jest Rodzinnym Miastem Redaktora Piotra Gadzinowskiego, który przyszedł w nim na świat, tak jak Jezus przyszedł na świat w Betlejem. Ale i ja sroce spod ogona nie wypadłem, bo miałem w Częstochowie świętej pamięci ciotkę Helenę, którą odwiedzałem. Dlatego także osobiście cieszy mnie sobotnia częstochowska Parada Równości z Matką Boską Tęczową na czele. Cieszy mnie, że ci młodzi ludzie swoją aktywnością uliczną rozrzedzają zaduch katolicki w Polsce i zwracają uwagę, że też są dziećmi bożymi.

Pojawiły się katolickie bractwa męskie, które mają bronić Wiary i Kapłanów przed licznymi wrogami. Rycerze Świętego Jana Pawła Drugiego zamierzają bronić obrońcy pedofilów Jędraszewskiego z Krakowa przed namolnością pismaków wszelakiego autoramentu. Wojownicy Maryi na czele których stanął niejaki Pejo, zięć Korwina, mają bronić Wiary w formule szerszej. Dobry przykład działa zaraźliwie, więc należy spodziewać się niebawem wysypu Rycerstwa. Cóż, jaki Kościół, tacy Rycerze.

Sąd uznał, że młody człowiek, który witał Adriana odbywającego gospodarską wizytę gdzieś tam, transparentem o treści: „Dzisiaj pałac, jutro ciupa, nie prezydent tylko dupa” jest niewinny. Dlatego ja, ośmielony przez sąd, ulżę sobie i napiszę cytując : „Dzisiaj pałac, jutro ciupa, nie prezydent, tylko dupa”.

Niegdyś Lwica Lewicy, dziś Służka Pisowska Aleksandra Jakubowska i publicystka u braci Karnowskich przeszła z fazy krytyki przeciwników do fazy pensjonarskiego, egzaltowanego uwielbienia dla nowego pana i nie daje powiedzieć o nim złego słowa. Do ekstowarzyszy z SLD oczywiście nienawiścią zieje niezmiennie. Kobiecina nie skorzystała z okazji by milczeć. Lewica zawsze wychodziła na zakamuflowanych, ciasnych drobnomieszczuszkach jak Zabłocki na mydle. Już Lenin przed nimi ostrzegał.

Donald Tusk ostro pojechał na pisiorów przed komisją „vatowską” Horały. Można tego mojego rówieśnika 1957 lubić albo nie, ale to mistrzowski fighter. Zdemaskował propagandowy charakter komisji i zadania postawionego przed nią przez Partię. Jedno jest pewne, wina Tuska jest niemożliwa do udowodnienia i nie zmieni tego kolejne „przesłuchanie”.

Ziobro z podkulonym ogonem wycofał się z oskarżenia prawników UJ i zaniechał kierowania przeciwko nim pozwu o kłamstwo w ocenie projektu noweli kodeksu karnego. Ptaszki ćwierkają, że Kaczor kwaknął i Pan Zbyszek odtrąbił odwrót twierdząc, że lud poznał prawdę o jego wielkim dziele i zbędne jest angażowanie sądów(jakże nielubianych) do oceny tegoż. Gdy mówił te słowa na jego twarzy wykwitły, znane i lubiane wypieki. Ciekawe dlaczego?

Ministrowie odeszli z rządu i wraz z nimi, jak donosi ”Rzepa”, zniknęły ich oświadczenia majątkowe. Nie wiemy więc, póki co, czy na finał dostali nagrody. Nie wiadomo też czy wszyscy zwrócili słynne szydłowe „należne”.

Kanikuła w powietrzu, ale nie w polityce.

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

UE nie poszła na pasku

Następny

Czas rozliczania Rządu (część I)

Zostaw komentarz