9 grudnia 2024

loader

Chwała pokonanym?

Mamy nowe kłamstwo historyczne. Kłamstwo „Okrągłego Stołu”.

Kompromis zawarty przy „Okrągłym Stole” trwale wpisuje się w polską, narodową mitologię. Dzień „Czwartego Czerwca” będzie kolejnym świętem państwowym. Filarem mitu założycielskiego III Rzeczpospolitej.
Jak każdy mit historyczny, zwykle redukowany jest do prostego komunikatu. Oto pierwszy raz w najnowszej historii doszło w Polsce do bezkrwawej rewolucji. Do zmiany totalitarnego systemu władzy na demokratyczny. W efekcie tego cudownego kompromisu źli „komuniści” oddali władzę bez walki. Bo najpierw zostali przechytrzeni przez demokratyczną opozycję, a zaraz potem odrzuceni w wyborach Czwartego Czerwca przez stojący na wysokości zadania Naród. Tak to odrodziła się wolna i niepodległa III Rzeczpospolita.
Dodatkowo zwycięski wówczas obóz „Solidarności” w akcie nadzwyczajnej łaski powstrzymał się od należnej mu zemsty. Komuniści nie zawiśli „na drzewach zamiast liści”, chociaż im się to należało. Co było jednak zdradą interesu narodowego, jak dzisiaj głoszą prawicowi politycy, i co jedynie spowolniło przyrastanie dobrobytu w odrodzonej Rzeczpospolitej.
Dlatego dzisiaj wszelkie historyczne zasługi za cud transformacji roku 1989 zbierają politycy związani z ówczesną „Solidarnością” i Komitetem Obywatelskim firmowanym przez Lecha Wałęsę. To oni w największych polskich mediach opowiadają o tamtych wydarzeniach utrwalając korzystny dla siebie mit. I chwałę swoją wiekopomną.
Głosu ówczesnej „strony partyjno-rządowej”, w polskich mediach trudno usłyszeć, choć żaden kompromis nie istnieje bez przynajmniej dwóch godzących się, równoprawnych stron.

Kłamstwo i kłamstewka

Filarami porozumienie „Okrągłego Stołu” były trzy strony. Pierwsza „partyjno-rządowa” proponowała drugiej, opozycyjnej stronie, zwanej „solidarnościową”, podzielenie się posiadaną władzą. W zamian za podzielenie się opozycji odpowiedzialnością za ciężar bolesnych dla społeczeństwa gospodarczych reform podejmowanych przez stronę rządzącą.
Bo strona „partyjno-rządowa” miała plan takich reform i do nich parła. Opozycja wyrażała na nie zgodę, stawiając swe warunki, przede wszystkim legalizacji NSZZ „Solidarność” i związanych z nią ugrupowań politycznych. Początkowo nie proponowała swoich reform, chciała przede wszystkim powrotu do stanu z roku 1981.
Dopiero rozpad ówczesnej koalicji PZPR+ZSL+SD dokonany zaraz po czerwcowych wyborach sprawił, że pozbawiony sojuszników klub parlamentarny PZPR stracił w Sejmie posiadaną większość. Wtedy to opozycyjny klub parlamentarny Komitetów Obywatelskich firmowany przez Lecha Wałęsę przejął polityczna i reformatorska inicjatywę. Przy wsparciu parlamentarzystów ZSL i SD i akceptacji frakcji PZPR powstał koalicyjny rząd „pierwszego niekomunistycznego premiera Tadeusza Mazowieckiego”. Z udziałem ministrów desygnowanych przez PZPR.
Od tego czasu parlamentarzyści PZPR popierali wszystkie najważniejsze działania rządu swego „pierwszego niekomunistycznego premiera” bez osiągania korzyści politycznych dla siebie.
Bezinteresownie, rzec można. Albo mówiąc inaczej „za frajer”.
Trzecim filarem porozumienia „Okrągłego Stołu” była hierarchia polskiego kościoła katolickiego. Przy stole pełniła rolę łącznika między obu stronami i politycznego notariusza.
Za swe usługi hierarchowie wystawili obu stronom solidne rachunki. Rząd Rakowskiego zapłacił im wielce korzystną ustawą z maja 1989 roku o relacjach państwo – kościół, gwarantującą m.in. zwrot i pozyskanie majątków dla kościoła ze skarbu państwa. Strona „solidarnościowa” odpłaciła się hierarchii powrotem religii do szkół, zakazem aborcji i konkordatem.
Dzisiaj hierarchowie kościoła katolickiego starannie i konsekwentnie wymazują ze zbiorowej pamięci swój udział w kompromisie „Okrągłego Stołu”. Nie chcą przypominać o honorariach pobranych od obu stron.
Warto przypomnieć, że ideę kompromisu „Okrągłego Stołu” i „częściowo wolnych wyborów” w dniu 4 czerwca 1989 roku zainicjowała i współtworzyła grupa reformatorów z PZPR. Ale przez wiele miesięcy czyniła to przy przeciwnych lub biernych postawach większości działaczy tej partii. Zwłaszcza średniego szczebla struktur partyjnych.
Ten historyczny kompromis to dzieło i zasługa także generała Jaruzelskiego wspieranego przez grupę oddanych mu wojskowych, „młodych sekretarzy Komitetów Wojewódzkich” i intelektualistów związanych z PZPR.
Gdyby nie ich nowatorskie myślenia, upór i zdolność poprzekonywania swych partyjnych towarzyszy oraz opozycyjnych przeciwników, to do cudu bezkrwawej transformacji pewnie by nie doszło. Zmiany były nieuchronne, ale trudno dziś stwierdzić kiedy by w Polsce nastąpiły i przede wszystkim przy jakich kosztach społecznych.
O historycznej roli ówczesnych „komuchów” dzisiaj w mediach i okolicznościowych dyskusjach zwykle nie mówi się. Czasem, półgębkiem wspomną o Aleksandrze Kwaśniewskim, poproszą go o wypowiedź.
Nie przypomina się o programowej roli „Zespołu trzech”, reformatorskich inicjatywach Stanisława Cioska, Jerzego Urbana i Władysława Pożogi. O mediacyjnych wysiłkach tego pierwszego. Rolę generała Czesława Kiszczaka współczesne media zredukowały do tabloidowej postaci podstępnego esbeka rozpijającego działaczy opozycji podczas libacji w Magdalence. Polewającego wódkę nawet świętobliwemu Lechowi Kaczyńskiemu.
O roli Andrzeja Gduli, Leszka Millera, Janusza Reykowskiego i wielu innych ówczesnych reformatorów dzisiejsi prodemokratyczni politycy i wolne polskie media nie chcą wspominać.

Klęska zaniechania

Znakomity pisarz historyczny Teodor Parnicki lubił powtarzać za Janem Dunsem Szkotem, że historię tworzą nie fakty jakie się wydarzyły naprawdę, lecz te które zostały w kronikach zapisane. I jak zapisane zostały.
Obserwując dziś medialne debaty o „Okrągłym Stole”, przygotowania do obchodów nowego święta Czwartego Czerwca, łatwo zauważyć jak polska prawica pisze nam wyłącznie swoją historię. Jak zawłaszcza historyczny kompromis „Okrągłego Stołu”. Jak redukuje rolę ówczesnych reformatorów związanych z generałem Jaruzelskim do roli poczciwych prostaczków pokornie godzących na wydany nań wyrok historii.
Widzimy jak reformatorzy z PZPR tracą swe miejsca w zapisywanej historii. Wypadają z mitu założycielskiego III Rzeczpospolitej.
Odchodzą na margines, roztopieni w masie dawnych, barbarzyńskich „komuchów”. Przez swe lenistwo intelektualne, brak solidarności grupowej, zaniechanie pisania swojej historii.

Piotr Gadzinowski

Poprzedni

Oj, będzie się działo!

Następny

Zrobimy wszystko, co chcecie

Zostaw komentarz