Tusk przemówił, ale zapowiadany Mesjasz nie przyszedł.
Tusk przemówił, a prominenci PiS odetchnęli. Wbrew ich strachom ogłaszany od miesięcy event nie zaiskrzył antykaczyńskim płomieniem. I choć lud inteligenckiej Warszawy długo i gromko oklaskiwał słowa Tuska, to nie ruszył potem na Nowogrodzką, ani na Woronicza. Aby zdobyć kaczystowski Wersal lub kurską Bastylię. Obalić tyrana albo chociaż uwolnić misję mediów publicznych.
Tusk przemówił, lecz efektu papieża JP2 nie osiągnął. Nie zmienił po przyjściu swoim oblicza tej ziemi.
Bo wzniósł się ponad bieżące krajowe spory i poszybował ku poważnym zagrożeniom Unii Europejskiej. Bo przyjął zbyt globalną, jak na polską chatę skraja, perspektywę.
Zresztą to nie uniwersyteckiego wykładu oczekiwano od niego, tylko jawnego wezwania do rozprawy z kaczystowskim reżimem.
Tusk mówił, a sławę zyskał Leszek Jażdżewski.
Za krótką wypowiedź przed tuskowym wykładem. Jażdżewski to rzadki w Polsce przypadek antyklerykała, ale nie lewicowca. Groźny dla prawicowych mediów, bo nie da się z liberała Jażdżewskiego zrobić wstrętnego „komucha”. By tak zdyskredytować go w kraju rojącym się od wyznawców zdziecinniałego antykomunizmu. Zwłaszcza w najpopularniejszych mediach.
„Kto podnosi rękę na Kościół, go chce zniszczyć, ten podnosi rękę na Polskę” – ogłosił pan prezes Jarosław Kaczyński podczas patriotycznego pikniku w Pułtusku.
Nie dodał, że każdą tak podniesioną rękę, narodowo-katolicka władza sprawnie obetnie, bo pewnie uznał, że to oczywiste.
Zadeklarował, że jest „człowiekiem wierzącym, praktykującym katolikiem” oraz, że „Kościoła trzeba bronić. To także obowiązek patriotyczny”.
Od tej pory każdy krytykujący polskich kościelnych pedofilów, albo księżowskie przekręty finansowe, automatycznie zostanie wykluczone przez elity PiS z polskiej, patriotycznej wspólnoty. Będzie obłożony patriotyczną klątwą.
Leszka Jażdżewskiego, głoszącego już oczywistą prawdę, że polski kościół kat. nie ma prawa pouczać nas moralnie, błyskawicznie skrytykował Episkopat, czyli Zarząd tej firmy. Tym razem nie milczał tak długo, jak w sprawie swych pedofilii i przekrętów finansowych.
Za słowa Leszka Jażdżewskiego oberwał też Senat Uniwersytetu Warszawskiego od pana wicepremiera Jarosława Gowina. Za to, że Senat dopuścił Jażdżewskiego do głosu. Tak to pan premier Gowin zmusza Senat UW do stosowania cenzury prewencyjnej. Zabronionej w Polsce, czyli do łamania prawa.
Tusk przemówił, ale wszyscy usłyszeli Jażdżewskiego.
Aż dwa tysiące żołnierzy, osiemset obiektów latających i liczne pojazdy mechaniczne wezwała władza PiS na 3 maja do Warszawy.
Aby demonstrowały w czasie zapowiadanego wcześniej wykładu Tuska. Aby prorządowa defilada propagandowo przykryła w mediach wystąpienie potencjalnego lidera opozycji. Aby obecność służb mundurowych uniemożliwiła ewentualny zryw, pucz opozycyjnych inteligentów niezadowolonych z autorytarnej władzy pana prezesa Kaczyńskiego.
Tak było, choć brzmi to kuriozalnie, śmiesznie nawet. Ale ta władza, ten pan prezes, te narodowo-katolickie media mają swoje, liczne obsesję. Zwłaszcza na punkcie przygotowywanego przez „totalną opozycję” „puczu”. I ciągle je wykrywają.
W tym roku puczem miał zakończyć się strajk nauczycieli inspirowany i opłacany przez tajemniczego Bartosza Kramka. O nim niedawno, przez kilka dni bez przerwy, informowała TVP info. Kolejny pucz, tym razem trzeciomajowy, miał rozpocząć się od triumfalnego przyjazdu – powrotu Tuska do Warszawy.
Dlatego, aby zademonstrować swą siłę, władza PiS ściągnęła na organizowaną, po raz pierwszy w święto Konstytucji, nie tylko posiłki z NATO. Do defilujących żołnierzy dodano jeszcze inne, podległe jej mundurowe oddziały. Policjantów, strażaków, służby ochrony kolei, służby ochrony państwa, czyli dawny BOR, służby więziennictwa, ochrony lasów państwowych, krajowej administracji skarbowej, a nawet straży marszałkowskiej.
Tych ostatnich pan marszałek Kuchciński postanowił wyposażyć w szable, aby skuteczniej mogli bronić parlamentarzystów PiS przed podstępnymi atakami nieletnich prostytutek.
Do kompletu defilujących służb zabrakło tylko konduktorów, kontrolerów biletów i szkolnych woźnych.
„To jest nasza półkula. Rosja nie powinna tam ingerować” – powiedział amerykański doradca ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton. Tak skomentował sytuację w Wenezueli, gdzie Rosjanie pokrzyżowali amerykańskie plany obalenia prezydenta Maduro.
Tym jednym zdaniem najbliższy współpracownik prezydenta Trumpa przekreślił wysiłki polskiej dyplomacji i podważył nasze bezpieczeństwo. Polska dyplomacja na każdym forum deklaruje poparcie dla ładu międzynarodowego opartego o prawo i zasady, a nie strefy wpływów i koncert mocarstw. Mówił o tym niedawno, podczas Zgromadzenia Ogólnego ONZ pan prezydent Andrzej Duda. Uznał to za priorytet polskiego członkostwa w Radzie Bezpieczeństwa.
A teraz Wielki Brat z Waszyngtonu przyznał, że jednak uznaje prawo mocarstw do posiadania swoich stref wpływów. Czyli uznaje prawo Rosji do posiadania swojej strefy wpływów też.
Niedawno Wielki Brat wykręcił Polsce inny, również podważający nasze bezpieczeństwo numer. Wypowiedział traktat INF ograniczający posiadanie rakiet średniego zasięgu. Dając tym Rosji pole do nieograniczonych zbrojeń w tym zakresie. Zbrojeń nie zagrażających bezpośrednio USA, ale Polsce i Europie jak najbardziej.
Na osłodę władza PiS dostanie od administracji prezydenta Trumpa prawo do utrzymywania i finansowania amerykańskich magazynów na terenie Polski oraz szkolącego się u nas amerykańskiego wojska.
W majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego o mandaty ubiega się 115 obecnych posłanek i posłów. Jeśli zostaną wybrani, to na niecałe 5 miesięcy zastąpią ich nowi parlamentarzyści. Ci nowi nie zdążą wiele napracować się przed jesiennymi wyborami, za to zdążą pobrać po kilkadziesiąt tysięcy złotych należnych im odpraw.
„Flaczki” proponują, aby każdy z tych sejmowych wybrańców do Parlamentu Europejskiego publicznie zobowiązał się do zapłacenia tych odpraw ze swych przyszłych euro poborów.