Wiele znaków na niebie i ziemi wskazuje groźbę nadchodzącej katastrofy politycznej. Przyszłego PiSPSL -u.
Przeciągające się targi polityczne urządzone przez liderów PSL można racjonalnie wytłumaczyć dwoma powodami.
Pierwszy to tradycyjnie, PSL- owskie kokoszenie się. Kuglowanie, kiwanie, fochowanie w celu uzyskania jak najwięcej miejsc biorących na przyszłych listach wyborczych.
Zwłaszcza tak zwanych „jedynek”, czyli pierwszych miejsc na listach.
Bo wielu polskich, wybitnych ponoć, specjalistów od wygrywania wyborów głosi tezę, że około 30 procent wyborców zawsze, automatycznie i bezkrytycznie głosuję na pierwsze nazwisko na liście wyborczej. Głosuje tylko dlatego, że jest to pierwsze nazwisko na wybranej przez nich liście wyborczej.
Ta prawidłowość ma dotyczyć wszystkich list wyborczych.
To może oznaczać, że około trzydziestu procent Wyborców w naszym kraju to ten przysłowiowy „ciemny lud”.
Drugim racjonalnym powodem tych nieracjonalnych targów politycznych PSL jest wola jego kierownictwa wyjścia z koalicji z PO.
I doprowadzenie do przyszłej koalicji z PiS.
Realizacji starej zasady obowiązującej w PSL. Że w każdych wyborach wygrywa przyszły koalicjant PSL.
Stąd ten nagły atak obrzydzenia do lewicy uwidaczniany wśród elit Polskiego Stronnictwa Ludowego. Jakieś uzasadnienie zerwania koalicji z już nie wygrywającą PO musi być.
Długo falowa kalkulacja prominentów PSL może być taka. PiS zapewne wygra najbliższe wybory parlamentarne. Ale wygra niewysoko. W Senacie może to być nawet remis ze wskazaniem na opozycję.
Zatem PiS na pewno nie będzie miał większości potrzebnej do zmiany Konstytucji RP, czyli dokończenia swojej kontrrewolucji narodowo- katolickiej. Będzie potrzebował koalicjantów do tego.
PiS może też nie mieć tych upragnionych 231 krzeseł w Sejmie RP potrzebnych do posiadania większości rządzącej. I być skazanym na koalicjanta.
Ponieważ aktyw PiS skutecznie spacyfikował prawicową konkurencję, albo ją wchłonął albo zdyskredytował jak to było w przypadku Konfederacji, to jedynymi potencjalnymi koalicjantami dla PiS mogą być klub fanów Pawła Kukiza i PSL.
Klub fanów Pawła Kukiza topnieje i może mieć problemy z przekroczeniem progu wyborczego.
Podobne kłopoty ma PSL, które jako samodzielny byt polityczny w przedwyborczych sondażach też oscyluje wokół progu wyborczego.
Ale koalicja Kukiz-PSL ma szansę na przekroczenie progu wyborczego. Zdobycia kilkunastu mandatów poselskich. Stworzenia klubu parlamentarnego PSL-Kukiz.
Ten klub może być na wagę większości rządzącej parlamencie. Może dać większość dla rządzącej, dziś opozycyjnej, Koalicji Obywatelskiej.
Może też dać większość rządzącej partii pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego.
Oczywiście zanim przyszły klub parlamentarny PSL-Kukiz wjedzie z PiS lub KE w koalicję rządzącą, to wpierw usunie ze swych szeregów pana posła Pawła Kukiza. Bo jest on nie koalicyjny. To solista polityczny, a w parlamencie trzeba mieć również umiejętności śpiewania w chórze politycznym.
Następnie liderzy klubu parlamentarnego PSL + przystąpią do negocjacji. Jeśli PiS zaproponuje im więcej w przyszłej koalicji rządowej niż KO, i dodatkowo jeszcze coś w sejmikach wojewódzkich, to liderzy PSL + wejdą w koalicję z partią pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego.
To wreszcie uwolni ich od niedoli przebywania na niewygodnych ławach opozycji. I w parlamencie i w sejmikach wojewódzkich.
Wartość formacji PSL + zapewne wzrośnie w 2020 roku. Kiedy zaczną się wybory prezydenta RP. Wówczas każde nowe środowisko będzie cenne.
I wtedy liderzy PSL + znowu będą mogli poczuć się jak posiadacze złotej akcji. Decydującej o zwycięstwie w boju politycznym.
Historia dotychczasowych koalicjantów pana prezesa Kaczyńskiego nie jest zachęcająca. Pan prezes Jarosław jest wyjątkowo skutecznym kanibalem politycznym.
Liga Polskich Rodzin rozpadła się po koalicji z PiS. Podobnie rozpadła się „Samoobrona”. A jej lider Andrzej Lepper został znaleziony jako rzekomy samobójca.
Jak dzieci zachowują się euro deputowani PiS w Parlamencie Europejskim. Na złość Fransa Timmermansa utrącili jego kandydaturę na szefa Komisji Europejskiej. Aby utorować drogę Urszuli von der Leyen. Posiadającej równie pryncypialne poglądy na temat łamanej przez PiS praworządności w Polsce jak Timmermans. Ale młodszej od niego, bardziej energicznej i żądnej szybkich efektów. Zatem swym głosowaniem ekipa PiS zamieniła sobie przysłowiowy kijek na siekierkę.
Zablokowanie jednego kandydatka na rzecz innego, to normalka w parlamentarnej robocie. Zwykle mądrzy parlamentarzyści robią to w sposób zdecydowany i dyskretny. Nie biegają od knajp parlamentarnych po toalety i wszędzie chwalą się swym „historycznym zwycięstwem”.
A euro deputowani PiS tak czynili. Wszędzie przechwalali się swą udaną zemstą. W efekcie wzbudzili niesmak i niechęć pozostałych frakcji politycznych w Parlamencie Europejskim.
Taka niechęć szybko ujawniła się podczas głosowania nad kandydaturą euro deputowanej Beaty Szydło na przewodniczącą komisji pracy. Jej kandydatura upadła, choć nie było innej kandydatury. Bo ta komisja przypadła PiS w wyniku podziału komisji pomiędzy wszystkimi frakcjami politycznymi w euro parlamencie.
Teraz kierownictwo PiS odgraża się, że w tym tygodniu ponownie wystawi kandydaturę euro deputowanej Szydło.
Co będzie jeśli jej kandydatura znowu upadnie?
Propagandziści PiS wszystko zwalą na „wrażą Brukselę”? Na rzekomy antypolonizm pozostałych euro deputowanych?