Tytuł tego felietonu jest oczywiście częściowym plagiatem (Ja, Klaudiusz – Roberta Gravesa), ale w znacznym stopniu oddaje moje aktualne podobieństwo do bohatera książki, stan zanikającej sprawności fizycznej i obaw, czy jeszcze żyję w praworządnym państwie.
Z coraz większym zdumieniem obserwuję bowiem manewry czołowej partii I jej rządu dotyczące sądów I sędziów. Początkowo myślałem, że widoczne skłonności zarówno ukrytej jak i formalnej władzy do autorytaryzmu, powodują zrozumiałą chęć opanowania „aparatu wymierzania sprawiedliwości”.
Ci źli sędziowie
Historia dowiodła, że stwarza to możliwość rozszerzonego ścigania i karania przeciwników, a także osłaniania „swoich”, popełniających życiowe błędy, albo świadomie działających „bez żadnego trybu”. To bardzo brzydka motywacja, ale można ja zrozumieć.
Już jednak na tym etapie obserwacji miałem pewne trudności ze zrozumieniem celowości stosowania metod, które miały przekonywać suwerena o słuszności obranej drogi i jednocześnie nastawiać go wrogo do kasty „postkomunistycznych i nieuczciwych sędziów”.
Zastanawiałem się wówczas i zastanawiam nadal, kto sugeruje notablom naszych władz stosowanie argumentacji, która w znacznej części kierowana jest do najmniej inteligentnej części społeczeństwa, w tym do takich zagubionych sklerotyków, jak autor tego tekstu.
Do znudzenia powtarzane przykłady „nieuczciwości” sędziów, którzy rzekomo ukradli 50 złotych, albo jakąś część do wiertarki, poziomem intelektualnym przypominały bajki o złym wilku i czerwonym kapturku. Rozbawienie słuchaczy wywoływane przez te opowieści przyćmiewało tylko przerażenie, jakie tytany intelektu nami rządzą, jak mogą nie dostrzegać, że biorą udział w satyrycznym spektaklu.
Kto pyta – ten błądzi
Te zabawy w opowiadanie bajek dla – jak powiedział jeden z klasyków rządzącej partii – „ciemnego ludu”, to już jednak historia. Teraz atak na sędziów opiera się głównie na twierdzeniu, że naruszają prawo pytając o legalność lub prawidłowość wyboru członków nowej KRS i nowych kolegów, których powołano na jej wniosek.
Takie pytania mają być traktowane podobnie jak działalność antypaństwowa, obejmująca także niedopuszczalne kwestionowanie decyzji prezydenta powołującego sędziów. Takich wątpiących sędziów trzeba surowo i natychmiast karać, w czym pomóc mają specjaliści od ścigania przestępców, czyli prokuratorzy. Tak ma być, mimo, że do wyrażania wątpliwości upoważnił sędziów zarówno Sąd Najwyższy jak i Europejski Trybunał Sprawiedliwości. Nasze obecne władze reagują na to jak Wołodyjowski – „Nic to, Baśka! Mamy większość w polskim parlamencie, nasze decyzje są najważniejsze, a przeciwnicy – opozycja, ulica i zagranica mogą nam naskoczyć”.
Pod wpływem tych zdarzeń zmieniłem zdanie. Otworzyłem szerzej oczy i zrozumiałem, że jestem bezsensownie naiwny. Ataki na sędziów nie są celem rządzącej ekipy – są tylko jedną z dróg osiągania celu „wyższego rzędu”. PiS i jego przybudówki zmierzają nie tylko do uzyskania wpływu na decyzje sędziów i umacniania tego wpływu w zależnej od ministra sprawiedliwości prokuraturze. Dążą wyraźnie do następnego etapu autorytarnej władzy – chcą zastraszyć wszystkich i tłumić w zarodku wszelkie objawy niezadowolenia.
Dobry Polak – Patriota, nie tylko sędzia i prokurator, ale także urzędnik centralnej administracji, przedsiębiorca, emeryt, a nawet wybieralny samorządowiec – to Polak zastraszony, chwalący władzę, zachwycony tym, że dostaje 500 złotych na utrzymanie dziecka, wiernopoddańczo śpiewający i tańczący zwłaszcza na spotkaniach z panem p rezydentem. Przez kolejną, czteroletnią kadencję parlamentu, Polak – Patriota tak się do tego przyzwyczai, że autorytarną władzę i sprowadzoną do parteru opozycję będzie można utrzymywać przez wiele następnych lat. A Unia Europejska albo się z tym pogodzi, albo pójdziemy śladem Anglii i ją opuścimy.
Zbyt wiele lat obarczających moją pamięć powoduje, że wprawdzie obawiam się takiego scenariusza, ale – niestety – uważam, że jest całkiem realny. Już po I wojnie światowej „zgniłe” zachodnie demokracje nie potrafiły w Monachium zatrzymać rozwoju państw totalitarnych. I wiemy, czym się to skończyło. Doświadczenia i rozwój cywilizacji powodują, że dzisiejszy autorytaryzm może być bardziej łagodny i nie nadający się do eksportu.
Ale w skali konkretnego kraju – w tym przypadku Polski – może doprowadzić do pozornie niegroźnego zastępowania mentalności wolnych ludzi, mentalnością podporządkowania i bezkrytycznego posłuszeństwa, żeby nie powiedzieć – niewolnictwa.
Niebezpieczna gwardia
Wydaje mi się, że większość obywateli nie chce takiej zmiany, ale jednocześnie nie zdaje sobie sprawy z tego, że ona stopniowo już następuje. Żeby to zauważyć, to trzeba przez kilka dni obejrzeć i skonfrontować wieczorne dzienniki telewizyjne TVP i TVN. Wtedy łatwiej jest ocenić, że w tym „państwowym” stosowany jest łopatologiczny system narzucania poglądów. Zmierza on zawsze do jednej prawdy objawionej – my robimy wszystko dla ludzi i pchamy Polskę do przodu, a opozycja, ulica i zagranica tylko bezczelnie przeszkadzają i chcą naszej zguby.
Moje obawy dotyczące zmiany mentalności obywateli, czyli suwerena, znacznie się powiększyły pod wpływem bardziej wnikliwej obserwacji działaczy obozu rządzącego. Bądźmy szczerzy. Jest wśród nich wielu domorosłych propagandzistów, do znudzenia i raczej bezmyślnie powtarzających slogany zaczerpnięte z przemówień.
Najważniejszego Posła, twórczo interpretowanych przez prezydenta i premiera.. Ale jest też trochę ludzi poważnych i inteligentnych, którzy robią wrażenie, że myślą i mówią samodzielnie. Zastanawiam się, co nimi powoduje? Dali się przekonać, że łagodny autorytaryzm jest lepszy, albo bardziej skuteczny, od demokracji?
Więzy przyjaźni, koleżeństwa lub chęć odwdzięczenia się za jakieś przysługi są tak silne, że zmuszają do popierania niesłusznych koncepcji? Są ambitni i chcą awansować hierarchicznie i finansowo w „aparacie” państwa?
Bez względu na to, co nimi kieruje, są gwardią PISu najbardziej niebezpieczną dla demokracji i wolności obywatelskiej. To przeciw nim partie opozycyjne powinny wytaczać najcięższe działa kontrargumentacji, przekonując jednocześnie „szarego suwerena”, że żarty już się skończyły, że trzeba powstrzymać destrukcję demokratycznego państwa. Suweren będzie miał niedługo okazję udowodnić, że jest suwerenem dostrzegającym narastające niebezpieczeństwo, jeśli uda mu się doprowadzić do zmiany prezydenta. Jeśli to zrobi, to skutecznie wyhamuje psucie państwa i stworzy warunki do głębszej zmiany rządzącej ekipy.