6 listopada 2024

loader

Jak małym rozumem kraj jest rządzony

Tytuł nawiązuje do trafnej obserwacji Alexa Oxenstierny, kanclerza szwedzkiego króla Gustawa II Adolfa. Bywają epoki historyczne, kiedy „mało rozumu potrzeba, żeby rządzić światem”. Zwłaszcza kiedy się posiada kilkaset baz wojskowych na wszystkich kontynentach, kontroluje dzięki lotniskowcom oceany, a dzięki tarczom antyrakietowym przestrzeń powietrzną. Do tego potrafi się postawić na baczność sojuszników – swoje europejskie marionetki, które bez zastrzeżeń podejmują się wskazanych ról swojego reżysera. Do tego każdy obywatel kraju wierzącego nadal w american dream, ma w domowym arsenale więcej niż jedną śmiercionośną broń. Że opinia szwedzkiego polityka jest prawdziwa, potwierdziła ostatnia debata między herosami Ameryki: popadającym w starczą demencję obecnym prezydentem a kandydatem o mentalności rozkapryszonego nastolatka. Jeszcze gorzej, kiedy się jest zaledwie junior partnerem protektora i chce się go wyręczać w obronie czego? Neoliberalnego ładu, w którym własny kraj okupuje status peryferii, dostarczyciela taniego pracownika? Teraz też mięsa armatniego?

Junior partner Wuja Sama. Polski junior partner amerykańskiego protektora wysuwa się przed szereg. Nie wiadomo, czy proszony. Zręczny wiecowy stand-uper, pełniący funkcję premiera Donald Tusk, chciałby uchodzić za męża opatrznościowego kraju. Chciałby nawet zastąpić Hetmankę Narodu w dziele zapewnienia ojczyźnie bezpieczeństwa.

Ale jakie jest główne wyzwanie przed polskim społeczeństwem? To problem millenium – problem względnego zacofania cywilizacyjnego. Polska Ludowa dokonała industrializacji kraju, zbudowała podstawowy kompleks przemysłowy. Był przaśny, ale własny. Po przyłączeniu rodzimej gospodarki do kapitalistycznego centrum – powstała nad Wisłą peryferyjna gospodarka montażu, logistyki, usług biznesowych i transportowych dla zachodnich korporacji. Problem nr 1 dalszego rozwoju kraju to realizacja strategii reindustralizacji zacofanej technologicznie rodzimej gospodarki. W tej gospodarce aż 70% nowoczesnych produktów powstaje w filiach zagranicznych korporacji. To zadanie wymaga i powrotu sterującej roli państwa i przemodelowania instytucji regulacyjnych, by mogły działać w skali kilku kadencji. Wymaga też koncentracji wydatków budżetowych, by wspierać wybrane prace badawczo-rozwojowe, wybrane sektory gospodarki, powstanie globalnej korporacji. Program taki opracował w kręgu Komitetu Polska 2000+ prof. Andrzej Karpiński (zob. tegoż Jak wyjść z chaosu i bezwładu. Propozycja strategii oraz polityki przemysłowej dla Polski, Oficyna Wydawnicza SGH, 2023). Co mamy zamiast tego: archaiczną śpiewkę Konfederatów o wolności gospodarczej – jakby współcześnie wciąż „małe było piękne”. Ale przecież obecnie królują i przechwytują nadwyżkę z eksploatacji taniej pracy i przyrody wielkie globalne korporacje, głównie amerykańskie. Powrót do archaicznego kapitalizmu jest zawsze marzeniem tradycyjnego drobnomieszczanina, obecnie właściciela jakiegoś bieda-biznesu. Te tumaniące hasła, trafiają dodatkowo do tiktokowej młodzieży dzięki trikom tiktokowego Sławomira. W sumie, stanowią one społeczne zaplecze odradzających się nacjonalizmów, rasizmu, apartheidu, zwanych przez rodzimych piewców liberalnej demokracji – populizmem. Gorzej jest w realu. Tutaj królują rujnujące budżet nakłady na budowę fortu Polanda. Wypierają one wydatki na zdrowie, edukację i naukę, słowem, rozwój i dostatnie życie. Cała tzw. klasa polityczna temu sprzyja, wspierają emerytowani generałowie. Natomiast głosy studzące wojenne emocje giną w zgiełku internetowych i medialnych powielaczy silnej od dwóch stuleci starej rusofobii i świeżej antyputinowskiej histerii.

Umierać za dolara? W tym punkcie krzyżują się dwie linie rozwojowe: jedna historyczna, druga – współczesna wynikająca z błędnej kalkulacji geopolitycznej. Jeśli chodzi o tradycję, to rozumni szałem znad Wisły kilkukrotnie przekreślili lepszą opcję utrzymania i rozwoju polskiej państwowości (powstanie listopadowe, styczniowe, warszawskie…). Niestety, prowokowanie wojny z Rosją to kolejne szaleństwo polskiej władzy. Tego kroku nie wymusza ani sytuacja geostrategiczna, ani działania rywala wobec Polski. Druga linia, historyczna, bierze początek w doktrynie wschodniej polityki zagranicznej. Jej fundamenty powstały w paryskim Instytucie Literackim w otoczeniu Jerzego Giedroycia i Juliusza Mierosławskiego. Doktryna, zwana ULB (Ukraina-Litwa-Białoruś), nakazywała rozstanie z ideologią Kresów, ta bowiem paraliżowała wszelkie projekty ułożenia się z Rosją. Przewidywała upodmiotowienie narodów tworzących onegdaj państwo polsko-litewskie, ale zarazem postulowała zachowanie „poprawnych relacji z Rosją”. Przypomniał jej nakazy Bohdan Piętka (Przegląd, 15-21.07.2024). Otóż, antyputinowska histeria podyktowana amerykańskim interesem obrony uprzywilejowanej pozycji dolara, rentowności sektora wydobycia gazu łupkowego i korporacji zbrojeniowych – spotkała się z polską polityką wschodnią i zagłuszającą geopolityczny rozsądek rusofobią. Nowa doktryna strachu przed Rosją powstała ad hoc na wiecu w Tbilisi. Ogłosił ją urbi et orbi marny polityk i strateg Lech Kaczyński: „najpierw Gruzja, potem Ukraina i kraje bałtyckie, w końcu – Polska”. Nikt i nigdzie nie objaśnił, dlaczego Rosja miałaby naruszyć 5 artykuł Traktatu Północnoatlantyckiego. Nawet jeśli pominiemy typowe przyczyny wojen między państwami, jak dążenie do eksploatacji surowców (USA na Bliskim Wschodzie czy w Ameryce Południowej), konflikty graniczne czy ochrona mniejszości narodowej. Jaką rolę w tej sytuacji pełnią zbrojenia – rujnujące publiczne finanse i priorytety dalszego rozwoju kraju? Przywódcy Ukrainy znają chyba geografię i historię, i na tej podstawie wybierają strategię narodową. Każda alternatywa na swój bilans korzyści i strat.

Innym kursem. To nie jest działanie nie w interesie polskiego obywatela utrzymującego się z własnej pracy. To działanie w interesie tzw. inwestora, czyli rentiera posiadającego większy lub mniejszy pakiet akcji czy udziałów. Jak podaje portal Bankier.pl od czasu konfliktu ukraińsko-rosyjskiego radykalnie zwiększył się portfel zamówień u największych producentów Innym kursem. To nie jest działanie nie w interesie polskiego obywatela utrzymującego się z własnej pracy. To działanie w interesie tzw. inwestora, czyli rentiera posiadającego większy lub mniejszy pakiet akcji czy udziałów. Jak podaje portal Bankier.pl, od czasu konfliktu ukraińsko-rosyjskiego radykalnie zwiększył się portfel zamówień u największych producentów uzbrojenia. Skorzystali najwięksi jego producenci: Lockheed Martin, General Dynamics, Raytheon Technologies, Northrop Grumman. W tyle nie pozostają spółki europejskie. Wartość nowych zamówień siedmiu największych firm zbrojeniowych w Europie wzrosła do rekordowego poziomu ponad 300 miliardów dolarów, np. największy niemiecki koncern zbrojeniowy – spółka Rheinmetall AG odnotowała wzrost o 31%. W kwietniu 2024 r. po raz pierwszy przebiła 25 mld dolarów kapitalizacji, a jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie była wyceniana na mniej niż 5 mld – podaje bankowy ekonomista. Dziennikarz ekonomiczny nie opatruje żadnym „pozabiznesowym” komentarzem tych faktów. Jakżeby inaczej: cieszy go, że rośnie PKB, pęcznieją portfele inwestycyjne, będzie komu kupować jachty i zamawiać u Bezosa czy Muska podróże w kosmos lub chociaż na dno oceanu.

Cóż z tego, że zbrojenia pochłaniają najcenniejsze minerały, stopy metali i tworzyw sztucznych. Jak ich nie zakupi jakiś Tusk to wylądują na emeryturze, jak setki innych na pustyni Nevady. O narastający kryzys planetarny niech się martwią zieloni i lewacy, którzy nie rozumieją tej prawie równej fizyce nauki, przecież też nagradzanej noblem. Tak upada mainstreamowa ekonomia i jej użytkownicy. Trudno się spodziewać od absolwentów tego czy innego collegium tumanum własnego komentarza. Tylko ktoś, kto zna historię kapitalizmu i różne nurty refleksji nad nim (jak Singapurczyk Kishore Mahbubani), może się pokusić o apel do przywódców USA i Chin, żeby zajęli się przede wszystkim planetą i poprawą warunków życia wszystkich swoich obywateli. Trzeba też przekroczyć próg giełdy i zobaczyć, co się dzieje wokół niej. Zysk ci nie wszystko wybaczy. Dopiero wówczas można dostrzec zapowiedź tego, do czego prowadzi gospodarka, w której dominującą siłą społeczno-ekonomiczną jest współczesna klasa próżniacza sfery wielkiego biznesu, kierujące się motywem zysku pieniężnego. Tak Thorstein Veblen określił próżniaków-rentierów, właścicieli kapitału pieniężnego pasożytujących na sferze realnej gospodarki, klasie pracowniczej i przyrodzie. Ułatwia im to rola pieniądza i sektora bankowego w gospodarce kapitalistycznej (financial flow). Veblen to drugi, obok Karola Marksa, najwnikliwszy krytyk systemu gospodarczego, podporządkowanego zyskowi pieniężnemu i ekstrakcji nadwyżki, nawet z ukraińsko-rosyjskiego konfliktu. Gospodarka realna i klasa pracująca to teren połowu ich rent. W efekcie, w r. 2020 łączny majątek najbiedniejszej połowy amerykańskiej populacji wynosił 1,4 bln dolarów, podczas gdy tylko 719 miliarderów posiadało majątek warty 4,56 bln dol. (za Welth Inquality 2021). Nic zatem dziwnego, że największa firma zarządzająca aktywami finansowymi, BlackRock operuje aktywami, które w r. 2021 przekroczyły 10 bilionów dolarów. Ten najwybitniejszy amerykański ekonomista właśnie w dominacji klasy próżniaczej i sektora finansowego upatrywał główną przyczynę historycznego uwiądu Systemu. Wespół w zespół kapitaliści pieniężni, obsługujący ich ekonomiści bankowi, chroniące ich interesy marionetki polityczne, a także ochroniarze ideologiczni (jak nadwiślańscy liberałowie, głoszący chwałę zysku, w tym dziennikarze portalu Bankier.pl) – wszyscy oni pracują usilnie, by tak się stało. Najpierw napięcia i wojny między NATO a BRICS, masowe migracje i eksterminacja ludzi zbędnych, klęski żywiołowe wskutek katastrofy klimatycznej, pandemie i choroby zakaźne, rywalizacja o węglowodory i minerały. 

Najwyższy czas rozpocząć wśród ludzi przytomnych debatę nad polską racją stanu podczas planetarnego kryzysu. 

Tadeusz Klementewicz

Poprzedni

Siostrzeństwo

Następny

W pierwszym półroczu PKB Chin wzrósł 5,0% rok do roku