– Co do ciała kobiecego, to kaznodzieje średniowieczni traktowali pępek kobiety jako granicę połowy „bożej” (w górę) i „diabłowej” czy „diablej” części jej ciała. Słowo „pępek” było więc słowem tabu – prof. dr hab. Joanną Partyką, znawczynią literatury, antropolożką kultury z Instytutu Badań Literackich PAN rozmawia Krzysztof Lubczyński.
8 marca i wiosna jak zawsze dodatkowo pobudzają aktywność ruchy feministycznych. Czy Pani się z nimi utożsamia?
Z radykalnym feminizmem nie. Staram się być w środku. Tworzyć podstawy syntezy między rozsądnymi formami tradycyjnymi a radykalnym feminizmem.
Teatr Polski w Warszawie od lat ma w repertuarze „Szkołę żon” Moliera. To bardzo często wystawiany w teatrze utwór. Tym razem twórcy inscenizacji opatrzyli ją uzasadnieniem opierającym się o kwestie równouprawnienia kobiet i idee feministyczne. Co o „Szkole żon” Moliera może powiedzieć badaczka obyczajów XVII wieku czyli czasów, gdy Molier napisał swoją komedię?
Że wcześniej napisał „Szkołę mężów”, której się nie wystawiało i nie wystawia. Tam dwóch braci spiera się o to, jaki powinien być mąż – patriarchalny czy pozostawiający żonie dużo swobody.
Bada Pani tzw. paraliteraturę kobiecą czyli listy, dzienniki, zapiski z podróży, a także literaturę pisaną przez mężczyzn, rozmaite traktaty moralne zawierające wizerunek wzorowej żony chrześcijanki Jak odzwierciedlają one rolę, obowiązki żony według ówczesnych norm?
Są też teksty literackie do których zalicza się wspomniana „Szkoła żon”. Przy tej okazji warto porównać, jak wyglądała w tym samym okresie sytuacja w ojczyźnie Moliera, Francji i w Rzeczypospolitej. We Francji pierwszy ferment wokół roli kobiety pojawił się na początku XVII wieku. W pierwszych salonach towarzyskich dokonała się rewolucja zrobiona przez kobiety.
Na czym polegała ta rewolucja?
Po pierwsze na tym, że mogły być kobiece, bo wcześniej jedynie naśladowały mężczyzn.
A jak było wtedy w Polsce?
W Polsce nawet te kobiety, które miały wykształcenie i pisały, były przyzwyczajone, w głębi psychiki, do typowych ról kobiecych, związanych z byciem żoną i matką. Nawiasem mówiąc w ogromnym stopniu ten stan rzeczy utrzymał się w Polsce do dziś. Kultura obyczajowa XVII wieku ma w tym względzie prostą i wyrazistą kontynuację w naszych czasach. Jej antytezą jest ostry feminizm z manifami. Ciągle jednak nie ma syntezy.
Co pisały autorki badanej przez Panią paraliteratury?
Uderza to, że nie ma w nich najmniejszych oznak buntu przeciw przypisanej im roli. Potwierdzają to zapiski paraliterackie cudzoziemców podróżujących lub przebywających w Polsce, dyplomatów, nuncjuszy papieskich itd. Oni zauważali, że kobiety w Rzeczypospolitej były stłamszone totalnie, że nie brały udziału w publicznych dyskusjach, a w sytuacjach publicznych siedzą w kącie, pokornie milczą, a ręce mają zajęte robótkami. Że za nic w świecie nie siadały do karety z obcym mężczyzną. Tak było jeszcze w połowie XVIII wieku. Inna sprawa, że nie było też oznak chęci walki kobiet o zmianę tej sytuacji.
Jak odebrano wtedy w Polsce „Szkołę żon”?
Jak odebrano – nie wiem, bo nie badałam tego tematu. Nawet nie wiem czy ją wystawiono. Mogę tylko rozważać, jak by ją odebrano We Francji w połowie XVII wieku sytuacja kobiety była już inna. Tam już od pół wieku funkcjonowały salony, w których kobiety odgrywały równorzędną z mężczyznami rolę. Była ona tak duża, a szeregi intelektualistek tak duże, że ten sam Molier wykpiwał je w komedii „Pocieszne wykwintnisie”. Dlatego Molier pokazywał kwestię „szkoły żon” już po obyczajowej rewolucji, prześmiewczo, z dystansu, z perspektywy czasu. Jako coś niemal już nierealnego. Pomysł Arnolfa, by sobie wychować żonę był rodzajem utopii, która jak wiadomo skończyła się fiaskiem. To był pomysł niemal filozoficzny. On sobie wykoncypował, że aby nie wyjść na głupca weźmie sobie głupią żonę. W Polsce kobiety były „udomowione”, więc tutejsi Arnolfowie nie musieli by czynić żadnych starań. Wszystko opierało się na tym, co było sformułowane w czasach starożytnych (niechętnie traktowali kobiety Juwenalis w swoich satyrach i Platon), w Biblii, przez Ojców Kościoła, w etymologiach św. Izydora z Sewilli z VII w. Dwa listy św. Pawła, do Tymoteusza i do Koryntian do dziś są czytane na ślubach. Z tych źródeł wynikało, że kobieta jest słaba na ciele i umyśle.
W „Szkole żon” Arnolf wręcza Anusi książkę zawierającą kodeks obowiązków żony. Były takie odrębne publikacje?
Były, z tym że w Polsce przekładach. Pierwszy traktat z 1523 roku dotyczący wychowania kobiety chrześcijanki napisał po łacinie Hiszpan Juan Luis Vivez, humanista znany Andrzejowi Fryczowi Modrzewskiemu. Sebastian Petrycy z Pilzna pisał n.p. że „czwartą powinnością niewieścią tak jest, żeby przy mężczyźnie, zwłaszcza nieznajomej milczącymi były”. Model kobiety-katoliczki ukształtował się ostatecznie na Soborze Trydenckim. Jeden z takich traktatów nosił tytuł „Żona wyćwiczona” z końca wieku XVII. Autor wyśmiewa się w nim żonę, która umie czytać i pisać i robi z tego użytek. Było to postrzegane jako pewne niebezpieczeństwo, że taka kobieta poczyta sobie romanse i zacznie się buntować, plotkować z innymi kobietami, a w końcu nawet zdradzać. W XVI wieku Hiszpanii Juan Rodrigez napisał traktat „Triumf kobiet”, w którym napisał, że mężczyźni boją się uczoności kobiet. Ten pogląd funkcjonował i wpływał na postawy mężczyzn w Europie. We Francji w XVII wieku występował rodzaj prefeminizmu, który głosił, że małżeństwo nie służy kobiecie, bo ją tłamsi, bo musi co roku rodzić dzieci, bo małżeństwo prowadzi do braku miłości.
A o czym pisały Polki w XVII wieku w swoich zapiskach?
To nie była wyszukana literatura. Były to proste relacje z obserwacji i tego, w czym brały udział, n.p. z podróży z mężami na sejmy. Były zapiski z życia domowego, gospodarskiego, rodzinnego, macierzyńskiego. Nie było polityki ani historii. Tylko w jednym tekście, z początku XVVIII napisanym przez kobietę znalazła się wzmianka o Wiktorii Wiedeńskiej 1683 roku. W tym samym czasie we Francji były już wielkie i uczone pisarki jak pani de Sevigné, autorka wspaniałych dzienników intelektualnych. Na język polski nawet nie udało by się ich wtedy przetłumaczyć, bo był zbyt ubogi, choćby w przymiotniki. Z tego ubóstwa polskiego języka brało się prawdopodobnie także wplatanie łaciny w polskie zdania.
Czy były spisywane wskazówki dla kobiet dotyczące chrześcijańskiego, pobożnego trybu życia seksualnego?
Dla kobiet nie. Dla mężczyzn i dla spowiedników tak. Oni mieli zadbać o ciało i dusze niewiast czyli nie wiedzących, bo taka jest etymologia tego słowa. Były tam wskazówki dotyczące czystości płciowej, stosunku do męża, kwestii prokreacyjnych, związanych ze współżyciem. W encyklopedii ziemiańskiej Jakuba Kazimierza Haura z roku 1689 były wskazówki jak współżyć by doprowadzić do poczęcia, adresowane do mężów, choć czytane tez przez żony. N.p. w którym momencie wstrzymywać się od współżycia, by doprowadzić do poczęcia chłopczyka względnie dziewczynki. Zresztą, to nie tylko historia. Tego typu wskazówki dla spowiedników Kościoła katolickiego są co jakiś czas odnawiane jako instrukcje. Natrafiłam też na hiszpański poradnik dla kobiet z czasów dyktatury Franco, którego ostatnie wydanie ukazało się w 1974 roku. Są tam pytania i odpowiedzi na pytania jak kobiety mają się zachowywać. Są też omówione przewinienia przeciwko poszczególnym przykazaniom. N.p. przeciw przykazaniu nie zabijaj można zgrzeszyć tańcem, nieprzystojnymi ruchami i obnażaniem nieprzystojnych części ciała. Chodzi o zabijanie duszy. Dziś w Hiszpanii na takie ekstrema jest radykalna antyteza zwana zapateryzmem. Co do ciała kobiecego, to kaznodzieje średniowieczni traktowali pępek kobiety jako granicę połowy „bożej” (w górę) i „diabłowej” czy „diablej” części jej ciała. Słowo „pępek” było więc słowem tabu.
Jak to wyglądało w protestantyzmie?
Protestanci, głównie ludzie północy Europy, Skandynawii, Holandii etc. Byli bardziej związani z cywilizacja miejska i przemysłem. W cenie były więc kobiety, które umiały rachować, czytać i pisać, co n.p. w krajach katolickich, w tym w Polsce, nie zawsze szło w parze. Wcześniej było tu przyzwolenie na czytanie dla moralnego kształtowania, ale nie na pisanie. Tymczasem Marcin Luter zachęcał kobiety, by uczestniczyły w polemikach wyznaniowych, w tym na piśmie. Z drugiej strony protestantyzm zamknął klasztory, które – paradoksalnie – były w Europie jedynym miejscem rozkwitu kobiecej twórczości. Klasztory bywały, jak to określiła jedna z badaczek, „parkingi dla kobiet”. Pojawiały się one tam nie tylko z przymusu, wsadzanie tam przez ojców, ani nie tylko powodu powołań. Niektóre właśnie uciekały do klasztorów przed opresją, dla wolności o patriarchalnych zapędów i dla samorealizacji. W klasztorach kwitła twórczość kobieca, często z namowy spowiedników. Najsławniejszym przykładem są pisma św. Teresy z Avila. Pisały też n.p. poezję religijną. To był tzw. paradoks wolności w klasztorach. Tak więc rola protestantyzmu była ambiwalentna. Poza tym, że w nim też była bardzo surowa etyka seksualna. W prawosławiu piszących kobiet prawie nie było, a stosunek do nich konserwatywny, na wschodnią modłę.
Kwestia kobieca ma znaczące odbicie w dziejach literatury pięknej, choćby od „Zakonnicy” Diderota, „Żony modnej” Krasickiego poprzez „Panią Bovary” Flauberta czy powieści „kobiece” Balzaka. W ostatnim dwudziestoleciu pojawiła się też „proza kobieca w Polsce”, że wymienię Olgę Tokarczuk, Izabellę Filipiak, Kingę Dunin, Ewę Madeyską, Sylwię Chutnik. …
Nie jestem szczególną fanką tej literatury. Jej źródła to głównie poszukiwanie języka kobiecego, służącego pokazaniu kobiecego „ja”. To się wiąże z tzw. płcią literatury, ale ja do tego zagadnienia podchodzę trochę jak pies do jeża.
Co warto uwypuklić na koniec rozmowy?
Kwestię wizerunku kobiety. Historia kobiet jest pełna paradoksów. Jest taki superparadoks „hic mulier” (TEN KOBIETA). Chodzi o to, że aby kobieta dostąpiła pochwał, musiała wykazać męskie cechy, jak Joanna D’Arc. Ten paradoks funkcjonował w pismach pierwszych prefeministów, n.p. Boccaccia od „Dekamerona”, który w traktacie „De mulieribus claris” pokazał kobiety, niewiasty „mężne”, silne. Docenienie kobiety jako kobiety, w jej kobiecości zaczęło się dopiero we Francji na początku XVII wieku, czyli jeszcze przed molierowską „Szkołą żon”. Wtedy po raz pierwszy kobiety powiedziały: koniec z naśladowaniem mężczyzn, musimy stworzyć coś kobiecego. Zaczęły być modne romanse, kobiety zaczęły uczyć mężczyzn konwersacji, uczyć ich poczucia piękna. Zaczęły też być mądre jako kobiety, a nie naśladowniczki uczonych mężczyzn.
Nad czym Pani teraz pracuje?
Mam ochotę napisać książkę o przewodnikach dla spowiedników, ale trochę się boję tego tematu, bo siłą rzeczy będzie się on ocierać o teologię. Musiałabym się do tego dobrze przygotować, by nie zranić czyichś uczuć. (śmiech).
Dziękuję za rozmowę.
Joanna Partyka – absolwentka filologii polskiej i etnologii na Uniwersytecie Warszawskim. Głównym obszarem jej zainteresowań badawczych jest szeroko rozumiana kultura XVI i XVII w., która stała się dlań źródłem rozważań natury antropologicznej, socjologicznej i psychologicznej. W swych poszukiwaniach sięga do mało znanych tekstów z zakresu paraliteratury: (encyklopedie, traktaty moralne i pedagogiczne, przewodniki dla spowiedników, dzienniki, silvae rerum, kalendarze, zapiski gospodarcze, gazetki ulotne, dzienniki podróży, listy). Literaturę i kulturę staropolską analizuje w kontekście europejskim, ze szczególnym uwzględnieniem krajów śródziemnomorskich. Jednym z głównych nurtów jej zainteresowań jest dawne piśmiennictwo kobiece. Autorka m.in. książki „Żona wyćwiczona. Kobieta pisząca w kulturze XVI i XVII wieku” (2004). Równolegle zajmuje się przekładami z języka hiszpańskiego. Od lat prowadzi wykłady gościnne z historii literatury i kultury staropolskiej, m. in. w Brukseli, Sztokholmie i Uppsali, Madrycie (Uniwersytet Complutense) oraz na Uniwersytecie Barcelońskim. Związana jest także z Uniwersytetem w Grenadzie, gdzie co roku prowadzi seminaria doktorskie. Jest członkinią International Association for Neo-Latin Studies oraz International Society for Iberian-Slavonic Studies (CompaRes). Przez wiele lat pełniła funkcję sekretarza naukowego w Komitecie Nauk o Literaturze PAN.