Męska robota

Święta Bożego Narodzenia to wielka szansa dla mężczyzn w naszym kraju. Zwłaszcza dla tych starszych wiekiem, często usuwanych z wielu zawodów. Drżącymi o zachowanie swego statusu głowy rodziny, utrzymującej jej materialny byt.

Zaraz po Barbórce, lawinowo rośnie zapotrzebowanie na takich. Gotowych podjąć się roli Mikołaja.

Nie wymagającej ukończenia studiów wyższych ani kursów doskonalenia zawodowego. Nie trzeba ważnego prawa jazdy, poświadczenia z klubu speleologicznego dopuszczającego do penetrowania kominów, ani zaświadczenia z kółka teatralnego czy parafialnego.

Trzeba mieć tylko dziecięce doświadczenia ze wcześniejszymi obcowaniem z Mikołajami oraz zdolność do naśladownictwa i sprawność pamięci.

Pamięć to podstawa w profesjonalnym uprawianiu zawodu Mikołaja. Reszta to drobiazgi, didaskalia jak mówią Mikołaje z inteligencji się wywodzący.

W naszym kraju Mikołaj, może przyjść pijany do pracy, i nawet cuchnąć alkoholem. Nie zdyskwalifikuje go to moralnie i zawodowo.

Przeciwnie, często podniesie jego zawodową rangę wśród dzieci.

O kurde, pijany Mikołaj, usłyszy ich szepty, zupełnie jak ten na filmie. Skoro pijany, to na pewno prawdziwy!

Polski zawodowy Mikołaj może regularnie spóźniać się do pracy. To przez te miliony dzieci na świecie, cholerne korki, i jeszcze GPS mi wariuje, tak wtedy wymamrocze, a oczekujące prezentów dzieci bez dyskusji łykną jego argumenty. Rodzice też. Bo po skończonej przez Mikołaja posłudze, zwrócą dzieciom uwagę, że choć Mikołaj jest tak bardzo zajęty, to jednak oni załatwili im prawdziwego Mikołaja.

Dlatego polski Mikołaj może nawet przyjść brudny do pracy. W razie zdziwienia rodziców bez obciachu zwali stan swej odzieży na leniwych kominiarzy regularnie pozostawiających brud w krajowych kominach. Jeśli ktoś w brudny komin nie wierzy, niech do komina wejdzie.

Ale niezbędny zawodowemu Mikołajowi tradycyjny polski kostium Mikołaja bez trudu można dziś kupić w każdym chińskim markecie. A przy zakupie dwóch dają pokaźną zniżkę. Toteż nie zdziwicie się, kiedy traficie na Mikołaja elegancika, wystrojonego jak przysłowiowy stróż w Boże Ciało.

Polski Mikołaj nie musi być też Słowianinem aryjskiej urody. Znam czarnoskórego Mikołaja, który jest wręcz rozrywany przez zleceniodawców. Dzieci uwielbiają tego „czarnego w czerwonym”, który dodatkowo lepiej mówi po polsku niż niejeden polski polityk i gwiazda internetu.

W naszym kraju nie wymaga się od Mikołaja polszczyzny. Zwłaszcza że w te święta tylko zwierzęta mówią poprawnie, ludzkim głosem. Dlatego znajomy uzbecki student dorabiając sobie mikołajowaniem zawsze mówi po swojemu. Wyjaśniając, że przemawia po lapońsku.

Mikołajowanie w Polsce to robota sezonowa, ale dobrze płatną.

W tym roku podstawowa stawka to dwieście złotych polskich na rękę. Formalnie za godzinę mikołajowania, ale jeśli klient osiągnie satysfakcję wcześniej, to Mikołaj całą kasę bierze i pędzi dalej. Taki zwyczaj jak w każdym porządnym burdelu.

Ale największe finansowe żniwa dla Mikołaja to wigilia Bożego Narodzenia. I dwa późniejsze dni świąteczne. Wtedy roi się od zleceń osiągających trzykrotną wartość podstawowej stawki. Czyli sześćset złotych za godzinę!!! Na mikołajową rękę. Zwykle bez faktury.

Ech niejeden Mikołaj chciałby, aby dzień Wigilii trwał dłużej niż te umowne 24 godziny.

Oczywiście przy tak intensywnym mikołajowaniu może wystąpić zjawisko przepracowania, a to grozi zanikami pamięci. A wtedy przepracowany Mikołaj może zapomnieć jakim Mikołajem aktualnie być powinien.

Czy w tym domu występuje jako Święty Mikołaj z Miry, czy Święty Mikołaj z Bari? A może teraz jest świętym Mikołajem z Laponii i ma na dole zaparkowanego renifera Rudolfa.

Pamięć jest ważna, choć zwykle Mikołaj jest zunifikowanym, świeckim świętym Mikołajem przyjaznym wszystkim dzieciom.

Czasem jednak może mieć zlecenie bycia grubasem Santa Clausem reklamującym cukrowy, niezdrowy dla dzieci napój. Albo może mieć zlecenia na Dziadka Mroza i wtedy z tym „Szczęść Boże” nie powinien przesadzać.

Powinien też pamiętać, że nie zawsze może grozić niegrzecznym dzieciom tradycyjną rózgą. Dzieci zwykle nagrywają wizytę Mikołaja na swych telefonach. Znają swe prawa. Za takie groźby mogą wnioskować o założenie „temu czerwonemu niebieskiej karty”.

Za czasów mojej młodości Mikołaje zmuszali dzieci do okazywania im wdzięczności za przynoszone prezenty. Zwykle kazali się całować po rękach. Dziś taka propozycja grozi od razu wyrzuceniem Mikołaja z domu. Zarzutem, że jest on ukrytym księdzem albo innym pedofilem.

Takich wpadek nie miałby polski Mikołaj gdyby zatrudniał, wzorem azjatyckich Mikołajów, asystującą mu Śnieżynkę. Ta mogłaby prowadzić mu kalendarz wizyt i mikołajowych wcieleń. Pilnować go.

W Polsce trudno jednak o kompetentną, profesjonalną Śnieżynkę. Winne są proponowane im stawki. Tylko osiemdziesiąt złotych na rękę za godzinę śnieżynkowania. A w Wigilię co najwyżej dwieście. To wielce niesprawiedliwa nierówność płacowa między kobietami i mężczyznami.

Ale, jak wspominają znajome mi Śnieżynki, nie tylko o kasę to się rozbija.

W Polsce Śnieżynki narażone są na molestowanie seksualne w domowych przedpokojach przez rozochoconych świętami facetów. Kiedy uwaga ich żon, partnerek i dzieci skoncentrowana jest na rozpakowywaniu prezentów.

A Mikołajów dzieci i ich pijane mamy za genitalia nie łapią.

Wesołych Świąt!

PS. Więcej w Fakty Po Mitach

Piotr Gadzinowski

Poprzedni

Hiszpańscy socjaliści pod presją

Następny

Zamach bombowy w Moskwie. Nie żyje wysoki rangą generał rosyjskiego sztabu