„Moja nowa książka… Takie miejsce musi gdzieś być, można je znaleźć albo stworzyć, używając dużo śniciny i trochę pisma też, nie mogę o tym za wiele mówić, bo wyśliźnie się tajemnica, która zawsze jest odkrywana dopiero na końcu. Zapraszam do czytania o nowych ludziach snu, nowych śniących zwierzętach i przybyszach z gwiazdozbioru. Książka wydana bardzo pięknie, dziękuję za wszystko Osobom z Państwowego Instytutu Wydawniczego, które przyczyniły się do jej materializacji”- napisała na fejsbuku Marta Zelwan, autorka „Miejsca na rzeczywistość”.
Nie dziwię się autorce w jej podziwie dla plastycznej urody okładki – wygląda ona tak, jakby ta książka opowiadała o wszechświecie, o gwiazdozbiorze, o planetach. Marta Zelwan to pisarka znana wcześniej pod nazwiskiem Krystyny Sakowicz, uważanej za ważną przedstawicielkę prozy „onirycznej” czyli „sennej”.
Nie podejmuję się analizować „Miejsca na rzeczywistość” używając standardowych instrumentów oceny. Nie próbuję nawet objaśniać, co moim zdaniem „autorka miała na myśli”. W tę narrację ( słowo „narracja” jest tu wyjątkowo na miejscu, bo to ani powieść, ani opowieść, ale właśnie „narracja”, czyli werbalna relacja z „jakiejś” rzeczywistości, obiektywnej czy subiektywnej, to ma drugorzędne znaczenie) trzeba się indywidualnie wczytać, potraktować lekturę jako radykalnie zindywidualizowany akt świadomości, bo przecież „śnienie” też jest formą świadomości. Ale jeśli nawet lektura nie ułatwi nam wniknięcia w głębie cudzej jaźni i wyobraźni, jeśli trudno nam wyemancypować się z ugruntowanych w nas nawyków myślenia zdroworozsądkowego, racjonalistycznego, to warto się w nią wczytać. Warto – dla lawiny wrażeń, zaskoczeń, oczarowań, pasji i inspiracji, które może nam przynieść, pod warunkiem, że nie usposobimy się do tej lektury obronnie, sceptycznie, niechętnie, jak do literackiego, wydumanego „dziwadła”. Jeśli przyjmiemy taką perspektywę, jej czytanie będzie stratą czasu.
Jeśli jednak wzniesiemy ponad nasze skostniałe nawyki, ponad dyktat trywialności, która w każdym z nas siedzi mocno osadzona, jeśli na czas lektury, w końcu nie bardzo długi, odłożymy je na bok, to może nas czekać sporo fascynujących wrażeń i inspiracji. W końcu w akcie czytania głównie o to chodzi. Bo jaką wartość ma czytanie, które tylko i wyłącznie służy potwierdzeniu uleżałych w nas nawyków, schematów i poglądów? Szczerze rekomenduję wyjście na przeciw przygodzie ze śnieniem Marty Zelwan i próbę zbliżenia się do jej miejsca na rzeczywistość.
Marta Zelwan – „Miejsce na rzeczywistość”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2020, str. 143, ISBN 978-83-8196-075-5.