Co piąte mieszkanie w Warszawie jest puste. Jest tych pustych mieszkań, jak wykazał ostatni spis powszechny, 207 000, w tym 10 000 to mieszkania komunalne. Jest oczywiste, że gdyby te mieszkania trafiły na rynek najmu ceny znacząco by spadły. Być może tak bardzo, że skończyłby się problem z zaległościami czynszowymi. Dziś właściciele mieszkań wynajmowanych skarżą się, że większość najemców zalega z czynszem.
Teraz coraz więcej osób zgłaszających się do Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej to młode pary, które albo już mają dzieci, albo chcą założyć rodzinę, wyprowadzić się od rodziców. Niestety, przestało ich już być stać na wynajęcie mieszkania i nie mają zdolności do zaciągnięcia kredytu hipotecznego. Najbardziej zdesperowani zajmują pustostany miejskie. Pozostali albo emigrują, albo gnieżdżą się u rodziców zmuszeni do rezygnacji z założenia rodziny.
Jednym ze sposobów rozwiązania kryzysu mieszkaniowego, który dotknął młode pokolenie jest ustawa „mieszkanie za grunt”, która umożliwia postawienie deweloperom warunku, że część zapłaty za grunt uzyskany od miasta będą pokrywać w nowo wybudowanych mieszkaniach. W ten sposób mielibyśmy pewność, że budowane nowe bloki pomieszczą jakąś część ludzi, którzy nawet pomarzyć nie mogą o kupowaniu mieszkań, które w Warszawie kosztują ponad 20 000 zł za metr kwadratowy. Niestety miasto nie kwapi się do korzystania z możliwości, jakie daje ta ustawa.
Ludzie się zastanawiają kogo stać na kupno czy wynajem tych bajońsko drogich mieszkań? Okazuje się, że dochód na mieszkańca w Warszawie jest wyższy niż w Helsinkach, Wiedniu czy Madrycie. Tylko w tamtych europejskich metropoliach dochód jest rozłożony o wiele równiej niż w stolicy Polski. W odróżnieniu od Wiedeńczyków, którzy dysponują olbrzymim zasobem tanich mieszkań komunalnych, Zdecydowanej większości Warszawiaków nie stać na kupno czy wynajęcie mieszkania w Warszawie.
Mamy więc z jednej strony mieszkania przepełnione gdzie dwu, a nawet trzypokoleniowe rodziny gnieżdżą się w nadmiernym zagęszczeniu i 207 tys. pustych mieszkań. Gdyby państwo zechciało zapobiec tej spekulacji i obłożyć podatkiem puste mieszkania począwszy np. o trzeciego i następnych, głód mieszkaniowy by trochę zelżał. To jest jednak trudne do wyobrażenia skoro wśród osób trzymających puste mieszkania jako lokaty jest znaczna grupa parlamentarzystów, którzy będą takie rozwiązania blokować we własnym, egoistycznym interesie. Spadek cen oznacza bowiem, że potanieją ich inwestycje. Byłoby łatwiej gdyby Sejm nie składał się w większości z ludzi bogatych.