⛅ Ładowanie pogody...

Wotum pozorów

Donald Tusk / fot. Screenshot Youtube

11 czerwca 2025 roku Sejm zdecyduje o udzieleniu wotum zaufania rządowi Donalda Tuska. W teorii to formalność, w praktyce – test zaufania do rządu, który od półtora roku nie potrafi zrealizować nawet własnych obietnic. Głosowanie odbędzie się po przegranej Rafała Trzaskowskiego w wyborach prezydenckich, które obnażyły słabość koalicji 15 października i kompletny brak przywództwa. Trzaskowski przegrał nie tylko dlatego, że kampania była nijaka, ale dlatego, że firmował rząd, który zawiódł wyborców. A ten rząd – jak by na to nie patrzeć – jest rządem Donalda Tuska i Koalicji Obywatelskiej.

Premier ogłosił decyzję o wniosku o wotum zaufania. Ma to być coś w stylu pokazania siły, a moim zdaniem jest zwyczajnym pokazem politycznej desperacji. Tusk, który w grudniu 2023 roku obiecywał comiesięczne spotkania z obywatelami, do dziś nie zrealizował tej zapowiedzi ani razu. Zamiast dialogu z ludźmi mamy wystąpienia pod kamery, wpisy na Twitterze i komunikację, która działa tylko we własnej bańce.

Władza wykonawcza ma dziś większość w Sejmie, ale nie potrafi jej wykorzystać. Projekty ustaw leżą miesiącami w komisjach, bo partie rządzące wzajemnie się blokują. Reforma mediów publicznych? Zablokowana. Związki partnerskie? Nie poddane pod głosowanie. Ustawa aborcyjna? Zatrzymana przez PSL. Fundusz Kościelny? Nietykalny. Rząd Tuska od dawna tłumaczy swoją bierność możliwością weta ze strony pisowskiego prezydenta – choć przecież to nie głowa państwa blokowała ustawy (Ważne sprawy dla wyborców nawet nie przechodzą przez Sejm!) To wygodne alibi dla paraliżu legislacyjnego, który wynika z niemocy samej koalicji. Koalicja nie potrafi rządzić. Nie dlatego, że opozycja przeszkadza. Dlatego, że sama sobie przeszkadza.

Umowa koalicyjna, która miała być fundamentem wspólnych rządów, okazała się bezzębnym papierem. Brakuje w niej harmonogramów, priorytetów, mechanizmów egzekwowania zobowiązań. Każda partia robi, co chce, i nikt za nic nie odpowiada. W Niemczech koalicje podpisują kontrakty na dziesiątki stron, z dokładnym opisem celów i terminów. W Polsce mamy broszurę z ogólnikami i uśmiechy do kamer.

Lewica jako jedyna część tej koalicji konsekwentnie wnosi konkretne i postępowe propozycje programowe. To po jej stronie leży dziś większość merytorycznych inicjatyw – od spraw społecznych, przez prawa kobiet, po politykę mieszkaniową. Choć Lewica regularnie przedstawia projekty odpowiadające na realne potrzeby obywateli, nie znajdują one wystarczającego poparcia w pozostałych partiach koalicyjnych. Mimo to Lewica pozostaje lojalna wobec idei demokratycznego państwa prawa – choć coraz trudniej tłumaczyć wyborcom, czemu firmuje rząd, który nie realizuje jej propozycji.

Donald Tusk jest dziś liderem wypalonym. Premier stał się symbolem polityki dla polityki. Gdy jego obóz przegrał teraz wybory prezydenckie, zamiast rozliczyć błędy i wyciągnąć wnioski, ogłosił głosowanie nad sobą samym. Głosowanie, które niczego nie zmienia, ale daje mu alibi: przecież uzyskał wotum, więc wszystko jest w porządku. Nie jest. Rząd nie działa. Reform nie ma. Ludzie są rozczarowani. Poparcie dla koalicji spada. Głównym problemem nie jest prezydent Nawrocki. Głównym problemem jest Donald Tusk.

Jeśli koalicja ma jeszcze jakąkolwiek przyszłość, potrzebuje zmiany przywództwa. Tusk nie odbuduje zaufania, którego już nie ma. Trzaskowski przegrał z kandydatem skompromitowanym i obciążonym podejrzanymi sprawami, które w normalnych warunkach zakończyłyby wyścig prezydencki. Platforma przez całą drogę do II tury skutecznie sabotowała własnego kandydata, rzucając mu kłody pod nogi i odbierając szanse na zwycięstwo. Polska potrzebuje nowej dynamiki, odwagi i energii. Rząd musi wreszcie stać się rządem dla ludzi – albo przestanie mieć sens.

Aleksander Radomski

Poprzedni

Tandeciarstwo i miernota

Następny

Boliwia. Morales mobilizuje protesty