Od poprzedniego Bigosu upłynęło nieco więcej niż zazwyczaj czasu, więc mogłoby się wydawać, że Bigos zdoła w międzyczasie dojść do siebie w kwestii głosowania Lewicy nad Europejskim Funduszem Odbudowy. Udało się częściowo. Ludzkie pojęcie przechodzi, jaki zamęt dealu Lewicy z PiS zapanował w Bigosie, jakie bicie się z własnymi myślami on przeżył. Po pierwsze, dla patrioty Lewicy fakt, że porozumiała się ona z bandyckim i oszukańczym wrogiem, z katami kobiet i grabarzami resztek ich praw, z niszczycielami praworządności, był sam w sobie koszmarny. Gdy Bigos słyszy „PiS”, dostaje bielma na oczach z wściekłości (nie ma rewolweru do odbezpieczenia), a tu Lewica się z nimi układa. Po drugie, Bigos jest tylko człowiekiem, więc potężny atak na Lewicę ze strony tzw. liberalnych mediów, te frazy o zdradzie w ogólności, zdradzie kobiet w szczególności, o pakcie Ribbentrop-Mołotow i przejściu wojsk Jagiełły na stronę Krzyżaków jakieś wrażenie musiały na nim wywrzeć. Po trzecie, już sama tylko wizja (najprawdopodobniej całkowicie nierealna), że można by stworzyć Techniczny Rząd Tymczasowy i na zbity pysk, na dzień dobry, wyrzucić z TVP tych wszystkich pisowskich propagandystów z Holecką, Klarenbachem, Karnowskimi, Łęskim czy Adamczykiem i resztą, podziałał na Bigos jak afrodyzjak. Jeśli do tego dodać, że sceptycznie o decyzji Lewicy wypowiedziało się też m.in. także kilkoro działaczy terenowych formacji (Łódź), bardzo lubiany przez Bigos Ogólnopolski Strajk Kobiet, a także skrzywdzeni przez PiS emeryci mundurowi oraz poseł Rozenek – dopełniło to miary w tej materii pomieszania. Do tego doszła ogólna narracja, że deal Lewica-PiS przedłuży władzę tej partii. Słowem: horror, nic tylko się powiesić. Kiedy jednak Bigos z tych pierwotnych emocji nieco ochłonął, zaczął się zastanawiać nieco bardziej na chłodno, że sama tylko miła sercu narracja „z bandytami się nie negocjuje”, w realnej polityce nie wystarczą. I mniejsza już o to, że Koalicja Obywatelska, która oczekiwała lojalności od Lewicy, nie okazała jej lojalności podczas głosowania nad kandydaturą Piotra Ikonowicza na stanowisko RPO. Mniejsza o to, że w roli obrońców praw kobiet Platforma jest bardzo świeża i mało wiarygodna. I nawet mniejsza o to, że KO traktowała Lewicę dotąd jak hetkę-pętelkę. Bigos najbardziej obawia się, że ów deal może przynieść Lewicy uszczerbek i rzeczywiście może przyczynić się do przedłużenia mafijnych rządów PiS. „Mafia pozostanie mafią, nawet jeśli Lewica grzecznie naciśnie guzik” – napisał OSK. Bigos boi się też millerowskiego „efektu Ogórka”, który tak bardzo kilka lat temu zaszkodził Lewicy. Ten pejzaż zamętu jest tak rozległy, że aby go tu kompletnie odmalować, Bigos musiałby zająć co najmniej dwie, a może i trzy kolumny „Dziennika Trybuna”. Reasumując: Bigos już, już miał rozłożyć ramiona w geście bezradności i powtórzyć za Gombrowiczem: „Nie jestem ja aż tak szalony abym co mniemał, albo i nie mniemał”, gdy w tej okropnej prostracji, w ostatniej niemal chwili przyszły Bigosowi w sukurs przedwczorajsze Flaczki. Dokonana przez nie precyzyjna analiza sytuacji przemówiła Bigosowi do przekonania. Flaczki nie tylko klarownie uwypukliły racjonalne przesłanki decyzji Lewicy (m.in. podkreśliły mirażowy, fantasmagoryczny charakter pomysłu rządu technicznego od Lewicy do Konfederacji i może z Gowinem na dokładkę), ale do tego wyciągnęły z tej analizy dość optymistyczną konkluzję, którą w uproszczeniu i skrócie można sprowadzić do wniosku, że Lewica złożyła na obliczu PiS „pocałunek śmierci”, który w dalszej konsekwencji osłabi jego władzę. Nic tylko marzyć, aby ta prognoza się spełniła. Zatem na ten moment, póki co, ciągle przykładając mokry ręcznik do skołowanej głowy i ciągle nie mogąc (sorry) do końca wyzbyć się wątpliwości, czy aby na pewno nie zrobiła błędu, Bigos postanowił wierzyć w mądrość polityczną Lewicy (a ma inne wyjście?) i trzymać się omdlałymi dłońmi wykładni sformułowanej przez Flaczki. A jak będzie, czas pokaże. Ufff!
Mniej więcej w tym samym czasie, w którym toczyły się wyżej wzmiankowane wypadki, jako „w czystej postaci państwo policyjne” określił państwo PiS ex-solidaruch i ex-pisowiec Marian Banaś, prezes NiK. Nic dodać nic ująć. Niezależnie od tego, co ma za paznokciami sam „pancerny Marian”, ten od pokoi na godziny oraz niezależnie od całego kontekstu sprawy, to jako bądź co bądź prezes Najwyższej Izby Kontroli wie on dobrze, co mówi.
Negatywnym skutkiem ubocznym tego, co się stało między PiS a Lewicą, jest występująca w pisowskich szczujniach ekspresja serdecznych afektów pod adresem „postkomunistów”. Chwalą Lewicę rozmaite pisowskie indywidua, od Wildsteinów, poprzez Janeckich, Klarenbachów, Holeckie, po resztę towarzystwa, poruczników Karnowskich nie wyłączając. Jako związany z Lewicą czuję się molestowany przez niechcianych adoratorów obśliniającymi całusami i obmacywankami. Łapy przy sobie!
PiS konsekwentnie olewa wyroki sądów. Mimo sądowego zabezpieczenia, w zarządzie Polska-Press są już tylko pisowcy, a namiestniczka Kania robi czystki wśród redaktorów naczelnych. PiS chytrym zabiegiem przejmuje Uniwersytet Pedagogiczny w Krakowie. Nie ma dnia bez jakiegoś przecherstwa, oszustwa, czy bezczelności PiS. Czarnek zamierza okrężną drogą wprowadzić de facto przymus uczęszczania przez uczniów na katechezę, a Babcia Basia została niedawno haniebnie zmaltretowana przez policjantów. Czyli po staremu.
Nie słabnie obłąkańcza kampania religijnego terroru. Prokuratura warszawska podjęła czynności w sprawie „obrazy uczuć religijnych”, bo ktoś gdzieś opublikował słowa papieża Franciszka na tle barw tęczy. Z kolei grupa Godek skierowała do prokuratury lubelskiej podobne oskarżenie w sprawie plakatu tamtejszej artystycznej Galerii Labirynt, na którym młoda kobieta zjada jakieś mięso, podobno polędwicę. Zdaniem godkowców jest to polędwica z dziecka poczętego. Natomiast w Oleśnicy, po tym jak tamtejsza rada miejska zakazała rajdów przez miasto tzw. ciężarówki antyaborcyjnej, wojewoda uchylił zakaz motywując to koniecznością respektowania wolności wyrażania poglądów. I to są całe pisiory. Gdy im coś nie odpowiada ideologicznie, n.p. barwy tęczy czy błyskawica Strajku Kobiet, to zwalczają to wszelkimi dostępnymi środkami nie bacząc na konstytucyjną wolność ekspresji. Gdy natomiast coś im odpowiada, to bronią tego zacięcie. Czysta moralność Kalego.
Pierwszy Gamoń RP, mówiąc o powstaniu śląskim pomylił „insurekcję” z „rezurekcją”. Bo to nie tylko Gamoń, ale i Dewot, więc ciągle mu rezurekcje w głowie.