9 grudnia 2024

loader

Dwa grzybki w barszczu

Przez środowiska polityczne wszelkich maści i przez media przetoczyła się ostatnio nerwowa dyskusja o tym, czy Lewica postąpiła mądrze głosując w Sejmie za przyjęciem ustawy upoważniającej prezydenta do ratyfikacji decyzji UE o pocovidowych zastrzykach finansowych dla wszystkich członków, czy też zdradziła opozycję, uniemożliwiając udowodnienie, że rząd już nie ma większości parlamentarnej.

Dyskusja na ten temat ex ante była niemrawa, dyskusja ex post zbyt napastliwa. Wszyscy politycy wypowiadający się na ten temat w telewizorze bardzo się podniecali. Wysłuchałem wielu przekonywujących argumentów za i przeciw decyzji Lewicy. Jednak relatywnie najrzadziej używano argumentu, który osobiście uważam za decydujący.

Grzybek smaczny, ale ciężkostrawny

Człowiek nie jest istotą doskonałą. Jeśli przeciętnemu mieszkańcowi tego świata stwarza się możliwość uzyskania poważnej pomocy finansowej, to reguły z zadowoleniem ją przyjmuje. Mogę się założyć, że wszystkie kraje Unii ratyfikują to porozumienie. Gdybyśmy tego nie zrobili, odkładając sprawę „na później” i hamując jego realizację w skali UE, to przeciętny Europejczyk nie zrozumiałby tej decyzji i uznał, że „ta Polska” rzeczywiście nie jest normalna. Tenże Europejczyk nie zna i nie chce znać naszych zakulisowych manewrów politycznych i nie pojmuje, że odmową przyjmowania pomocy można przewrócić nielubiany rząd i podtrzymującą go partię. Tak samo jak przeciętny Polak nie rozumie, dlaczego zmieniają premierów w Czechach i na Słowacji, dlaczego Katalonia chce „wyjść” z Hiszpanii, a urocza pani Merkel rządzi tak długo na stołku kanclerza ii ma niezłe stosunki z Rosją.

To powszechne niezrozumienie naszych wewnętrznych motywacji spowoduje zapewne, że po kolejnych manewrach w Senacie kolektywnie upoważnimy Prezydenta do ratyfikowania tego drugiego planu Marshalla. I przez parę miesięcy będziemy się kłócić o podział tych środków. I można mieć nadzieję, że dyskusje na ten temat będą bardziej konstruktywne.
Sprawa ratyfikacji tego unijnego porozumienia, postawiła naszych polityków w przysłowiowej sytuacji dwóch grzybków w barszczu. Drugim grzybkiem był i pozostaje problem „trzymania władzy” przez PIS, jego koalicjantów i emanującego władczą osobowością Najważniejszego Prezesa. Koalicjanci PIS zaczęli ostatnio „brykać”, usiłując udowodnić swoją niezależność. W pewnym stopniu to im się udaje i stwarza nową sytuację permanentnego zagrożenia jedności „zjednoczonej prawicy”.
Mylę się często, więc mogę mylić się i tym razem. Ale sądzę, że obecna władza nie utrzyma się jednak do końca kadencji. W jej rozpędzie do pozbawionego sensu psucia państwa mogą ją bowiem boleśnie powstrzymać, co najmniej trzy zdarzenia.

Możliwości końca zabawy

Pierwsze – to bardziej agresywne zachowania Europy, znudzonej już totalnym lekceważeniem wyroków jej sądów i tym samym zawartych traktatów. Oczywiste naruszanie praworządności może spowodować wstrzymanie finansowania niektórych projektów, albo zmniejszenie poprzednio uzgodnionych kwot. Oczywiście – nasi, zasiadający w organach państwa, nieomylni prawnicy zakwestionują te decyzje. Rozpocznie się proces zmierzający do opuszczenia przez Polskę UE i to spowoduje gwałtowne objawy niezadowolenia społeczeństwa, wycofanie poparcia przez koalicjantów PISu i konieczność przyspieszenia wyborów.
Wariant drugi – wiosenne przebudzenie opozycji a zwłaszcza organizacji kobiecych, domagających się liberalizacji przepisów antyaborcyjnych. Obecny rząd nie reaguje na manifestacje gromadzące nawet 100 tysięcy obywateli. Ale zmuszony będzie reagować na zgromadzenia z udziałem np. 500 tysięcy, które muszą być już traktowane, jako słyszalny w kraju i zagranicą „głos suwerena”. Bezpośrednim następstwem będzie także utrata większości w parlamencie i konieczność przedterminowych wyborów.
No i nadal jest trzeci wariant. Głosowanie w parlamencie całej opozycji i co najmniej jednej „przystawki” Pisu, inaczej, niż głosuje PIS. Tym samym udowodnienie, że rządzące ugrupowanie straciło poparcie większości. Ale – moim zdaniem – takie głosowanie nie powinno dotyczyć korzyści finansowych dla kraju. Głosowanie przeciw jest takim przypadku, jak ostatnio, niezrozumiałe dla znacznej części „suwerena”. Powinno dotyczyć problemów światopoglądowych, bezpieczeństwa, ochrony zdrowia, szkolnictwa itd.

Taki moment na pewno niedługo nadejdzie. Problem w tym, aby opozycja nie siliła się wówczas na indywidualizm, nie budowała barier między sobą, potrafiła wystąpić, jako „zjednoczona demokracja” przeciwna narastającej autokracji.

Czytelnik może się zdenerwować. O wspólnym działaniu opozycji mówi się bowiem od dawna, przywódcy wszystkich partii entuzjastycznie deklarują swój udział – a potem nic z tego nie wychodzi. Moim zdaniem rację mają ci, którzy twierdzą, że główną przyczyną jest brak spoiwa, w postaci osoby, o niepodważalnym autorytecie. Obóz władzy ma Kaczyńskiego – obóz opozycji ma kilku kandydatów, ale wobec siebie konkurencyjnych. Nie chcę ich wymieniać. Ale osobiście uważam, że najlepszym jest ten, który ma ogromną praktykę w zarządzaniu krajem i najszersze, poprawne a nawet serdeczne, kontakty zagraniczne – zwłaszcza w krajach UE. I czasem jeździ bez ochrony środkami komunikacji miejskiej. A nawet, jeśli wtedy jest ochrona, to tak dyskretna, że jej nie widać. Tym pozamerytorycznym szczegółem różni się zasadniczo od Kaczyńskiego.

Tadeusz Wojciechowski

Poprzedni

Co skrywa KPO? Liberalne dogmaty

Następny

Sadurski na dzień dobry

Zostaw komentarz