Weszliśmy w XXI wiek. Szum pracujących serwerów z wolna zastępuje sapanie maszyn parowych i warkot silników.Można powtórzyć za Bułatem Okudżawą: Dziś już nie musimy piechotą się wlec na spotkanie – I tyle już aut i rakiety unoszą nas w dal…
Zmienia się nasz sposób komunikowania się z państwem. Zamiast stać w ogonkach do okienek i mierzyć się z groźnym spojrzeniem urzędnika używamy e-poczty i wielu ogólnokrajowych programów (PUE, e-PIT e-dowód) i wielu, wielu e-innych, których nie zliczę.
Mimo to zdarzają się sytuacje, o których nie śniło się filozofom.
Sprawa dotyczy mojej partnerki. Żeby nie być posądzonym o defetyzm, czarnowidztwo a przede wszystkim brak wiary w zdolności naszych urzędników muszę przyznać, że ma ona szczególny talent do uczestniczenia w zdarzeniach kuriozalnych i statystycznie mało prawdopodobnych. Jeżeli upuścimy skórkę od banana, ci sami ludzie będą się na niej przewracać, jeżeli coś jest mało prawdopodobne spotka to moją partnerkę. Nawet poprawna pisownia jej imion, w skutek splotu zdarzeń urzędniczych i rodzinnych jest dla mnie zagadką.
Nie dawno obydwoje osiągnęliśmy wiek emerytalny. Załatwienie formalności staraliśmy się rozwiązywać przy pomocy komputera (PUE), Mimo kilku zgrzytów, u mnie, zakończyło się sukcesem. Bogusię (partnerka) zaczęły spotykać wydarzenia, które możemy nazwać paradoksami. Pocztą otrzymała legitymację emeryta a po paru dniach drugą z innym numerem. System PUE, przy pomocy, którego próbowała zbadać temat, obraził się i przestał z nią konwersować.
Nie było to kłopotliwe, więc na jakiś czas zaprzestaliśmy drążenia tematu, tylko Bogusia przez jakiś czas liczyła na dwie emerytury. Niestety dostaje
tylko jedną!
Przyszedł czas wypełniania PIT-ów.
Pocztą sukcesywnie otrzymywaliśmy rozliczenia podatku. A tu znowu zdarzenie zagadkowe i tajemnicze. Bogusia dostała, jak należy PIT 11, Emerycki PIT 40/A i nie wiadomo skąd PIT 11a z urzędu praskiego z roku 2015. W roku tym była pracownikiem innej instytucji a w tamtym urzędzie nie pozostawiła żadnego kawałka swojej zawodowej kariery.
Mamy program e-PIT. Logowanie jest nieco kłopotliwe, brak opcji ekranu dla słabło widzących, ale jest ogólnie niezły. Rozliczyliśmy się bez problemu mimo zastanawiającej korespondencji z ZUS-em, to znaczy oboje zostaliśmy zobowiązani do zapłacenia podatku.
Bogusię temat jednak nurtował dalej. Udała się, więc rozwiewać swoje wątpliwości do swojego urzędu ZUS.
Pani urzędniczka spojrzała na nią z życzliwą obojętnością a wtedy Bogusia wyłuszczyła sprawę dwóch legitymacji emeryta. Na czole pani w okienku pojawiła się niewielka zmarszczka, lecz odpowiedź była natychmiastowa. „Proszę się nie przejmować ta druga będzie na zapas”
Tu muszę zwrócić uwagę, że taka legitymacja upoważnia do niewielkich, ale zawsze, ulg. Gdyby moja partnerka okazała się osobą niepraworządną to tą zapasową mogłaby wynajmować.
Następnie moja partnerka wytoczyła większy kaliber, pokazała kontrowersyjny PIT 11a (autorstwa ZUS). Pani w okienku zaczęła tracić cierpliwość, zaproponowała: „to proszę je zsumować w zeznaniu podatkowym”.
Bogusia zadała fundamentalne pytanie „A dla czego?” Nić porozumienia zerwała się ostatecznie i po ustaleniu protokołu niezgodności panie się rozstały.
Historia jest pewnie zabawna, choć może nie dla wszystkich. Lecz każdy felieton musi zawierać jakieś wnioski.
Po pierwsze, zaczynam się zastanawiać czy nie mamy do czynienia ze zjawiskiem gogolowskich „martwych dusz” w niektórych urzędach.
Po drugie, rozbudowany system administracji państwa opisuje obywatela ogromną ilością identyfikatorów. Spróbuj czytelniku wypisać je na kartce (PESEL, NIP, Nr dowodu itd. itd.). Pisz drobno, bo kartki ci nie starczy. Wszystkie one, a może wystarczy jeden, powinny prowadzić do zintegrowanej bazy naszych danych osobowych z której każdy urząd czerpałby informację. Mam wrażenie, że obfitość baz i identyfikatorów trochę błądzi po meandrach sieci informatycznych.
I po trzecie, informatyzacją powinni zajmować się wybitni fachowcy, w Polsce ich nie brak, zamiast nominatów partyjnych.