8 grudnia 2024

loader

Igrzyska śmierci, wersja nieco zubożona

Chleba i igrzysk domagał się podobno lud rzymski (choć mam wrażenie, że bez igrzysk jakoś by sobie poradzono). W Grecji igrzyska miały charakter pospołu religijny, integracyjny i intelektualny, ale Rzymianie zrobili z nich istny show. Później tradycja nieomal zanikła i odrodziła się tak naprawdę dopiero w USA.

Klasyczne igrzyska zbliżone są bardziej do greckich, choć już bez religijnego charakteru – co nie oznacza, że pozbawione są rytuałów. Przyznam, że osobiście wolę przekazywany z rąk do rąk ogień „olimpijski” niż obronny łańcuch różańcowy.

Dziś Igrzyska Olimpijskie to biznes i gra interesów. Igrzyska Europejskie natomiast to jakby dziecko gorszego boga, olimpijskiego. Dopóki kraje europejskie gromiły – sportowo oczywiście – inne kontynenty (a warto pamiętać o Igrzyskach Panamerykańskich i Azjatyckich organizowanych od 1951 roku oraz Igrzyskach Afrykańskich od roku 1965), nikt się tu nie bawił w imprezy lokalne. Rozpad systemu krajów socjalistycznych i pojawienie się w szeroko rozumianej Europie wielu nowych krajów wzbudziły jednak głód sportowych medali. Stąd pomysł na nowe igrzyska. I nie powinno dziwić to, że z ich inicjatywą wystąpiła malutka Chorwacja.

Dotąd Igrzyska Europejskie odbyły się dwa razy. Może niekoniecznie w samym centrum Europy, ale za to pod patronatem Europejskiego Komitetu Olimpijskiego, który należy do rodziny Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego i zrzesza narodowe (krajowe) komitety olimpijskie z 50 krajów Europy.

Organizacja igrzysk, nawet tych nieco mniejszych, to sprawa niełatwa, i coraz trudniej znaleźć chętnych. W zasadzie jeśli chodzi o Igrzyska Europejskie 2023, oficjalnie wpłynęła tylko jedna oferta. Najlepsza. Małopolska. To znaczy, podobno oferta była wspólna, ale miasto Kraków (podobno) długo wzdragało się przed oficjalną deklaracją, sugerując, że to pomysł władz województwa. W kwietniu 2019 roku jednak marszałek Kozłowski i prezydent Majchrowski podpisali wniosek o organizację igrzysk, który następnie PKOL złożył w siedzibie Europejskiego Komitetu Olimpijskiego. Inicjatywę marszałka Kozłowskiego gorąco wspierała premier Beata Szydło aż do końca swojego (wice)premierowania.

A więc igrzyska czas zacząć. W zatwierdzonym we wrześniu 2020 programie znalazły się: łucznictwo, pływanie synchroniczne, badminton, koszykówka 3×3, piłka ręczna plażowa, siatkówka plażowa, taniec sportowy – breaking, kajakarstwo (slalom, sprint), kolarstwo (MTB, szosowe), szermierka, gimnastyka, judo, karate, pięciobój nowoczesny, biegi górskie, rugby 7-osobowe, strzelectwo sportowe, skoki narciarskie na igelicie, wspinaczka sportowa, tenis stołowy, triathlon, piłka siatkowa, podnoszenie ciężarów, zapasy. Czyli luz, wszystko do zrobienia.

Luz tym większy, że Kraków rękami prezydenta przedstawił listę inwestycji, co do których oczekuje pełnego finasowania ze strony rządu. Są tu oprócz basenu olimpijskiego (50-metrowego) trasa balicka, modernizacja stadionu Wisły i zakup nowych tramwajów. Podpisanie umowy między organizatorami: rządem, województwem i miastem, zapowiadano na wrzesień. Jest listopad i oto mamy pełnomocnika rządu do spraw igrzysk. Czyli kroczek naprzód.

Można i należy zapytać, kto i czego oczekuje po igrzyskach. Impreza ma się odbyć w roku 2023 – roku wyborów parlamentarnych i samorządowych. W roku, w którym sukcesy będą bardzo potrzebne, a kosztów przedsięwzięcia raczej się nie podsumuje, bo organizatorom przecież nie będzie się spieszyło.

Prezydent Krakowa liczy na pieniądze. Miasto nie ma już praktycznie żadnych własnych funduszy na inwestycje i opiera się wyłącznie na funduszach europejskich. Kraków poniósł chyba największe straty finansowe w wyniku wiosennego lockdownu, a nawrót epidemii sprawia, że światła w tunelu nie widać. Widać za to, w jakim stopniu budżet miasta zależy od pieniędzy pozostawianych tu przez turystów. Szacuje się, że jest to ponad 7 miliardów złotych (2019). Dla porównania, wszystkie wpływy budżetowe Krakowa w 2019 roku wyniosły niespełna 6 miliardów. Wyliczenia na rok 2020 oscylują znacznie bliżej zera, a niewykluczone, że rok 2021 będzie bardzo podobny. Można więc zrozumieć, dlaczego prezydent Krakowa chwyta się brzytwy, pardon – igrzysk. Bez basenu co prawda da się żyć, bez trasy balickiej także, ale za tramwaje trzeba czymś zapłacić. A jest też cień szansy, że i hotele się zapełnią przynajmniej na czas imprezy.

Województwo samorządowe zadowoli się chyba samym sukcesem, tj. igrzyskami, choć pewnie ma swoją listę inwestycji do sfinansowania. Kwestia finansów jest tym delikatniejsza, że 29 kwietnia 2019 roku sejmik przyjął rezolucję „w sprawie sprzeciwu wobec wprowadzenia ideologii »LGBT« do wspólnot samorządowych”. Radni zadeklarowali tam „wsparcie dla rodziny opartej na tradycyjnych wartościach oraz obronę systemu oświaty przed propagandą LGBT zagrażającą prawidłowemu rozwojowi młodego pokolenia”. Francuski Region Centralny-Dolina Loary, współpracujący do tej pory z Małopolską, teraz za tę współpracę podziękował. Należy się też liczyć z zawieszeniem finansowania inwestycji wojewódzkich z funduszy europejskich.

Jeśli więc nie będzie igrzysk… to nie będzie niczego. Nawet Kononowicza.

A czemu rządowi do szczęścia potrzebne są igrzyska? No cóż, ważne są medale, bo wtedy można ocieplić swój wizerunek zdjęciem ze sportowcem. Ważne są igrzyska, bo igrzyska ważne są zawsze.

Przypominam jednak, że rok 2023 to rok wyborczy. Igrzyska przeminą i zapewne odbędą się wybory podwójne – samorządowe i parlamentarne. Nie bez powodu rządowym pełnomocnikiem ds. igrzysk został Jacek Sasin, prawa ręka nad(wice)premiera. Zorganizował przecież wiosenne wybory. To nie jego wina, że się nie odbyły. On był gotów i nawet znał ich wynik. Podobno. To człowiek o niesłychanej intuicji i szczęściu. Miał lecieć samolotem do Smoleńska, ale pojechał samochodem. Za to wrócił pierwszym dostępnym lotem, by koordynować akcję z centrali.

Koordynował do końca.

W 2015 roku został posłem, na pewno nie szeregowym. Przewodniczył sejmowej komisji finansów. Potem wyznaczono go na wicepremiera, by – jak mówił – koncentrował się na nowych propozycjach dla Polaków. Resztę już znamy.

Wybory w demokracji, i nie tylko, to kosztowna sprawa. Plan zwiększenia dotacji dla partii politycznych nie wypalił. PiS musi więc sobie jakoś poradzić ze zbieraniem funduszy wyborczych i okołowyborczych. Dlatego wcale się nie zdziwię, jeśli cała obsługa promocyjna Igrzysk Europejskich zostanie powierzona jednej agencji. Zwłaszcza gdy tylko jedna agencja złoży ofertę.

Reszta to już inna bajka lub opowieść Hoffmanna. Czy jakoś podobnie.

Adam Jaśkow

Poprzedni

Liczy się każdy cent

Następny

Dramatyczny wieczór w Warszawie

Zostaw komentarz