Polska potrzebuje prezydenta odważnego, który rozumie współczesny świat i nie boi się nowoczesności. Robert Biedroń na konwencji w Słupsku 19 stycznia pokazał, że może być takim prezydentem.
Inaugurację kampanii Roberta Biedronia w Słupsku należy zaliczyć do udanych. Wydarzenie było pełne energii, świeże i nowoczesne. Za lewicowym kandydatem stoi dziś silny lewicowyprogram. Także za sprawą Adriana Zandberga i Włodzimierza Czarzastego poruszonych zostało wiele kluczowych dla Polski tematów, a dzięki Monice Fiugajskiej głos otrzymało też młode pokolenie.
Robert Biedroń to bez wątpienia jedyny postępowy kandydat z tych, którzy stanęli do wyborów. O swojej progresywności mówił zresztą wiele, słusznie zwracając uwagę na stojące przed Polską wyzwania związane z zagrożeniem klimatycznym, ale też wiele czasu poświęcając kwestii mieszkalnictwa, dostępu do darmowej i efektywnej służby zdrowia, tanich leków, czy zrównoważonego rozwoju.
Wyjść poza metropolie
Lewica potrzebuje silnego przekazu, który dotarłby również do mieszkańców mniejszych miast i wsi. Do tej pory był to bastion konserwatyzmu i PiS-u, który pozorując walkę z neoliberalizmem udawał rzecznika tych regionów. Kampania Biedronia na takich obszarach może więc przynieść ogromne korzyści – także w perspektywie kolejnych wyborów.
Za Robertem Biedroniem bez wątpienia stoi też cały program zjednoczonej Lewicy i jest to bardzo mocny punkt całej jego kandydatury. Zacytujmy główne tematy: to 7,2 proc. PKB na służbę zdrowia, budowa mieszkań na wynajem, gwarantowana emerytura w wysokości 1600 zł, przywrócenie niezależności sądów, nowoczesna gospodarka, zrównoważony rozwój całego kraju, przywrócenie znaczenia Polski za granicą. Starsze, niezbyt trafione postulaty Wiosny, sugerujące raczej wspieranie prywatnej służby zdrowia czy akcentujące troskę o przedsiębiorców (którymi akurat w Polsce opiekuje się niemal każdy polityk) zniknęły. Jest solidny, realistyczny pakiet socjaldemokratyczny.
Projekt prezydentury Biedronia to przede wszystkim wizja prezydentury bardzo aktywnej, to przeniesienie jego doświadczeń z samorządności na prezydencki pałac. Biedroń przekonywał, że będzie głową państwa, która poważnie traktuje dialog społeczny, pomaga rozwiązać konflikty, zaprasza do stołu strony o rozbieżnych interesach. Właśnie takiej prezydentury potrzeba nam teraz w kraju, gdzie urząd ten został sprowadzony do roli długopisu dla Jarosława Kaczyńskiego.
Kandydat z ludu
Robert Biedroń bardzo dużo mówił na konwencji o sobie. O swoich małomiasteczkowych korzeniach, o wczesnych i trudnych doświadczeniach zawodowych, czy o doświadczeniach emigracyjnych. To podkreślanie ludowego i pracowniczego pochodzenia na pewno odróżnia go od innych kandydatów, którzy prześcigają się w szukaniu powiązań z elitami i szlachtą. Odcięcie się od wyścigu na słynnych przodków i skupienie na doświadczeniach zbiorowych, robotniczych to bardzo dobra decyzja, która może przynieść mu dużo poparcia wśród niezadowolonych z narastających w Polsce nierówności. Lewicowy kandydat sam zresztą mówił o potrzebie stworzenia w Polsce równych szans i walce ze społecznym wykluczeniem. Brakowało tylko wątku podatkowego: byłoby wspaniale, gdyby Biedroń rozwinął kwestię równych szans i wytłumaczył, że progresja podatkowa to pomysł na to, by walczyć o równość w praktyce.
Zdecydowanie wybrzmiał też silnie proeuropejski wymiar kandydatury Biedronia, choć jego zachwyt nad tym, co zobaczył na emigracji był – zbyt słabo – tonowany odniesieniem do polskiego poczucia godności i narodowego patriotyzmu.
Słuszny euroentuzjazm…
Teraz czas na więcej Roberta Biedronia w roli polskiego męża stanu. Bo takiego, będącego trochę „ojcem narodu”, prezydenta chce dziś polskie społeczeństwo. I dlatego niezbyt to dobrze, że fragmenty poświęcone polityce zagranicznej wypadły gorzej.
Robert Biedroń jest bez wątpienia zwolennikiem europejskiej integracji i umocnienia europejskiej obronności w porozumieniu z Unią Europejską, jako naszym głównym sojusznikiem. To świetna wiadomość i to zwłaszcza w kontekście szans na uniezależnienie się Polski (i Europy) od niebezpiecznej, awanturniczej polityki Stanów Zjednoczonych. Sojusz z USA pośrednio krytykował też sam kandydat, kiedy zwracał uwagę na fakt, że o działaniach Stanów Zjednoczonych i Donalda Trumpa PiS-owski rząd dowiaduje się dopiero z mediów. Były to potrzebne i mocne słowa, choć zabrakło tu na pewno sprzeciwu wobec obecności amerykańskich baz wojskowych na polskim terytorium.
… i zbędna rusofobia
Całkowicie zbędne wydaje się jednak dołączenie do politycznego wyścigu na rusofobię. Sceptycyzm wobec działań Kremla i krytyka tamtejszych, przecież nie lewicowych rządów są oczywiście bardzo potrzebne, ale ton, w którym kandydat na prezydenta przedstawiał Putina w roli jedynego złego był przesadny i niepotrzebny. To niepotrzebna kalka z liberałów, którzy własną niemoc w opisywaniu świata rekompensują budowaniem wizji wszechmogącego prezydenta Rosji.
Ale polską biedaszabelką nie należy też machać w kierunku ukraińskim – Ukraina i inne państwa regionu, jeśli tylko zechcą o to zawalczyć, mogą być wolne same z siebie. Nie potrzebują do tego polskiego neokolonializmu w duchu Giedroycia.
Lewicowy kandydat na prezydenta Polski powinien więc tworzyć warunki do współpracy ze wszystkimi sąsiadami i starać się o przyjaźń ze wszystkimi. Polska nie jest potęgą, ani krajem zdolnym do wypowiadania wojen światowym mocarstwom, a polscy politycy muszą też rozumieć przyczyny, dla których kremlowska narracja uległa nagłemu zaostrzeniu.
Lepiej poznać historię
Nieszczęśliwy był też dobór historycznych bohaterów. Giedroyć, Kuroń czy Piłsudski to nie są lewicowi bohaterowie! Jacek Kuroń aktywnie wspierał neoliberalne reformy Balcerowicza i tłumił związkowy opór – o czym możemy przeczytać m.in. w „Dekadzie przełomu” Michała Siermińskiego i co jest już raczej na lewicy wiedzą dość powszechną. Piłsudski to architekt zamachu stanu, dyktator i twórca politycznych więzień dla lewicowej opozycji (niedawno przypadała rocznica procesu brzeskiego!). Dlaczego nie odwołać się do Róży Luksemburg, Ignacego Daszyńskiego, Oskara Lange, Ludwika Krzywickiego czy Juliana Marchlewskiego? Lewica naprawdę musi ostatecznie zerwać z szukaniem swoich bohaterów na łamach „Gazety Wyborczej”! I dobrze, że podczas konwencji przemówił Włodzimierz Czarzasty, który stanowczo bronił dorobku PRL i zapowiedział, że nikt nie będzie polskim socjaldemokratom narzucał interpretacji przeszłości.
Charyzmatyczny i prospołeczny
A jednak mimo tych niedoróbek – Robert Biedroń jest lewicowym kandydatem. Dowodzi tego jego przywiązanie do spraw społecznych, do spraw ludzi pracy. Jako charyzmatyczny polityk daje też nadzieję, że do lewicowych spraw i recept przekonają się kolejni wyborcy. Wyrazista walka o świeckie państwo, o równość i tolerancję czy o ocalenie nas przed skutkami klimatycznej katastrofy są punktami, których nie poruszy nikt inny. Robert Biedroń może mówić o nich w sposób, który do jego kandydatury przekona nowy elektorat. Ten, który jest już zmęczony ciągłą hegemonią Jarosława Kaczyńskiego, a widzi, że Platforma Obywatelska przez lata w opozycji niczego się nie nauczyła i pozostała jedynie pustą partią władzy.
Będzie druga tura?
Czy Biedroń ma szanse na drugą turę? Z pewnością potrzebna mu jest i intensywna kampania wyborcza, i jeszcze bardziej radykalne hasła, które pozwoliłyby Robertowi Biedroniowi koncentrować na sobie uwagę mediów i opinii publicznej. Kampanię Lewica robić potrafi nieźle, co zobaczyliśmy w ubiegłym roku przed wyborami parlamentarnymi, gdy politycy z lewej strony sprawnie poruszali się po całym kraju i wrzucali kolejne tematy z programu do debaty. Do tego Biedroń ma niewątpliwy talent w robieniu na ludziach dobrego wrażenia, szybkim łapaniu kontaktu.
A naprawdę jest o co walczyć – nigdy wcześniej nikt w kampanii prezydenckiej nie mówił tak otwarcie o sytuacji głodujących emerytów i rencistów, o braku mieszkań i życiu w ścisku, czy o kolejkach do lekarzy i o lekach tak drogich, że ludzie biedni nie są już w stanie się leczyć. Taki prezydent byłby w Polsce zmianą o 180 stopni. Byłby trzęsieniem ziemi dla wszystkich neoliberalnych hegemonów, prawicowych klerykałów i rozmaitych rzeczników najbogatszych. I o takiego prezydenta warto się starać.