Wielki lament zobaczyłem w Internecie po sobotniej decyzji Konwencji SLD. O udziale Sojuszu w Koalicji Europejskiej podczas majowych wyborów do Parlamentu Europejskiego. Lament grzmiał złowrogą przepowiednią:
„To już koniec SLD, bo PO SLD zje”.
Bo, wedle opinii tych lamenciarzy, SLD na pewno straci w koalicji swą lewicową tożsamość. Przechrzci się szybko i masowo na ideologię PO.
Ponieważ będę uczestniczył w tej koalicji, i jako członek SLD i lewicowy publicysta, to widmo apostazji ideowej zajrzało mi do oczu. Muszę jednak zmartwić lamentujących. Nawet gdybym lizusowsko zechciał utracić swą lewicową tożsamość, to nie mam dla niej w tej koalicji alternatywy. Ani ja, ani inni posiadacze lewicowej tożsamości w SLD, nie mają atrakcyjnej oferty ideowej ze strony partii przewodniczącego Grzegorza Schetyny.
Pomimo wcześniejszych deklaracji jej liderów Platforma Obywatelska nadal nie jest partią podobną europejskiej chrześcijańskiej demokracji. Jest partią rządzoną przez pragmatyków politycznych, nie aktywistów ideowych. Ludzi dostosowujących swój program, zwłaszcza wyborczy, do sondażowych oczekiwań potencjalnych Wyborców i podpowiedzi ekspertów. Kiedyś udawało im się to PO lepiej, w roku 2015 było już gorzej. Do tej pory PO była partią centrum politycznego. Kiedy została partią władzy to grała na wielu instrumentach ideowych w zależności od aktualnego politycznego zapotrzebowania.
PO nie jest partią żarliwie ideologiczną jak obecny PiS. Nie jest partią kontrrewolucji systemowej, ideowej konkwisty. PO respektuje zasady demokracji parlamentarnej, trójpodziału władz, uważa członkostwo Polski w Unii Europejskiej za nasz atut. Czym nie różni się od SLD. Czym SLD i PO różni się od PiS.
Dotychczasowa praktyka polityczna PO, jej sukcesy wyborcze polegały na rozszerzaniu wpływów politycznych przez kooptację pojedynczych, popularnych ideowych liderów z szeregów swych przeciwników politycznych. Przyjmowanie ich wraz z ich tożsamością ideową, bez konieczności ich wcześniejszej apostazji, bez demonstracyjnego przechodzenia na „ ideologię PO”.
Zatem szanowni lamentujący, taka Koalicja Europejska z PO „utratą tożsamości ideowej” politykom SLD raczej nie grozi. Ci członkowie SLD, jak niżej podpisany, którzy mają swą lewicową tożsamość nie powinni jej w Koalicji Europejskiej utracić, bo przecież największy koalicjant w tej Koalicji nie będzie tego od nich wymagał.
Tym członkom SLD, którzy preferują pragmatyzm polityczny ponad każdą ideowość, tym bardziej utrata takiej „tożsamości” nie grozi.
Strach przed koalicją z PO wśród członków i przede wszystkim Wyborców SLD może być powodowany też obawą, że kierownictwo PO występując z pozycji siły zmusi kierownictwo SLD do zawarcia niekorzystnej umowy koalicyjnej. Że Schetyna wydyma Czarzastego, mówiąc językiem polskiej polityki.
Jednak w polityce, jak i w życiu, choć zwykle duży może więcej, to jednak nie zawsze ten duży może wszystko. To, znów mówiąc aktualnym językiem polskiej polityki, te duże dinozaury w końcu wyginęły, a mniejsze gady przetrwały. Bo one lepiej dostosowały się do nowych warunków.
Poza tym Koalicja Europejska składa się nie tylko z PO i SLD. Także „Nowoczesnej”, „Teraz”, ”Zielonych”. I zapewne jeszcze kilka innych partii do Koalicji Europejskiej dołączy. Bo w aktualnej rzeczywistości politycznej w interesie wszystkich podmiotów, także PO, jest Koalicja jak najszersza politycznie. Zbudowana na sprzeciwie wobec polityki wychodzenia Polski z Unii Europejskiej czynionej przez PiS. Polityki „Polexitu”.
Nie otwartego, jaką mamy teraz w przypadku Wielkiej Brytanii, lecz „Polexitu” hybrydowego. Wchodzenia Polski z Unii Europejskiej, stopniowo. Z poszczególnych jej segmentów Unii. Ograniczania tam polskiej aktywności i obecności.
Warto też zauważyć, że im więcej będzie partii w Koalicji Europejskiej tym większe pole do negocjacji dobrych warunków koalicyjnych dla partii mniejszych niż PO. Czyli dla kierownictwa SLD też.
Znam zdolności negocjacyjne przewodniczącego Czarzastego jeszcze od czasów studenckich. I zaprawdę powtarzam wam, że trudno go w tej dyscyplinie łatwo „wydymać”.
Zatem samo uczestnictwo w Koalicji Europejskiej w wyborach do Parlamentu Europejskiego nie grozi automatycznej utraty przez polityków i członków SLD ich tożsamości ideowej i politycznej.
Grozi utratą poparcia SLD przez jego wyborców. Jeśli liderzy i członkowie SLD nie będą wyraziście bronić ich tożsamości i ich interesów. Przypominać o nich w czasie najbliższej kampanii wyborczej. Wyjaśniać cierpliwie i rzeczowo zalety Koalicji Europejskiej. I prezentować też zagrożenia z takiego kompromisu płynące.
Ale nie tylko wtedy. Kompromis ideowy i programowy zawarty na potrzebę wyborów do Parlamentu Europejskiego nie może wyciszać bieżącej działalności lewicowego Sojuszu. Sporów ideowych. Wtedy SLD stanie się niestrawny dla politycznych pożeraczy.
Zwłaszcza, że spory polityczne i personalne znacznie osłabiły pozycję Partii Razem. Zmarginalizowały ją politycznie do roli klubu dyskusyjnego. Taka słabość Partii Razem i innych lewicowych ugrupowań także skłoniła SLD do udziału w Koalicji Europejskiej.
Na przekór licznym podpowiedziom internetowym, zwykle anonimowych, ale ponoć „życzliwych, ideowych członków SLD”. Dobrym radom, aby zamiast iść do Koalicji Europejskiej, lepiej już w wyborach europejskich „z honorem lec”.
Ciekawe skąd u tych ludzi, deklarujących się jako „prawdziwi lewicowcy”, słychać język rodem z sanacyjnego pułkownika Józefa Becka?
Skąd polityczna mentalność piłsudczykowskich pułkowników?
Dlatego warto przypomnieć, że tenże, tak pięknie mówiący o „honorze”, pułkownik i jego polityczni koledzy bardzo szybko zapomnieli we wrześniu 1939 roku o swych honorowych deklaracjach. Po pierwszych klęskach wybrali pragmatyczną ucieczkę.