7 listopada 2024

loader

Kwaśniewski dał Polsce Konstytucję, ja ją zrealizuję

08.01.2020 Warszawa (Wiosny, SLD i Razem) w wyborach na prezydenta n/z:Robert Biedron, Wlodzimierz Czarzasty . fot. Witold Rozbicki

– Lewica powinna z dumą przypominać, że Konstytucję, której stara się dziś bronić opozycja, stworzyła ówczesna lewica z Aleksandrem Kwaśniewskim na czele – Robertem Biedroniem, kandydatem Lewicy na prezydenta RP rozmawia Krzysztof Lubczyński.

Rozmawiamy ponownie po półtora roku od spotkania w Iławie 15 sierpnia 2018 roku, gdzie spotkał się Pan z mieszkańcami w ramach programowego objazdu kraju….
I pamiętam, że uczestnicy tego spotkania mocno narzekali na władzę samorządowe, na burmistrza. Wtedy powiedziałem im, trawestując słynne powiedzenie Jacka Kuronia, „nie palcie komitetu, załóżcie własny”, czyli zamiast narzekać weźcie się do roboty. I co się okazało? Zorganizowali się w tej Iławie, zorganizowali komitet wyborczy i wygrali wybory, a burmistrzem został chłopak, który był na tym spotkaniu, a koleżanka, która pomagała mi je zorganizować, została radną. Wzięli odpowiedzialność za swoje miasto i to pokazuje, jaka jest siła społeczeństwa. Dlatego nigdy nie zapomnę tego spotkania w Iławie.
O prezydencie mówi się, że powinien być strażnikiem przestrzegania Konstytucji. Obecny prezydent nie tylko jej nie broni, ale wręcz łamie, podpisując pisowskie ustawy deformujące wymiar sprawiedliwości. Jak Pan ocenia obowiązującą Konstytucję, czy należy w niej dokonać jakichś zmian?
Lewica powinna z dumą przypominać, że Konstytucję, której stara się dziś bronić opozycja, stworzyła ówczesna lewica z Aleksandrem Kwaśniewskim na czele. W 1997 roku podpisał on Konstytucję, która i wtedy i dziś należy do najbardziej światłych, postępowych dokumentów w Polsce i na świecie. Jest ona częścią naszego lewicowego dorobku. Ta Konstytucja broni nie tylko praworządności, ale także wartości, których nie ma w podobnych dokumentach w innych krajach, na przykład ochrony środowiska, równości kobiet i mężczyzn, świeckiego państwa, prawa do mieszkania, prawa do dobrej opieki zdrowotnej, do dobrej edukacji. To nowoczesna Konstytucja państwa dobrobytu. Chwała za to Aleksandrowi Kwaśniewskiemu i polskiej lewicy. Do zmiany w Konstytucji zawsze można coś znaleźć, ale dziś nie jest na to odpowiedni moment. To jest czas na to, by po czasie dewastacji Konstytucji przez Dudę i PiS, nastał moment jej realizacji. Gdy jestem pytany, jak wyobrażam sobie prezydenturę, to odpowiadam: Kwaśniewski dał Polsce Konstytucję, a Biedroń ją zrealizuje od pierwszego do ostatniego artykułu. Moim celem będzie zrealizować ją punkt po punkcie, jako że nie zrealizowali jej neoliberałowie z Platformy Obywatelskiej, nie realizuje prawica pisowska. Musi więc zrobić to lewica, bo ją szanuje od pierwszego do ostatniego artykułu.
Wymienił Pan Aleksandra Kwaśniewskiego jako współtwórcę Konstytucji 1997 roku. Czy to jego ocenia Pan najwyżej z wszystkich dotychczasowych prezydentów III RP?
To pytanie w stosunku do mnie retoryczne. Aleksander Kwaśniewski jest moim nauczycielem politycznym, angażowałem się w jego pierwszą kampanię prezydencką w 1995 roku na Podkarpaciu, towarzyszyłem mu w kolejnej kampanii w 2000 roku. Towarzyszyłem mu politycznie, gdy był prezydentem, towarzyszyłem mu, gdy zakładałem „Wiosnę” i gdy zakładaliśmy Lewicę. I to Aleksander Kwaśniewski namawiał mnie, żebym kandydował na prezydenta. Jest więc oczywistą oczywistością, cytując klasyka, że jest i będzie dla mnie wzorem, najlepszym prezydentem Rzeczypospolitej, bez dwóch zdań. Kolejne prezydentury nie były prezydenturami tak wielkich dokonań jak prezydentura Aleksandra Kwaśniewskiego. On nie tylko dał nam Konstytucję, ale wprowadził nas do NATO i do Unii Europejskiej, a wcześniej nas do tego przygotował mówiąc, że to polska racja stanu. Aleksander Kwaśniewski postawił kamienie milowe w dziejach III RP. Jeżeli Polska miała po 1989 roku męża stanu, który razem ze społeczeństwem dokonywał wielkich przełomów, poczynił milowe kroki, to był nim Aleksander Kwaśniewski.
Do pierwszoplanowych prerogatyw prezydenta należą: obronność i polityka zagraniczna prowadzona w porozumieniu z rządem. Prezydent jest Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych, a kluczowe dla Polski relacje, to stosunki z USA, uczestnictwo w Unii Europejskiej i NATO, relacje sąsiedzkie z Rosją i Ukrainą. Do tego pakietu należy też uczestnictwo w partnerstwach w Trójkącie Weimarskim z Francją i Niemcami, w Grupie Wyszehradzkiej oraz w Trójmorzu. Jak widzi Pan ten kompleks zagadnień?
Zacznę od obronności kraju. PiS doprowadziło do kompletnej degrengolady tej sfery. Dziś jesteśmy w Europie kompletnie osamotnieni. Mam wątpliwości, czy gdyby Rosja napadła na któryś z krajów Europy wschodniej, w tym na Polskę, to Stany Zjednoczone pod dowództwem Trumpa byłyby bardzo chętne, by nam dopomóc. Rząd PiS tak nas osłabił, że gdyby ktoś na nas napadł, Polska zostałaby sama. To nie tylko krach polskiej dyplomacji, ale krach polskich sił zbrojnych. Widać to także po tym, jak Macierewicz potraktował weteranów Wojska Polskiego, naszych bohaterów, pozbawiając ich nawet miejsc, w których spotykali się jako emeryci. Widać po tym, jak represjonuje się dziś służby mundurowe przez restrykcje finansowe, obcinanie emerytur. Widać to po tym, jakie nieprzemyślane kroki robi się w sferze uzbrojenia. Zakupy, których się dokonuje są bardzo wątpliwe i nietransparentne. Przykładem jest zakup samolotów F-35, bez przetargu, bez offsetu, bez pomysłu co do przyszłości ich użytkowania, czyli wbrew interesowi kraju. Takich przykładów za rządów PiS jest wiele. Doprowadzono do zapaści w marynarce wojennej, której właściwie już nie ma, a nasza obronność na Morzu Bałtyckim jest zerowa. Z kolei Wojska Obrony Terytorialnej, to zabawka panów Macierewicza i Misiewicza. Wydano na nie ogromne pieniądze, a nie wiadomo jaka jest ich przydatność. Minister Janusz Zemke, który doradza mi w sprawach obronności, a jego wysokie kompetencje w tej dziedzinie są powszechnie szanowane, zawsze podkreślał, że polską racją stanu jest budowanie sojuszy i z USA i w ramach Unii Europejskiej. My natomiast klęczymy dziś przed USA i nie mamy żadnych relacji z Europą Zachodnią. Stoimy obok systemu PESCO, nie angażujemy się z jego rozbudowę, nie angażujemy się we wspólną politykę obronną, skłóciliśmy się z Litwą, z Ukrainą, został nam tylko San Escobar. To pokazuje mapę osamotnienia Polski, która stała się samotną wyspą, osamotnioną na zachodzie, na wschodzie, na północy i na południu. Tymczasem trzeba budować mosty, bo Polska musi je budować ze względu na swoje położenie geopolityczne. Naszą racją stanu jest przede wszystkim integracja ze strukturami unijnymi, ale nie może być tak, że Kaczyński siada w gumofilcach z szabelką na osła i wybiera się na Moskwę. Racjonalna polityka zagraniczna Polski powinna polegać na dążeniu do dobrych, a co najmniej poprawnych stosunków z Rosją, oczywiście bez zapominania, że Putin prowadzi swoją politykę w regionie, polegającą na jego destabilizacji, także na destabilizacji w Polsce. Mam wrażenie, że obecnie rządzący w Polsce w ogóle nie zdają sobie z tego sprawy. Obecne stosunki polsko-rosyjskie najlepiej obrazuje import węgla z Rosji. Co z tego, że Kaczyński straszy Putinem, skoro każdego dnia, setki tysięcy ton węgla z Rosji przyjeżdżają do Polski i Putin zarabia tym na antypolską i antyeuropejską propagandę. W ubiegłym roku 13 i pół miliona ton takiego węgla przywędrowało do Polski, a 5 milionów ton polskiego węgla leży na hałdach na Śląsku, choć rząd twierdzi że wspiera górników. To jest papierek lakmusowy polskiej polityki w stosunku do Rosji. Co do naszych sojuszy w ramach trzech partnerstw, to one są potrzebne, ale jako polski eurodeputowany widzę jak PiS jest w tej dziedzinie bezradny. Jestem członkiem Komisji Budżetowej Parlamentu Europejskiego i widzę, że przedstawiciele PiS bardzo słabo walczą o pieniądze dla Polski z budżetu unijnego. W ramach Trójkąta Weimarskiego nie ma żadnych relacji. Dla prezydenta Francji Polska tak naprawdę się nie liczy, nawet złajał rząd pisowski. Z Niemcami też się skłóciliśmy. Co do Grupy Wyszehradzkiej, to jej rolę widać po głosowaniach, choćby w sławetnej sprawie przewodniczącego Rady Europejskiej, kiedy to nasz rzekomo wspaniały sojusznik, Węgry, nas zdradził i przegraliśmy 1 do 27. Ani Słowacja, ani Czechy, ani Węgry z Grupy Wyszehradzkiej nas nie popierają, bo grają swoją grę. Mieliśmy budować Trójmorze, ale nic z tego nie wyjdzie, bo populistyczni liderzy bliscy ucha prezesa wykruszają się. Najlepszy przykład to Chorwacja, gdzie niedawno wybory prezydenckie wygrał polityk postępowy, lewicowy i ten kraj będzie teraz grał w drużynie europejskiej, a nie w drużynie prawicowych populistów.

Prezydent RP ma inicjatywę ustawodawczą. Pośrednio więc może mieć wpływ także na media, choćby przez tzw. ustawę dekoncentracyjną, na naukę. Zdecydowanie duży wpływ ma na wymiar sprawiedliwości, wokół którego trwa od czterech lat nabrzmiały, ostry konflikt społeczno-polityczny. Jak widzi Pan rolę prezydenta w tej mierze?
Bez niezależnego wymiaru sprawiedliwości nie można nawet myśleć o demokratycznym państwie, podobnie jak bez niezależnych, wolnych mediów, także publicznych. Co z tego, że mogliśmy niedawno uczestniczyć w demokratycznych wyborach, skoro propaganda pisowska, wsparta przez Kościół katolicki sprawia, że nie mamy pewności czy przyszłe wybory będą przeprowadzone uczciwie, a ostrzegają przed tym także instytucje międzynarodowe, zagraniczni obserwatorzy. Boję się więc o kolejne wybory, o to czy będą wolne. Trzeba więc te wszystkie instytucje odpolitycznić. Co do wymiaru sprawiedliwości, to nie PiS pierwszy zaczął jego upolitycznienie, lecz Platforma Obywatelska, bo to ona wprowadziła do Trybunału Konstytucyjnego nieprawnie wybranych sędziów. PiS użyło tylko narzędzia stworzonego przez innych i potraktowało to jako pretekst do robienia jeszcze gorszych rzeczy, do całkowitego podporządkowania wymiaru sprawiedliwości Jarosławowi Kaczyńskiemu. Dziś sędziami Trybunału Konstytucyjnego jest pani profesor Pawłowicz i prokurator stanu wojennego pan Piotrowicz, ludzie bezwzględnie oddani Kaczyńskiemu. To eksponowani sędziowie pisowskiego wymiaru sprawiedliwości, który za dobre każe, a za złe nagradza. Z poręczenia PiS otrzymuje się wszystkie kluczowe stanowiska w państwie. To przypomina państwo mafijne. Dlatego trzeba maksymalnie odpolitycznić i media, i wymiar sprawiedliwości, zabrać politykom te zabawki. Wyroki sądów powinny zapadać w imieniu Rzeczypospolitej, a nie – de facto – w imieniu PiS czy prezesa Kaczyńskiego czy prezesa jakiejkolwiek innej partii politycznej Trzeba zapewnić, tak jak jest w przypadku Rzecznika Praw Obywatelskich, aby media były całkowicie niezależne.
Ostatnio Ordo Iuris przygotowuje dla ministra nauki Jarosława Gowina projekt ustawy mającej rzekomo bronić wolności słowa na uczelniach, a w rzeczywistości zmierzającej do jej zawężenia, do założenia „kagańca”, i to ideologicznego, ludziom nauki, nauczycielom akademickim…
To jest kolejny przykład na to, że PiS traktuje Polskę i państwo polskie jak okupant teren podbity, zachowuje się jak barbarzyńcy. To jest polityka spalonej ziemi. Każdego kto staje na ich drodze próbują zdeptać, upokorzyć, wyszydzić. Było naiwnością sądzić, że jak przyjdą po nauczycieli, to nie przyjdą po sędziów, że jak przyjdą po osoby LGBT, to nie przyjdą po Żydów, że jak przyjdą po lewicę, to nie przyjdą po Platformę. Prowadzą politykę spalonej ziemi w każdej dziedzinie. Panuje zasada: nie jesteś z PiS, to jesteś naszym wrogiem, jesteś gorszym sortem. Widać to choćby w samorządach. Byłem na dużej konferencji samorządowej, gdzie samorządowcy mówili, że PiS przejmuje kolejne terytoria, które należały do samorządów, nakłada na samorządy kontrybucje, a to oznacza coraz większe podporządkowanie ich od rządu centralnego. Jeśli do tego PiS nie wynegocjuje dobrego budżetu unijnego, to będzie dla samorządów katastrofa. Tymczasem ich reforma z 1990 roku była być może jedyną prawdziwie udaną reformą po 1989 roku, a Polacy są z niej bardzo zadowoleni. I PiS to wszystko niszczy.
Nie wątpię, że jako prezydent wspierałby Pan i podpisał ustawy chroniące prawa osób LGBT, prawa ekonomiczne i reprodukcyjne kobiet, prawa do zawierania związków partnerskich. Czy uważa Pan, że jest dla nich wystarczająco przychylny klimat społeczny?
Zdecydowanie tak. Potrzebna jest jednak szczepionka przeciw prawicowemu populizmowi. Dziś stoimy przed wyborem: Duda albo anty-Duda. Cywilizacja pogardy albo cywilizacja godności. Żaden kandydat poza kandydata Lewicy nie jest w stanie sprawić, byśmy żyli w nowoczesnym państwie dobrobytu, bo oni wszyscy są mniej czy bardziej konserwatywni. Jeśli zapytamy, który z obecnych moich kontrkandydatów może doprowadzić do rozdziału Kościoła od Państwa, wprowadzić równość praw kobiet i mężczyzn, postawić na program budowy mieszkań na wynajem, wyrównywać szanse mieszkańców dużych i małych ośrodków, działać na rzecz czystego środowiska, to będzie trudność we wskazaniu takiego. Z kolei PiS wmawia nam, że Polska jest państwem dobrobytu, a trzy miliony ludzi nie ma dostępu do mieszkania, pół miliona ludzi ma dochód poniżej tysiąca złotych miesięcznie, czternaście milionów ludzi nie ma dostępu do transportu zbiorowego. To nie jest Polska naszych marzeń i tylko prezydent o lewicowej wrażliwości może to zmienić. Platforma przez osiem lat swoich rządów tolerowała zależność Państwa od Kościoła i wbrew deklaracji Donalda Tuska klękała przed biskupami. Bo tylko lewica jest w stanie nie klękać przed biskupami, i tylko ona może zatrzymać i odwrócić klerykalizację kraju.
Częścią Pana publicznego, w tym medialnego wizerunku jest wizerunek „chłopaka z prowincji”, „chłopaka z Krosna”, pochodzącego z niezasobnej rodziny. Było to dla Pana inspirujące w walce o prezydenturę Słupska i w jej sprawowaniu. Czy byłoby również inspirujące jako dla prezydenta RP? Na co mogą z Pana strony liczyć owi chłopcy i dziewczęta z Krosna, z Częstochowy, Chełma, Pruszcza Gdańskiego i z dziesiątków innych miejscowości, choćby pracujący na „śmieciówkach”?
Jestem z Krosna i jestem z tego dumny. Dzięki temu czuję, jak bije serce naszego kraju. Wiem jak się żyje w Krośnie, Słupsku, Warszawie i Londynie, bo wszędzie tam mieszkałem i wiem jak to funkcjonuje. Dzięki temu mogę wyczuwać, gdzie działa, a gdzie nie działa. Chcę być dobrym gospodarzem naszego kraju i będąc gospodarzem wspomagać jego rozwój. Dziś wielu młodych ludzi nie ma poczucia zwykłej stabilności, zawodowej, kredytowej, płacowej, mieszkaniowej. Ten ostatni brak jest może szczególnie dotkliwy, bo utrudnia młodym ludziom osiągnięcie tego, czego bardzo potrzebują, samodzielności i swobodnej samorealizacji. Prezydent, który im doradzał: weź kredyt, zmień pracę, był nie z tej planety. Dziś prawie półtora miliona ludzi pracuje na „śmieciowych” umowach i to trzeba zmieniać. Prezydent musi dbać o tych, co zostają z tyłu. Dla chłopaków i dziewcząt z Krosna mam zapowiedź – po erze wspierania dużych metropolii musi nadejść era wspierania małych i średnich miejscowości. Co to oznacza? Oznacza to dobre miejsce do mieszkania, z mieszkaniem na wynajem i dobrą pracą, a nie tylko takie, z którego się wyjeżdża i to na zawsze. Oznacza to takie miejsce, z którego można będzie łatwo dojechać do stolicy województwa, do teatru czy na koncert i wrócić tego samego dnia do domu. Tymczasem dziś ze Słupska odległość stu kilometrów pokonuje się aż w dwie godziny. Chcę być prezydentem zwykłego człowieka. Patrzeć kto zostaje w tyle i pomagać mu iść naprzód. Profesor Zygmunt Bauman mówił, że kondycji społeczeństwa nie mierzy się średnią, bo większość z nas nie zarabia średniej, większość jest poniżej średniej. Kondycję społeczeństwa mierzy się siłą najsłabszego ogniwa. Gdy to najsłabsze ogniwo jest słabe, to znaczy, że słabe jest całe społeczeństwo. Jak jest mocne, to całe społeczeństwo jest mocne. Moim celem jest to, by mocne było całe społeczeństwo.
Andrzejowi Dudzie zarzuca się nie tylko to, że jest „długopisem Kaczyńskiego”, że łamie konstytucję, ale także to, że nie zrobił nic dla spojenia zerwanej wspólnoty narodowej, dla zasypania straszliwego podziału na dwa wrogie plemiona, podziału jakiego w PRL nie było w tym stopniu. Przeciwnie, Andrzej Duda wzmacnia te podziały. Co Pan mógłby zrobić przynajmniej dla złagodzenia tych podziałów?
Jesteśmy podzieleni jak nigdy dotąd i prezydent musi pamiętać o Konstytucji. To, że obecny prezydent sprzeniewierzył się Konstytucji sprawia, że nie może już czerpać z jej mądrości. W Konstytucji jest napisane, że „Rzeczpospolita Polska jest wspólnym dobrem wszystkich obywateli”. Gdy się ma w sercu to, że są ludzie o innych poglądach, wyznających różne religie lub niewierzących, różne orientacje, to można być prezydentem wsłuchującym się w te różne wartości. Kiedy przychodzą demonstrować pod pałac prezydencki, to prezydent ma obowiązek wyjść do nich i rozmawiać z nimi. Prezydent Duda nie ma na to odwagi, bo nigdy nie przeciął pępowiny łączącej go z Jarosławem Kaczyńskim, a prezydent musi wybić się na niepodległość. Aleksander Kwaśniewski wywodził się z lewicy, ale wchodził w spory z lewicowym rządem, a jego przyjaźń z premierem Leszkiem Millerem bywała szorstka. Bo Aleksander Kwaśniewski był prezydentem wszystkich Polaków. Nawet gdy lewica forsowała jakieś rozwiązania, to on je czasem blokował w imię interesu szerszego niż interes formacji lewicowej. Nie oglądał się na legitymacje partyjne, na swoich kolegów. I takiego męża stanu Polska dziś potrzebuje. Jeśli ktoś potrafi wyobrazić sobie, któregoś z kandydatów, poza mną, kto miałby siłę i determinację, by podejmować suwerenne decyzje, to boję się że miałby problem. Prezydent musi umieć dogadywać się z ludźmi, tak jak ja to robiłem w Słupsku w ważnych dla ludzi sprawach. To jest do zrobienia, tylko trzeba szanować ludzi.
Na tym froncie domowej wojny polsko-polskiej szczególnie ostry, wręcz brutalny jest język debaty publicznej. Przypomina to dwa zwalczające się plemiona. Nawet konserwatywny profesor Adam Strzembosz, zazwyczaj bardzo wstrzemięźliwy w retoryce, powiedział o Izbie Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, że prowadzi „działalność przestępczą”, a to wiele znaczy w jego ustach. Co można zrobić by złagodzić ten brutalny język?
Wygrać majowe wybory. Musimy je wygrać dla Polski. Lont został już podpalony, a zabójstwo Pawła Adamowicza jest symptomem dużo głębszego problemu, w którym frustracja wynikająca z podziału społeczeństwa będzie narastała. Musimy wygrać wybory, by nie eskalować konfliktu, by spuścić powietrze z tego balonu. Musimy wybrać prezydenta, który ogłosi koniec wojny polsko-polskiej, który powie: dość, zostawiamy to, co było i idziemy do przodu. Oczywiście winnych trzeba osądzić, muszą ponieść karę, ale nade wszystko trzeba iść do przodu. W przeciwnym razie nie skończy się tylko na Pawle Adamowiczu i na słowach profesora Strzembosza.
A jeśli druga strona, która nawet po porażce będzie silna, odpowie negatywnie na Pana wezwanie i będzie usilnie dążyć do odzyskania utraconego pola?
Początkiem każdej dobrej zmiany, ale nie tej w cudzysłowie, jest dobra wola. Bez niej nie da się budować społeczeństwa. Raz jeszcze odwołam się do prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego – jemu się to udało. Pamiętajmy wyniki udanych referendów konstytucyjnego i unijnego, udane, a przecież nie było łatwo. Przed nami wybory, które tak naprawdę także są referendum. Tylko lewica jest w stanie pokazać, że łączy a nie dzieli, że jest solidarna. Rządy lewicy są niezbędne by przywrócić w Polsce wspólnotę i normalność. Koniec z wojną moherów z lemingami – jesteśmy Polakami.
Coraz silniej powraca pytanie: co po PiS? Czy i jak będzie to trzeba odkręcić, prawnie, politycznie. Czy przebaczenie i abolicja dla winnych łamania prawa, gruba kreska w imię zgody narodowej czy przykładne ich ukaranie przed sądami i Trybunałem Stanu? Czy ogłosić Akt Odnowy Demokracji i anihilować całą „deformę” pisowską, jak sugerują niektórzy?
Dobre pytania. Przede wszystkim my, ludzie lewicy, musimy się 10 maja zmobilizować, pójść do wyborów, zagłosować na lewicowego kandydata i pokazać, ilu nas jest. Musimy opowiedzieć jasną narrację o Polsce, bo mamy jej jasną wizję. Nie jesteśmy jak Platforma, trochę za rozdziałem Kościoła od Państwa, a trochę nie, trochę za działaniami na rzecz ochrony klimatu, a trochę nie jesteśmy. Dlatego jestem za tym, żeby wszystko to, co rząd PiS zrobił dobrze, a to i owo zrobił dobrze, pozostawić, a wszystko co złe – osądzić, ale odważnie. Nie tak, jak Platforma, która gdy przyszedł czas osądzenia Ziobry, stchórzyła, nie przyszła na głosowanie. Obecnie zbieramy w Sejmie podpisy o Trybunał Stanu dla Mariana Banasia, a Platforma znów nie chce podpisać. Wbrew pozorom PO-PiS jest wiecznie żywy. Ciągle jest tak, że gdy Kowalski ukradnie batonika, to czeka go sąd, ale jak polityk łamie prawo, to jest bezkarny. To się musi zmienić. Wszystkich tych, którzy doprowadzili Polskę do obecnego stanu trzeba będzie osądzić przed Trybunałem Stanu.
Wielokrotnie mówił Pan o konieczności zwycięstwa prezydenta z lewicy, ale jest przecież określenie „prezydent wszystkich Polaków”. Jak się Pan w tej kwestii pozycjonuje: przede wszystkim prezydent z lewicy, a w drugiej kolejności prezydent wszystkich Polaków, czy odwrotnie? Czy na przykład w jakiejś szczególnej sytuacji zdecydowałby się Pan wejść jako prezydent do kościoła?
Prezydent Rzeczypospolitej jest prezydentem wszystkich Polaków. Jednak jak, jak każdy zdrowy człowiek, mam serce po lewej stronie. Na szczęście jako prezydent miałbym Konstytucję, która jest bardzo postępowa i nowoczesna. I nie chcę być tylko strażnikiem Konstytucji, ale przede wszystkim jej realizatorem. Moją biblią, programem i drogowskazem będzie Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej. Na szczęście są w niej zapisane wszystkie te wartości, o które walczy Polska lewica. Od spraw światopoglądowych po ekonomiczne jest ona katalogiem lewicowych wartości. Jest bardzo zbliżona do naszych lewicowych marzeń o Polsce, które nosimy w sercu.
Dziękuję za rozmowę.


Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Wspomnienie z Polski Ludowej

Następny

Trzy kwartały bez Bielika

Zostaw komentarz