Rząd PiS samotny jest na arenie międzynarodowej. Jak przysłowiowy, środkowy palec.
Melduję, że pomimo szalejącej pandemii rząd PiS broni nie składa. Dzielnie sobie poczyna na zachodnim froncie. Walczy tam z niemiecką prezydencją w Unii Europejskiej. Grozi jej polityczną „bombą atomową”, czyli zawetowaniem wspólnego, unijnego budżetu pomocowego. Co już skazuje Polskę na izolację wszystkich państw europejskiej wspólnoty. Bo choć podobnym wetem grozi też węgierski premier Orban, to wszyscy doskonale wiedzą, że jego weto to tylko kwestia ceny za jaką przywódca Wielkich Węgier łaskawie da się kupić. Wartość „honoru” Orbana jest w Unii przewidywalna. Aktualny stan fobii i nastrojów rządzącego Polską psycho dyktatora pozostaje niepokojącą tajemnicą.
Melduję, że na południowej polskiej flance od wieków mieszkają Czesi i Słowacy. Pogardzani przez jaśniepańskie elity PiS. Za całokształt. A ostatnio też za to, że nie chcą uznać ich przywództwa w grupie Wyszehradzkiej. Trudno z nimi na sojusz liczyć. Na północy, po drugiej stronie Bałtyku, mieszkają ludy skandynawskie. Szkoda o nich nawet gadać. Nimi też elity PiS zwyczajnie gardzą. Bo to przecież nie katolicy są, tylko lutry jakieś. Niby ludy bogate, ale nie po pańsku żyjące. Ot, kolejna lewacko-liberalna zaraza. O czym melduję. Na północnym wchodzie Litwa leży. Też zawsze lekceważona przez elity PiS. Też dlatego, że litewskie elity nie chciały i nie chcą uznać kulturowego prymatu narodowo- katolickiej Polski. Teraz dodatkowo naraziły się, bo szybciej zareagowały na anty łukaszenkowski bunt i wyrosły na liderów międzynarodowej opozycyjnej wobec białoruskiego prezydenta. A przecież to Polsce należało się to przywództwo. Taka to niesprawiedliwość. Obok Litwy jest enklawa kaliningradzka, czyli Rosję. Od przynajmniej dwunastu lat elity PiS zapowiadają agresję rosyjską na ziemie polskie. Na strachu przed nią zbudowały swą wyborczą popularność i tworzyły wiernopoddańczy sojusz z prezydentem Trumpem. Skutecznie sprowadziły amerykańskie wojska. Teraz ich obecność świadczyć ma o najwyższym stopniu „suwerenności” osiągniętej przez Polskę. Namacalnym dowodem tejże suwerenności jest ratyfikowana niedawno przez pana prezydenta Dudę umowa o „wzmocnieniu współpracy obronnej z USA”.
Melduję, że w praktyce oznacza ona jedynie przyszły wzrost wydatków na utrzymanie kilku tysięcy żołnierzy USA i zbudowanie niezbędnej dla nich infrastruktury. Tylko na rozbudowę lotnisk potrzebnych tym zaciężnym wojskom deficytowy budżet państwa polskiego będzie musiał wydać ponad 2 miliardy USD. Zaś minimalny, podstawowy koszt utrzymania tego sojuszniczego wojska to ponad 500 milionów złotych rocznie. Dochodzą do tego zobowiązania zakupu w USA kosztownego, ale nie zawsze potrzebnego polskiemu wojsku, uzbrojenia. W efekcie takiego sojuszu polski budżet będzie łożyć na utrzymanie amerykańskich wojsk kosztem modernizacji polskiej armii. Kosztem modernizacji polskiej gospodarki też. Bo dotychczasowy prezydent USA Donald Trump, uzależniał obecność amerykańskich wojsk i zgodę na zakup amerykańskiego sprzętu wojskowego od rezygnacji ze współpracy zbrojeniowej i technologicznej z firmami europejskimi. A także od rezydencji z zakupu chińskiej technologii 5G niezbędnej do rozwoju polskiej gospodarki.
Melduję, że przegrana prezydenta Trumpa osierociła politycznie elity PiS. Do tej pory stan skłócenia ze wszystkimi partnerami w Europie i na świecie elity PiS mogły rekompensować sobie „Przyjaźnią z największym światowym mocarstwem”. Uosobioną przez prezydenta Trumpa. Udokumentowaną słodkimi fotkami niezwykle przydatnymi do wrzucania na strony internetowe. Idealnymi dla pokrzepienia patriotycznych serc przysłowiowego „ciemnego ludu”. Nowy prezydent USA zapewne dochowa ratyfikowanej niedawno umowy i chętnie zezwoli na utrzymywanie przez polski deficytowy budżet swego wojska. Ale nie będzie już gorliwie odgrywał rolę przyjaciela pana prezydenta Dudy i elit PiS. Nie tylko dlatego, że pan prezydent Duda zwlekał z uznaniem pełnej wygranej Joe Bidena. Nowy prezydent USA zamierza odnowić współpracę z NATO jako całym blokiem militarnymi, i podobnie z Unią Europejską. Kreować swoim „koni trojańskich” w NATO i w Unii Europejskiej na razie nie chce. Zatem nie potrzebna mu będzie krnąbrna wobec europejskich sojuszników Warszawa.
Melduję, że już wydawało mi się, że samotność międzynarodową elit PiS przełamie ukraiński „Sługa narodu”, prezydent Wołodymir Zełenski. Podczas październikowej wizyty pana prezydenta Dudy w Kijowie została podpisana przez obu prezydentów deklaracja, która miała zakończyć wieloletni spór polsko- ukraiński dotyczący „ochrony miejsc pamięci i ekshumacji”. Ale ponieważ prezydencka wizyta nie była w pełni konsultowana z rządem, to rząd PiS postanowił utemperować PiS prezydenta. Zaraz po zakończeniu wizyty pan prezes IPN Jarosław Szarek podważył jej efekty. W wywiadzie dla PAP stwierdził „dotychczasowe doświadczenia wskazują, że od deklaracji najwyższych władz Ukrainy do czynów jest bardzo długa droga”. Przypomniał brak zgody na rozpoczęcie prac ekshumacyjnych na Ukrainie. Zwłaszcza poszukiwania polskich grobów w Hucie Pieniackiej, Kuklach, Polskiej Górze, Stanisłówce i wielu innych miejscach. W odpowiedzi ukraiński IPN wydał oświadczenie, w którym optymistycznie ocenił „perspektywy współpracy i dobrej komunikacji z urzędnikami RP”. Ale przypomniał też o dewastowaniu ukraińskich miejsc pamięci w Polsce. Wskazał, że strona polska nadal nie odnowiła odnowienia grobu żołnierzy UPA na wzgórzu Monasterz na Podkarpaciu, który został zniszczony w 2015 roku. A ściślej nie przywrócono jej poprzednich treści, zwłaszcza napisu, że upowcy „Polegli za wolną Ukrainę”. W odpowiedzi polski IPN przypomniał, że „charakter zbrodni UPA” nie pozwala na „jakąkolwiek formę gloryfikacji tej organizacji w przestrzeni publicznej”, podobnie jak ukraińskich „formacji i jednostek policyjnych będących na służbie III Rzeszy”. W odpowiedzi prezes ukraińskiego IPN Anton Drobowycz udzielił lwowskim mediom wywiadu, w którym uznał ukraińskich żołnierzy z SS- Galizien, dywizji należącej do Waffen SS za „bojowników o wolność Ukrainy”, choć nie można jej gloryfikować bo ”była jednostką nazistowską, która składała przysięgę na wierność III Rzeszy”. Ponieważ w praktyce ton relacjom polsko- ukraińskich nadają prezesi obu IPN, to elity PiS w Kijowie wielkiej miłości nie znajdą. Zwłaszcza, że ekipa prezydenta Zełenskiego może teraz liczyć na lepsze relacje z prezydentem USA Bidenem niż publicznie marząca o „Forcie Trump” ekipa prezydenckiego ministra Krzysztofa Szczerskiego. Poza tym ekipa prezydenta Zełenskiego przestawiła się na umacnianie relacji z Berlinem i Londynem. Centrami politycznymi Europy. Warszawa, jako most do obu tych stolic, nie jest już dla Kijowa niezbędna. Prezydent Zełenski postawił też na ocieplenie stosunków z Turcją. Podczas swej październikowej wizyty w Ankarze zaprosił Turcję do „kwadrygi”, czyli cyklicznych spotkań ministrów obrony i spraw zagranicznych nowej Platformy Krymskiej dążącej do deokupacji Krymu. O elity PiS, od lat eksponujące swą rusofobię, ekipa Zełenskiego nie musi już zabiegać.
Melduję, że pojawiła się jednak jutrzenka nadziei. W zeszłą środę prezydent Łukaszenka w imieniu narodu białoruskiego pozdrowił pana prezydenta Andrzeja Dudę oraz obywateli Polski z okazji Narodowego Święta Niepodległości. I zaprosił do „konstruktywnego dialogu” na temat przyszłości i współpracy.
Panie prezydencie, panie wicepremierze. Nie ma co wybrzydzać. Zacznijcie rozmawiać. Wspólnych tematów nie zabraknie.