Politycy lewicy domagają się, by prezes Obajtek pokazał swoje oświadczenie majątkowe. Trochę to bez sensu. Gdyby przyjrzeli się z grubsza drodze zawodowej prezesa, to by dali sobie spokój z takim apelem.
Prezes od początku swojej kariery zawodowej upodobał sobie tzw. szarą strefę w gospodarce i dlatego dzisiaj sam nie wie ile czego ma. Prowadzenie takiej działalności utrudnia rzetelne księgowanie. Dochody niewiadomego pochodzenia, transakcje w rodzinie i ze znajomymi, darowizny, dzierżawy, chwilowe zmiany właścicieli, przekazywanie pieniędzy z ręki do ręki, ciche spółki, omijanie urzędów skarbowych, itp. Oczywiście były też operacje legalne, u notariusza, ale pieniądze też często były niewiadomego pochodzenia. Aż dziw bierze, że urzędy skarbowe nie miały o tym wiedzy, choć wiadomo, że PiS bardzo się chwali ich skutecznością.
Te, zainwestowane w szarej strefie pieniądze rodzą kolejne nieopodatkowane kwoty. Trafiają one do prezesa w postaci ruloników pieniędzy przewiązanych gumką-recepturką albo w kopertach. Prezes, człowiek zabiegany, rzuca w pospiechu tę kopertę na tylne siedzenie samochodu. Na drugi dzień nie pamięta co to za pieniądze. Kupuje kolejną działkę, czy pensjonat. Logicznym ciągiem tych inwestycji są kolejne koperty. Bo prezes choć nie wie ile czego ma, to dryg do interesów ma wybitny. Od nadmiaru może rozboleć głowa. Oczywiście prezes dostaje też na konto duże kwoty z Orlenu, ale one mieszają się z pieniędzmi kopertowymi i powstaje jeszcze większy galimatias. Tam mi się przynajmniej wydaje. Należy mieć nadzieję, że w Orlenie jednak jest to robione porządniej. Dlatego politycy lewicy żądają od prezesa niemożliwego, zamiast umacniać formację.