Jarek Ważny
Cenię dystans do ludzi i świata, a najbardziej cenię dystans do samego siebie; robi się jednak śmieszno-strasznie, kiedy dystans przybiera rozmiary groteski, na którą politycy patrzą jak na coś zupełnie normalnego, choć czasy są nienormalne.
Mój kolega z zawodu jest zegarmistrzem. Opowiadał mi, jak to pewnego razu dostał od pani do naprawy…wibrator. Kolega jest dobrym zegarmistrzem, więc uszkodzenie zlokalizował i wyeliminował. Wibrator zawibrował, pani była zadowolona. Najwidoczniej, bo z reklamacją się nie zgłosiła.
Rząd polski do spółki z prezydentem wydali zaostrzenia ogromnej wagi, mające uchronić Polaków przed śmiercią na covid. Nie wychodzić bez potrzeby z domu. Unikać tłumów. Tam, gdzie jest więcej ludzi, chodzić w maseczkach, dezynfekować dłonie etc. Włączam w długi łykend telewizor. Widzę rozentuzjazmowanego prezydenta Polski na wiecu wyborczym na Opolszczyźnie. Prezydent gani gejów za to, że są gejami. Tłum, wypełniający szczelnie miejski plac, wiwatuje i wznosi okrzyki. Bez maseczek, bez odstępów, bez tego wszystkiego co nakazuje, nawet nie rekomenduje, ale nakazuje rząd, którego woli prezydent jest potulnym wykonawcą. A skoro prezydent może mieć swoich pretorian przy sobie na wiecu, to czemu nie opozycja? Ich tłum nie jest gorszy niż ich. W tym samym czasie biskup białostocki wzywa wiernych do licznego stawienia się na procesji Bożego Ciała. Nie straszne nam są odległości i wirusy, bo idziemy w imię boże, mówi biskup. A ludzie słuchają. I idą.
Czemu idą? Na mszę, na wiec, na miasto. Po pierwsze: bo zawsze tak robili. Po drugie: bo jest ciepło i dosyć mają siedzenia w domu. Po trzecie; bo ich nie stać, żeby pojechać w góry czy na Mazury, a przynajmniej nie wszystkich. Idą więc tam, gdzie coś się dzieje, gdzie jest za darmo i może będzie można spotkać kogoś znajomego, sobie podobnego. Dziwić więc ludziom się nie należy, ale politykom już bardzo. Tak sobie myślę, że to jest trochę tak, jak z tym wibratorem u zegarmistrza: można niby zanieść do naprawy, ale to zawsze trochę śmiesznie i…niesmacznie. Tak, to niesmaczny widok po prostu, jak na wiecu prezydenta kraju w pandemii, prezydent opowiada dyrdymały otoczony wianuszkiem emerytów z grupy ryzyka.
Mi nie pozwala się grać koncertów i zarabiać, a politykom można gromadzić tłumy na swoich wiecach. Ich tłum jest jednak lepszy niż mój, bo im wolno, a mi nie. Oni na tym zyskują, a ja tracę. Ich zysk jest lepszy niż moja strata. Jakaż więc to równość wobec prawa i obywatela, kiedy robi się na porządku dziennym takie obywatela wobec prawa dymanie. I żeby jeszcze robił to wójt z sołtysem, to pal go sześć. Robi to urzędujący prezydent na oczach całej Polski. Jeździ po kraju i staje pośród ludzi, plotąc androny. A ja nie mogę stanąć i zagrać, jak to robiłem drzewiej i muszę zaciskać pasa. Prezydent nie musi, a ja muszę.
Jeśli byłoby tak rzeczywiście, że politykom zależałoby na ludziach, powinni ustanawiać równe reguły dla każdego, na czele z samymi sobą. Albo nie możemy gromadzić tłumów pod swoją egidą wszyscy, albo róbmy to, jak najlepiej umiemy. Tymczasem jest tak, że polityk może i to robi, udając, że nic się nie dzieje, a muzyk na scenie już nie. Aktor w teatrze też już nie, choć on może akurat trochę więcej. Przynoszenie do zegarmistrza zepsutego wibratora jest ciut na bakier z higieną osobistą, ale jak ja przyniosę to nie narażę się na śmieszność, ale jak Pan, to już trzaskanie wioski.
Wiecie, kiedy ta nierówność się skończy? I to szybciej, niż myślimy? Kiedy na jakimiś wiecu jeden czy drugi prowok zarazi się covidem, czego oczywiście nikomu nie życzę. Albo kiedy spłyną za parę tygodni dane, jaki to mamy szaleńczy przyrost zachorowań, a mapa przyrostu będzie się pokrywać z mapą peregrynacji wyborczych tego czy owego, na spotkania których ciągnęły tłumy. A nawet jeśli to nie pomoże, skończy się rzecz 12 lipca. Nagle okaże się, że trzeba zaostrzyć rygory, albo jeszcze lepiej; kiedy druga tura będzie pod znakiem zapytania, naczelnik zaciągnie ręczny hamulec o nazwie stan nadzwyczajny, bo przecież dobro obywateli jest najważniejsze. Tymczasem trwał będzie w najlepsze festiwalik pokazywania środkowego palca myślącej części polskiej tłuszczy, bo przecież mój tłum jest lepszy niż wasz, tak jak mój wibrator, którym robię tłumowi dobrze…