Może ja jestem zbyt prosto strugany jak na ten świat. Na pewno jestem. Prymitywny. Niewiele rozumiejący z jego zawiłości. Być może. Wiem jednak, że rzeczy świat tworzące i władane przez ludzi, są z natury swej proste, tylko ludzie niepotrzebnie nadają im większy sens, którego w nich nie ma. I że to ludzie nadmiernie swoimi niepotrzebnymi czynami świat komplikują.
Dajmy na to taka szabla; miecz, kindżał, karabela, czy jak tam ją jeszcze zwą. Miała służyć do rozpłatywania przeciwnika. Generalnie do obrony albo ataku. Człowiek jednak przed laty był gnuśny i nudziło mu się. Zaczął więc szablę ozdabiać, rzeźbić rękojeść, inkrustować pochwę drogimi kamieniami, żeby się odróżnić od sąsiada, co miał u siebie proste żelastwo dla ludu. Z czasem nosił więc szabelkę już tylko od niedzieli, przypiętą u pasa, żeby straszyć chamstwo na polu albo zadawać szyku na hulankach u sąsiadów za miedzą. Nie dobywał jej jednak w ogóle, bo i nie było okazji. Poza tym po pijanemu to i wzrok gorszy i trudniej utrafić.
Wczoraj, nowy amerykański prezydent wywołał dyplomatyczny kryzys na linii tureckiej. Uznał był bowiem masakrę Ormian z 1915 r. za ludobójstwo. Turcy się oburzyli, co było do przewidzenia. Przecież to, że wycięli setki ludzi w czambuł, to żadne ludobójstwo! To polityka, na dodatek historyczna, i co taka Ameryka może o tym wiedzieć, jak jest tak daleko. Poza tym, po ponad stu latach, to już zupełnie inaczej się liczy, więc dajmy spokój wyciąganiu starych trupów z dołów z wapnem.
Czekam więc teraz i ja, kiedy na powrót wyciągnie się nasze trupy. Na początku z Wołynia, a zaraz potem z Katynia. Nieboszczycy przeważnie mało mówią, więc znajdą się adwokaci wśród żyjących; pierwszym będzie Paweł Kukiz, drugim prezydent Duda. I nie powiem, w tym akurat aspekcie mają rację; na Wołyniu było ludobójstwo, i czy ktoś zadekretuje to uchwałą sejmową, czy nawet zmusi prezydenta Ukrainy do przeprosin, to ofiar nie wskrzesi. Żeby jeszcze żądać od Ukraińców płatnego zadośćuczynienia, ale z czego; oni sami najchętniej wzięliby od nas.
Tak samo z Katyniem; już słyszę trąby jerychońskie odgrywające hejnał do zdjęcia czapek, kiedy w orszaku zwycięskim wraca do kraju prezydent Duda, bo Putin się pokajał i przeprosił za masakrę polskich oficerów. Inna rzecz, że nigdy się to nie stanie, ale nawet gdyby, to co by to zmieniło? Ofiary enkawudzistów lepiej by się poczuły? Rodziny miałyby po tym pustym geście pełniejsze portfele i żołądki? Aaaa, no tak, honor. Polska duma. Prawda historyczna. A mawiał jeden koleś sądząc innego: a cóż to jest prawda?
No właśnie. Cóż nam ta prawda da? Na moje proste, chłopskie, chamskie oko nic. Albo prawie nic. Na drugie oko z kolei, dać nam może więcej ucywilizowanie kontaktów z putinowską Rosją.
Odejście od polityki Kaczyńskich, aby za wschodem widzieć tylko dybiącego na nas wroga, który pragnie naszych ziem, kobiet i złóż naturalnych. To mu zupełnie niepotrzebne, bo ma dość własnych u siebie. Niepotrzebna mu też wojna z zachodem, przed którą obaj Kaczyńscy (a dziś jeden), truchleli. Niedawna historia pokazała, że odkopywanie trupów i machanie szabelką kompletnie nic nie daje, poza wymiernymi stratami. Należy więc z Rosją zwyczajnie się dogadać, podobnie jak z Niemcami, Francją i starą Unią, i nie tyle być ciągłym rzecznikiem przegranej sprawy, tj. zabiegania o wciąganie Ukrainy za uszy do zachodnich struktur, co dbać o swoje. O nas samych.
Bo po to ludzie wybrali na prezydenta i do Sejmu; żeby dbać o nas w pierwszym rzędzie, a jak się nakarmi swoich, można pomyśleć o innych. Taka smutna prosta, chłopska prawda. Tak jak to, że dzieci w kulturach dawnych jadły na końcu, bo najpierw należało wyżywić cieślę, woja, krawca. I choć czasy się zmieniły, to polityka w swym rdzeniu ani na jotę. Kiedy ludzie mają czym zapchać żołądek, trzeba dawać im tani gaz i ropę, a przedsiębiorcom rynki zbytu, bo honorem jeszcze nikt się nie wyżywił, a zginęło zań parę armii. Ukraina ma dziś Zelenskiego, polityka, który sam potrafi zatroszczyć się o własny naród, lepiej niż Duda o swój.
Pozwólmy mu działać. Naturalnie, kibicujmy i nie przeszkadzajmy, ale nie pchajmy się na siłę na ukraińskiego adwokata. Nawet ślepy by dostrzegł, że to nic nam nie daje. Bo jakby miało dać, to już by się coś z tego urodziło. A tak, rodzi się dalej brukiew i ziemniaki na wołyńskich stepach, dorodne, bo czarnoziem polską pije krew. I co? Ano nic Ani nie potrafimy zarobić na tych kartoflach, ani nawet napędzić zeń zacieru. A gdyby tak, zamiast bić się o kartofel wołyński, począć sprzedawać własne, mazowieckie i wielkopolskie, do Rosji?
Nie to że się na tym znam, bo się nie znam, ale tak sobie, po prostu dumam. Czy zamiast wywijać szabelką, wzbudzając w Europie i na wschodzie pusty śmiech, nie zacząć po prostu, metodycznie, bić się o swoje na giełdach towarowych, poprzez miękką dyplomację. Wyrzucają Czesi dyplomatów rosyjskich, a niech tam, ich rzecz. Nie widzę powodów, żeby wobec czeskich zatargów wykazywać się fałszywie pojętą solidarnością. Ja raczej stawiałbym na to, żeby tak ułożyć się z Putinem, żeby ten nie wysadzał naszych fabryk i elektrowni, to i nie będzie potrzeby wyrzucania jednych od drugich.
Złośliwy powie, że Putin zawsze będzie jątrzył. Tyć prawda. Ale chyba lepiej dobrze żyć z tyranem, gdy się jest ledwie chłystkiem, niż ciągle pluć mu pod buty, zwłaszcza że między nami a Rosjanami nie ma, do ciężkiej cholery, ani zwady, ani mentalnej różnicy. tu kryć, jesteśmy do siebie podobni, choć może Kaczyński chce inaczej. Mamy podobne, słowiańskie dusze i naturalnym jest, że możemy żyć w zgodzie; robić ze sobą interesy, a nie ciągle się wadzić i czekać dnia, kto uderzy pierwszy. Tak to widzę, ale może się mylę, może się nie znam, może to Polak faulował…