„Wprowadzenie na całym terytorium PRL stanu wojennego ze względu na bezpieczeństwo państwa stanowi ostateczne- po wyczerpaniu wszystkich możliwych środków i metod politycznych – posunięcie państwa w obronie konstytucyjnych podstaw ustrojowych Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, a jedynym celem jest odtworzenie naruszonego prawa konstytucyjnego, w tym głównie przywrócenia normalnego rytmu pracy, porządku wewnętrznego i bezpieczeństwa publicznego, niezbędnego zaopatrzenia ludności oraz ogólnego ładu, dyscypliny i spokoju społecznego”
Myśl przewodnia…
„Myśl przewodnia wprowadzenia na terytorium PRL stanu wojennego, ze względu na bezpieczeństwo państwa”, to jeden z trzech dokumentów, opracowanych przez zespoły sztabowe MSW oraz MON. Przedyskutowany wraz z innymi dokumentami podczas gry decyzyjnej 16 lutego 1981 r. Skorygowany po „bydgoskim wstrząsie”, m.in. o stwierdzenie, że stan wojenny obejmie cały kraj.(pisałem w „Na progu”). Wraz z dwoma pozostałymi tj.
-„Centralny plan działania organów politycznych, władzy i administracji państwowej”;
– „Ramowy plan działania Sił Zbrojnych w przypadku wprowadzenia stanu wojennego”- zostały doręczone premierowi. Proszę zauważyć-pisałem w „Na progu”, iż notatkę informacyjną o ich treści, zabrał premier 22 lutego, gdy wraz z I Sekretarzem KC PZPR udawał się do Moskwy na obrady XXVI Zjazdu KPZR.
Ocena Polski w Moskwie
Już podczas otwarcia obrad, nasza delegacja usłyszała od Leonida Breżniewa m.in.- że „przeciwnicy socjalizmu przy poparciu sił z zewnątrz, wywołując anarchię, dążą do odwrócenia rozwoju wydarzeń i skierowania go w nurt kontrrewolucyjny…Towarzysze polscy pracują obecnie nad tym, aby przezwyciężyć kryzysową sytuację. Dążą do zwiększenia zdolności bojowej partii, umocnienia (jej) więzów z klasą robotniczą, ludźmi pracy, opracowują konkretny program uzdrowienia polskiej gospodarki”. Przypomniał spotkanie przywódców państw Układu Warszawskiego w Moskwie, w grudniu 1980 r. (o nim i niedoszłym „ćwiczeniu” napiszę niebawem). Spotkanie to wykazało jasno- „komuniści polscy, polska klasa robotnicza, ludzie pracy tego kraju mogą absolutnie polegać na swoich przyjaciołach i sojusznikach; socjalistycznej Polski, bratniej Polski, nie opuścimy w biedzie i nie damy jej skrzywdzić!”
Po otwarciu obrad, premier z I Sekretarzem poinformowali władze radzieckie o pracach koncepcyjnych nad wprowadzeniem stanu wojennego. Niektórzy z Państwa mogą się solennie obruszyć. Uznać za zbytnią nadgorliwość, „poddaństwo” władzy ZSRR. Może cierpkie słowa padną pod adresem Generała- żołnierza, za „taką pokorę”. Nie mam zamiaru ani rozstrzygać „kto ma rację”, ani tym bardziej usprawiedliwiać tamtego faktu. To już się stało. Mam zamiar i proszę Państwa o cenę ówczesnej sytuacji. Wiem, że będziecie ją Państwo powtórnie czynić z pozycji „dzisiejszego oglądu”, gdy znany jest „ciąg dalszy”, nie tylko po 22 lutego 1981 r., ale do kwietnia 2021 r. Znane jest mnóstwo komentarzy, ocen, głównie „narracji uczonych”, do tego tych „lepiej wiedzących”. Stąd tym bardziej proszę o wczucie się w ówczesną sytuację, atmosferę i dokonanie możliwie obiektywnej oceny także tego faktu. 7 lutego 1981 r. szef MSW składa wizytę w ZSRR. Wiadomo, że gen. Mirosława Milewskiego „darzą uczuciem”. Czy pytać co powiedział „przyjaciołom” o zamiarach władzy, swoich bądź co bądź przełożonych, dyskusjach, sporach i pierwszych, roboczych zapisach odnośnie wprowadzenia stanu wojennego? Jak duży popełnimy błąd gdy powiemy, że powiedział wszystko co usłyszał, ze swoim krytycznym komentarzem? Że wszelkie rady i sugestie „przyjaciół” przyjął z uznaniem, „do skrupulatnego wykonania”? Stąd mam do Państwa pytanie- czy Generał i I Sekretarz mogli jechać do Moskwy nie przygotowując się do dyskusji na temat stanu wojennego? Pewnie, że mogli, tylko jaką sobie wystawiliby ocenę, gdyby gospodarze postawili konkretne pytania? Opowiadaliby frazesy o „bezgranicznej miłości” do ZSRR i komunizmu, jak np. Dubczek 13 lat wcześniej? Chyba aż tak nisko nie oceniają Państwo inteligencji i wyobraźni Generała i I Sekretarza, mimo ciągłego pokazywania ich w „czarnych barwach”. Proszę wziąć pod uwagę poprzedni tekst, „Bydgoski wstrząs”, gdzie piszę o „Notatce” z rozmowy z gen. Janem Łazarczykiem. Nie tylko jeden płk Czetwiertnikow „miał na oku wnętrze” Polski i Wojska.
Nie chcę obrazić Państwa inteligencji!
Nie trudno się domyśleć, że „temat Polski” był w kuluarach Zjazdu wiodącym. Jedni rozpytywali co się stało, inni, np. Erich Honecker tłumaczył Fidelowi Castro – „na nas, bratnich krajach, można polegać. Powiedzieliśmy towarzyszowi Jaruzelskiemu, że byłoby najlepiej, gdyby uregulowali sytuację własnymi siłami. Towarzysz Kania oświadczył mi, że prowadzą przygotowania do stanu wyjątkowego. Opierają się na wojsku, organach bezpieczeństwa i milicji, a także na najlepszych siłach partii. Powiedzieliśmy mu, że teraz nie wolno już dalej się cofać, ponieważ wtedy utraciliby resztki zaufania… Jeśli polska partia nadal będzie tolerowała takie ekscesy, sojusznicy zainterweniują. Jesteśmy odpowiednio przygotowani”( zwracam uwagę na „gotowość do interwencji” NRD i innych). Nie muszę Państwu pisać, że Premier z I Sekretarzem KC PZPR wrócili po dwóch dniach w minorowych nastrojach i sięgnęli po te dokumenty, by raz jeszcze je przemyśleć.
Podpisy i zbieg okoliczności
27 marca zatwierdził je Premier. Ponadto, dwa pierwsze- parafował I Sekretarz KC PZPR. Patrząc na datę, nie trudno spostrzec, że opisany „wstrząs bydgoski”, przyspieszył ich redakcję. To jego „wiekopomna zasługa”, a głównie pana Jana Rulewskiego. Czy potrzebna?- oceńcie Państwo. Czytelnik zwrócił mi uwagę, że nie napisałem, iż Pan Jan w więziennym uniformie paradował w Senacie, nawet było mu „do twarzy”! Odczytał ten fakt jako strój, na który sam zapracował. I przyznał się! Szkoda, że po latach, ale to też „coś”! Nawet Senat spełnił rolę tak kształcącą! (wobec kogo- pomyślcie Państwo). Naganę przyjąłem z pokorą.
Zgodnie z zapowiedziami Solidarności, 27 marca kraj zamarł na cztery godziny. W strajku ostrzegawczym wzięli udział pracownicy większości zakładów. Też 27 marca, ok. południa, do I Sekretarza KC zadzwonił Leonid Breżniew. Rozmowa dotyczyła zakończonego protestu. Jego zdaniem sytuacja weszła w fazę krytyczną, bo „wrogowie rwą się do władzy i w związku z tym powstało śmiertelne zagrożenie dla socjalizmu”.
Przekonywał, że „trzeba wykazać męstwo, ponieważ jest to ostatni moment, aby podjąć decyzje związane z ogłoszeniem stanu wojennego”. Rozmowa była bardzo emocjonalna, Breżniew dosłownie krzyczał na mnie. Wściekał się, że władzę przejmuje kontrrewolucja i bez przerwy naciskał na wprowadzenie stanu wojennego – opowiada Stanisław Kania w książce „Powstrzymać konfrontację”.
Kilka godzin po rozmowie Kani z Breżniewem, 27 marca w Warszawie wylądował samolot specjalny, którym przyleciał dowódca Zjednoczonych Sił Zbrojnych Państw Stron Układu Warszawskiego marsz. Wiktor Kulikow. Teraz przybywał w roli osobistego wysłannika sekretarza generalnego KC KPZR. To dawało mu większe prawa niż wszystkie posiadane przez niego stanowiska i tytuły razem wzięte. Z nim przybyło blisko 30 wysokich rangą przedstawicieli wojska i KGB, m.in. adm. Władimir Michajlin (zastępca Głównodowodzącego Zjednoczonych Sił Zbrojnych ds. Marynarki Wojennej), gen. Antolij Gribkow (Szef Sztabu ZSZPS UW), gen. Anatolij Mereżko (zastępca Szefa Sztabu ZSZPSUW), gen. Titow, gen. Katricz a także gen. Władimir Kriuczkow, I zastępca przewodniczącego KGB. W grupie był wiceprzewodniczący Państwowej Komisji Planowania ZSRR- Inoziemcow, który miał skontrolować stan polskiej gospodarki. „Przyjechali, m.in. ludzie, którzy pracowali nad przygotowaniem operacji wojskowych oraz politycznych na Węgrzech i w Czechosłowacji”- wspomina gen. Wojciech Jaruzelski.
„Presja na wprowadzenie stanu wojennego rosła. Radzieccy wojskowi niemal od razu po przylocie rozpoczęli kontrolę stanu prac nad przygotowaniami i dokumentami związanymi z tą opcją. Sztab Generalny wizytował m.in. gen. Nikołajew, mający z duże doświadczenie w akcjach specjalnych, związanych m.in. z inwazją na Czechosłowację w 1968 r. Przeczytał dokumenty, które przygotowywaliśmy, ale nie wyglądał na zachwyconego efektem naszych działań. Zaproponował on m.in. zawieszenie Konstytucji i przejęcie władzy w kraju przez Wojsko” – wspomina gen. Franciszek Puchała, członek zespołu opracowującego plany wprowadzenia stanu wojennego.
Radzieccy „konsultanci” nie byli zadowoleni z przedłożonych im dokumentów. Na tę okoliczność przywieźli swoje plany, opracowane w radzieckim Sztabie Generalnym. Odmówiono im „przyjemności”, nie przyjęto! Musieli przyjąć do wiadomości nasze racje i warianty działań.
Wizyta radzieckich generałów nie miała na to żadnego wpływu na treść i czas podpisu tych trzech dokumentów. Stanisław Kania wspomina, że „podpisanie nie powodowało powstania żadnej nowej sytuacji. Te dokumenty były formą prezentacji tego, co zrobił od października 1980 roku zespół pracujący nad stworzeniem rozwiązań prawnych umożliwiających wprowadzenie stanu wojennego. Chodziło o to, żeby te przepisy były zgodne z Konstytucją PRL. Wtedy naprawdę nie mieliśmy zamiaru wykorzystywać tej możliwości… Samo ogłoszenie stanu wojennego było uzależnione od zupełnie innych decyzji, niż te, które zapadły 27 marca”. Dalej pisze b. I Sekretarz – „Ta sprawa rozgrywała się nie w MON czy w MSW, ale w rozmowach na moim szczeblu. Bez mnie, czyli bez akceptacji pierwszego sekretarza, nikt nie mógł w tej kwestii niczego zdecydować. A ja wówczas nie miałem zamiaru, ani w bliższej, ani w dalszej przyszłości, wprowadzać stanu wojennego, nawet mimo ogromnej presji ze strony Moskwy” – zapewnia, we wspomnianej książce.
Kolejne presje
Późnym popołudniem 3 kwietnia na Okęciu wylądował tajemniczy radziecki samolot. Na kadłubie i skrzydłach nie było ani czerwonej gwiazdy, symbolu radzieckich sił powietrznych, ani napisu „Aeroflot”, który znajdował się na maszynach cywilnych i tych, z których korzystali radzieccy przywódcy. Wsiedli do niego ok. godz.19-ej: I Sekretarz KC PZPR Stanisław Kania, premier Wojciech Jaruzelski i adiutant Generała, chor. Marian Stepnowski.
Stanisław Kania wspomina, że o tej misji powiedział Kazimierzowi Barcikowskiemu oraz Kazimierzowi Rokoszewskiemu i również żonie. Generał o miejscu i celu podróży powiedział gen. Michałowi Janiszewskiemu. Poprosił on do siebie chor. Mariana Stepnowskiego. Polecił mu „podnieść dwa palce i złożyć przysięgę, że to, co powie, zostanie tajemnicą”. Dziś „Generał i Stanisław Kania udają się do ZSRR. Nie można wykluczyć, że mogą zostać zatrzymani, a w kraju będzie wprowadzony tzw. porządek. Następnie objął mnie, ucałował i powiedział ->trudno, taki wybrałeś etat, mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy<”- wspomina Chorąży. Może to po latach brzmi „tajemniczo śmiesznie”, ale wtedy było „wyczuwalne zagrożenie”- dla gości w ZSRR i dla części członków władzy w Polsce, gdyby ZSRR chciał złożyć „gościnną wizytę”. Samolot wylądował w Brześciu nad Bugiem. Były dwa zasadnicze tematy rozmowy- sytuacja gospodarcza i stan wojenny. Rozmówcy gości – Jurij Andropow i Dmitrij Ustinow m.in. zagrozili wstrzymaniem dostaw surowców, o ile sytuacja w Polsce będzie nadal się zaogniać. I przypomnieli, że całość polskiego importu ropy naftowej pochodzi z ZSRR, którą sprzedają Polakom za połowę wartości rynkowej. Podobnie jest z ceną bawełny, rud żelaza i wielu innych towarów. Radzili, by użyć tych argumentów w rozmowach z Solidarnością, akcentując jakie konsekwencje mogą mieć ich działania (napiszę o tym wkrótce). Seria zarzutów, wręcz oskarżeń spadła na gości za wykręcanie się, zwlekanie ze stanem wojennym. Jurij Andropow przypomniał – „z wyrazem wyrzutu” wobec Generała, że dokumenty są gotowe, radzieccy doradcy gotowi są służyć pomocą – „wystarczy podpis”. Stanisław Kania stwierdził, że nie jest to możliwe, gdyż zdecydować o tym może tylko Sejm. Mimo to- pamięta I Sekretarz- „namawiano nas do zdecydowanych siłowych działań. Ale my mogliśmy jasno powiedzieć o konsekwencjach potencjalnej wojskowej interwencji w Polsce. Nikt by nas nie zrozumiał. Bylibyśmy bezsilni wobec masowych strajków, by cokolwiek zrobić, nawet z pomocą sąsiadów. Podkreślaliśmy, że zaprowadzimy porządek własnymi siłami. To spotkanie oddaliło zagrożenie, może trochę innego rodzaju niż to z w grudnia 1980, ale również bardzo poważne”( o „grudniu” napiszę niebawem). Wreszcie, po długich dyskusjach i gorących sporach- Andropow podsumował rozmowę: „No, niech będzie. Nie wprowadzajcie stanu wojennego”. Zaznaczył dobitnie- „Nie spóźnijcie się z decyzją. To też kosztuje”. Rosjanie byli zdecydowanie mniej zadowoleni z przebiegu brzeskiej wizyty niż strona polska – ocenił Generał. Kilka dni później, 9 kwietnia, na posiedzeniu BP KPZR, relacjonując „brzeskie spotkanie”, marsz. Dmitrij Ustnow, mimo wielu krytycznych uwag m.in. ocenił – „trzeba nam tę dwójkę, Kanię i Jaruzelskiego utrzymać i umocnić więź między nimi”. Ogólny wniosek-„obecnie bardzo ważne jest utrzymanie prawidłowego tonu w stosunkach z naszymi przyjaciółmi. Z jednej strony nie trzeba ich przyhamowywać bez potrzeby, nie potęgować nerwowości, aby nie opadały im ręce. A z drugiej – wywierać ciągłą presję, taktownie zwracać uwagę na błędy i słabości ich polityki, w towarzyskim duchu doradzać, co należy zrobić”. Słowa podziękowania usłyszeli Andropow i Ustinow, że „odbyli bardzo pożyteczne spotkanie z Kanią i Jaruzelskim”. Proszę Państwa o obiektywną, racjonalną ocenę tej „wizyty”, o wnioski dla swoich dzieci i wnuków. Generał 21 maja poinformował BP KC PZPR, że kilka dni wcześniej odwiedzili go gen. Jurij Zarudin, dowódca stacjonującej w na terenie Polski Północnej Grupy Wojsk, oraz ambasador ZSRR Boris Aristow. Powiedział, że „rząd ZSRR zwraca uwagę kierownictwu PRL na przypadki prowokacyjnego zachowania się obywateli polskich w stosunku do radzieckich wojskowych oraz zjawiska antysowietyzmu występujące w całym kraju”. Ambasador skarżył się, że 19 marca w Legnicy napadnięto na sześciu żołnierzy Armii Radzieckiej. Oświadczył również, że 13 maja pijany członek Solidarności zaatakował radziecki patrol, a milicja, mimo wezwań, nie pojawiła się na miejscu. Opowiadał także o przykładach „antyradzieckiej propagandy w formie plakatów, ulotek, wystaw karykatur, napisów itd”. Stwierdził, że Solidarność przestała być związkiem zawodowym i zaczyna się przekształcać w siłę polityczną. Pretensje ambasadora dot. również obchodów 9 maja, rocznicy zakończenia II wojny światowej. Według niego świadczą „o niedostatecznej pracy polityczno-propagandowej i partyjnej na rzecz przyjaźni”. Jak z tego widać – radziecka presja rosła. Pretensje były właściwie o wszystko. Partia wobec „stanu” To oczywiście odrębny, złożony temat. Tu jedynie proszę Państwa o powtórne spojrzenie na cytat rozpoczynający tekst. Mając przed sobą zarysowany obraz radzieckiej presji – tylko w okresie 3 miesięcy pierwszego półrocza 1981 r. – proszę zwrócić uwagę na istotę „myśli”. Że „po wyczerpaniu wszystkich możliwych środków i metod politycznych”. Cóż to wtedy znaczyło? Że władza, szczególnie Partia i rząd rozmawiając i przekonując Solidarność do rozsądku, co czynił także Kościół- przypomnę Prymasa-„Pamiętajcie, serce, chociaż ważne, jest niżej, trochę wyżej jest głowa”, zawsze mogła powiedzieć, że toczy żmudne spory, przyznaje się do błędów czy zaniedbań. Tak postąpił Stanisław Kania, gdy „przyciśnięty do muru” w Brześciu, stwierdził -„ostatnie wydarzenia, strajk ostrzegawczy z 27 marca i wydarzenia bydgoskie pokazały, że Solidarność jest silniejsza od władz” (o rozsądku Solidarności, niebawem). Co więcej-władza inaczej niż sąsiedzi, niż ZSRR postrzega stan wojenny. Nie jako walkę, użycie siły wobec Polaków, podkreślam, ale jako ostateczność, do której nie chce dopuścić przez swój brak ostrożności czy zniecierpliwienie odrzucaną wolą porozumienia. To także denerwujący ich – ale nasz argument, na który mogą krzyczeć, wyklinać, wreszcie muszą zacisnąć zęby i czekać… Jak długo? Kto z Państwa może wskazać granicę „cierpliwości sąsiedzkiej” w 1981 r. z dystansu 40 lat? A kto zechciałby wskazać taką granicę dla Solidarności, po przekroczeniu której, nastąpi użycie siły? Nie wstydźcie się Państwo, przecież wśród nas jest jeszcze kilka milionów Polaków, którzy 40 lat temu „dziarscy i zadziorni, pełni werwy” wygrażali władzy, szykowali się do obrony zakładów pracy. Przed kim, na jak długo, z jaką pewnością swoich, tylko swoich racji? Proszę też o zastanowienie się i krytyczną ocenę – czy partia, władza, wystawiając „swój grzbiet” pod „polityczne ciosy” i obelgi sąsiadów, nie broniła w ten sposób „grzbietu, skóry” Solidarności przez jej „wygarbowaniem” wciąż chętnymi rękoma sąsiadów (oczywiście, ta „chęć” falowała, ale ciągle była). Wrócę do tych kwestii w kolejnych tekstach. Po co ten „stan”? Przeczytaliście Państwo, że „jedynym celem jest odtworzenie naruszonego prawa konstytucyjnego… głównie przywrócenia normalnego rytmu pracy… niezbędnego zaopatrzenia ludności”. Znów cisną się pytania- kto „naruszał prawo konstytucyjne”? Czyżby ZSRR, który w Brześciu groził ograniczeniem dostaw surowców, „sprawiał” brak „normalnego rytmu pracy”? A kto odpowiadał za brak „niezbędnego zaopatrzenia ludności”? Tu niektórzy gotowi są krzyknąć- władza się wyżywi! Zapamiętaliśmy to. A czy członkowie Solidarności, a głównie jej bojowi działacze, inspiratorzy i autorzy „patriotycznych wezwań” nie potrzebowali „zaopatrzenia”, nie musieli jeść? Zapomnieli, gdy Lecha Wałęsa wołał- „wszyscy mamy jednakowe żołądki”. Cóż, zapomniał i więcej nie przypomniał, że „wszyscy”, bez wyjątku- mają dbać o ich napełnienie! Właśnie, co i jak poczynać, by przekonać poprzez rzeczowe argumenty i racje o potrzebie pracy dla siebie, nie dla „ruskich”, jak długo trzeba było czynić, by masy robotnicze „przejrzały na oczy” i zrozumiały, że stan wojenny będzie ostatecznym posunięciem państwa. Od strony tzw. politycznej, społecznej i gospodarczej jest mnóstwo opracowań, nie szczędzących krytycznych ocen władzy. Rzadko znajdziecie Państwo wśród nich oceny wyważone, zachęcam do sięgnięcia po książkę „Modzelewski-Werblan Polska Ludowa”, Wyd. Iskry, Warszawa 2017. Sygnalizowane wyżej, zaledwie cząstkowe problemy i dylematy były w nieustannym zainteresowaniu sztabów pracujących nad kompleksowym przygotowaniem dokumentacji tego stanu. Szeroko, jak wspomniałem wcześniej – ciekawie, z przywołaniem wielu szczegółów, także różnych niuansów i zawiłości, jakie napotykali planiści w sztabach i wszystkich ministerstwach, opisuje gen. Franciszek Puchała w książce „Kulisy stanu wojennego”. Wrócę do tej problematyki jesienią, gdy I Zjazd Solidarności i zorganizowane strajki postawiły Polskę na kolejnym progu do stanu wojennego, a którego w grudniu – niestety, ale nie udało się uniknąć.
Na zakończenie. Korzystam z sugestii wielu serdecznych, oddanych i życzliwych dzieciom, wśród Państwa i uprzejmie proszę o pozytywne odniesienie się do inicjatyw wsparcia Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Podaję- Fundacja na rzecz rozwoju Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki – konto: Bank PKO SA 49 1240 1545 1111 0010 6173 3991 Mam na uwadze czas rozliczeń dochodowych za 2020 r., który pozwala przekazać 1% podatku na wskazany cel. Niech to będzie Państwa szlachetny, serdeczny gest tym, którzy przywracają nadzieję na zdrowie i szczęśliwe życie najmłodszych, cierpiących. Dają nadzieję na macierzyństwo tysiącom młodych Matek.