Kraj, w którym nikt nie będzie czuł się wykluczony, władze będą przestrzegały konstytucji i innych przepisów prawa, a pieniądze publiczne zamiast na zbrojenia pójdą na program budowy tanich mieszkań – taką wizję Polski nakreślił wczoraj na spotkaniu z warszawskimi sympatykami Robert Biedroń, kandydat Lewicy na prezydenta.
Przekonywał przy tym, że nie należy zrażać się sondażami, które na razie dają mu małe szanse nie tylko na prezydenturę, ale nawet na drugą turę. Przypomniał, że ubiegając się o stanowisko prezydenta Słupska też zaczynał od kilku procent, by ostatecznie zwyciężyć. Również Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, mówił Biedroń, nie dawano szans na prezydenturę. Tymczasem on stanął do wyścigu, wygrał i jest dziś wspominany jako najlepszy prezydent w historii III RP.
Prezydent, nie marionetka
Kwaśniewskiego Biedroń chwalił także za umiejętność rozmowy ze wszystkimi stronami sceny politycznej, prowadzenia dialogu ponad podziałami. – To lewica dała Polsce obecną konstytucję – oznajmił. Postawę ówczesnego prezydenta porównał ze stylem sprawowania urzędu przez Andrzeja Dudę i nie znalazł dla niego wiele ciepłych słów. Podkreślał, że Polsce jest potrzebna głowa państwa, a nie polityk sterowany przez szefa partii, która wyniosła go do władzy. Taki, który tak bardzo nie chce słuchać krytyki, że rozmawia tylko z tejże partii przedstawicielami.
Biedroń celnie zauważył, że wiele tematów w tej kampanii poruszy tylko on. Inni kandydaci bowiem za bardzo obawiają się spadku w sondażach, by mówić o świeckości państwa, prawach kobiet czy odchodzeniu od węgla.
Koniec z węglem
Temat węgla okazał się zresztą jednym z wiodących podczas spotkania. Na sali pojawili się przedstawiciele organizacji Greenpreace, którzy apelowali do Roberta Biedronia o jeszcze ambitniejsze działania w sprawach czystego powietrza i gospodarki opartej na źródłach odnawialnych. Wskazywali, że gospodarcza transformacja musi dokonać się nawet pięć lat wcześniej niż do 2035 r.
Nadspodziewanie mało mówiono natomiast o sprawach typowo socjalnych, które przecież w programie kandydata – jak i w programie wspierającej go Lewicy – są fundamentalne. Robert Biedroń oznajmił jedynie, że zamiast kupować drogie amerykańskie samoloty bojowe, należałoby przeznaczyć te miliony złotych na program mieszkaniowy. Być może jednak o sprawach edukacji, transportu czy wreszcie wynagrodzeń i podatków jeszcze usłyszymy. Biedroń zaznaczył wszak, że jest politykiem z wizją, a takich, którzy od wizjonerstwa się odżegnują, raczej się boi. Doprecyzował też, że jego wizja to nowoczesne państwo dobrobytu.
Dobry prezydent, czyli kto?
Przez część spotkania kandydat krążył między rzędami zebranych, pytając: jaki powinien być dobry prezydent? Co w konstytucji jest dla was najważniejsze? Padały odpowiedzi: że głowa państwa powinna reprezentować całe społeczeństwo, a nie wprowadzać podziały. Mówili, że ważna jest dla nich prawda i otaczanie się przez głowę państwa kompetentnymi doradcami, a także, że chcieliby prezydenta, który jest szanowany i traktowany poważnie przez innych przywódców państw, nie zaś „obija się od ściany do ściany”.
Nie mogło zabraknąć przypomnienia o sukcesach Lewicy, które już miały miejsce. Biedroń przypomniał, że tę formację niemalże spisano już na straty. Tymczasem zjednoczenie SLD z jego strukturami, Razem z jego odważnym programem i Wiosny, wnoszącej nową energię, pozwoliło wprowadzić do Sejmu reprezentację, która merytorycznie i konkretnie punktuje rząd w debatach. Biedroń wyraził nawet nadzieję, że przyszłym premierem Polski będzie Włodzimierz Czarzasty lub Adrian Zandberg.
Ostatnie sondaże dają Robertowi Biedroniowi poparcie w granicach 11 proc. To lepiej, niż na starcie kampanii, gdy polityk nie przekraczał 10 proc., ale nadal wyraźnie niżej od Andrzeja Dudy i Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Na obecną głowę państwa, według badania zamówionego przez Polska Press Group, chce głosować 41,3 proc. uprawnionych. Na kandydatkę KO – 24 proc.