Albo wyjdziemy z kryzysu wspólnie, albo cofniemy się w rozwoju o dziesięciolecia.
Rafał Lizun, szef firmy cateringowej Ślimak do niedawna sprzedającej dziennie 70 -80 tysięcy kanapek dziennie ludziom pracującym w wielkich biurowcach Warszawy, z dnia na dzień stracił rynek. Z 200 zatrudnionych została połowa. Jeśli nic się nie zmieni, ich los jest łatwy do przewidzenia. Właściciel marki Vistula przewiduje spadek przychodów o 80 procent. Prezes marki odzieżowej 4F Igor Kleje ostrzega, że branża odzieżowa w Polsce nie przetrwa najbliższych miesięcy.
Krąży widmo
To fragmenty materiałów z popularnych portali. W Internecie wprost roi się od podobnych historii. Upadłość grozi dziesiątkom tysięcy zakładów fryzjerskich, kosmetycznych, kawiarniom, restauracjom, pizzeriom itp. Pacjentów nie przyjmują przychodnie stomatologiczne, ograniczyły swą aktywność warsztaty samochodowe. Praktycznie cała branża turystyczna leży. Tylko patrzeć jak runą firmy budowlane. Nawet rolnicy i producenci żywności, którzy w czasach kryzysowych zazwyczaj jakoś sobie radzą, bo ludzie muszą jeść, odczują uderzenie.
Koronawirus SARS-CoV-2 dosłownie sparaliżował gospodarkę. Rwą się więzy kooperacyjne, stają przedsiębiorstwa, zarządy tną koszty zaczynając od wydatków na reklamę i szkolenia by gładko przejść do ograniczania zatrudnienia. Jestem pewien, że w najbliższych miesiącach bezrobocie gwałtownie wzrośnie. Nawet do trzech milionów.
Ale dziś Polaków bardziej martwi rosnąca z dnia na dzień liczbą zakażonych i zmarłych osób. Zastanawiają się, ile jeszcze będzie ofiar i kiedy to się skończy.
Nie chcą wiedzieć, że najgorsze dopiero przed nimi. Konsekwencje załamania się gospodarki będą straszne. Ci, którzy pamiętają „Festiwal Solidarności” mogą opowiedzieć młodszym co działo się gdy od sierpnia 1980 do wprowadzenia stanu wojennego w grudniu 1981 r. strajki i tzw. przestoje sparaliżowały gospodarkę.
Z tą różnicą, że zła komunistyczna władza sumiennie każdego miesiąca wypłacała wynagrodzenie, za które co prawda nie można było wiele kupić, bo półki sklepowe świeciły pustkami. Dziś w super i hipermarketch jest i z pewnością będzie wszystko, lecz bezrobotnych na niewiele będzie stać. Proces masowych zwolnień już się zaczął a znając „przedsiębiorczość” przedsiębiorców będzie on miał charakter brutalny. Zatem jest więcej niż pewne, że wkurzony na rządzących suweren wyjdzie latem na ulice i podziękuje zbiorowo Prawu i Sprawiedliwości – a Mateuszowi Morawieckiemu indywidualnie – za wysiłek.
Droga do katastrofy
Politycy opozycji i zaprzyjaźnieni z nimi dziennikarze straszą nas perspektywą wprowadzenia przez władze stanu wyjątkowego i brania Polaków za twarz. Nie ma się czym przejmować. Pan Bóg gdy chce kogoś ukarać, spełnia jego najskrytsze marzenia. Jarosławowi Kaczyńskiemu może się śnić program „Sanacja +”. 10 maja br. – jeśli dojdzie do wyborów prezydenckich – Andrzej Duda je wygra a potem ogłosi stan wyjątkowy. CBA, dla kurażu, zamknie kilku najbardziej uciążliwych liderów opozycji. TVP dostanie kolejne miliardy na propagandę… A potem wszystko pójdzie nie tak. Bo polityczną katastrofę rządu Mateusza Morawieckiego gwarantują już dziś łatwe do przewidzenia konsekwencje gospodarcze pandemii koronowirusa.
Na zasiłkach wylądują setki tysięcy ludzi dotychczas wspierających Prawo i Sprawiedliwość. Dołączą do nich kolejne dziesiątki tysięcy osób mających do spłaty kredyty mieszkaniowe, konsumpcyjne, samochodowe itp. A także dobrze wykształceni młodzi ludzie, ze znajomością świata, języków obcych itp. W normalnych okolicznościach wyjechaliby do Wielkiej Brytanii, Niemiec czy Niderlandów.
Teraz nie wyjadą, bo granice są i pewnie długo jeszcze, będą zamknięte. Dla nich perspektywa utraty wszystkiego będzie dostatecznie silnym motywem by na ulicy wyrazić swoje niezadowolenie. Dodajmy do tego ludzi żyjących skromniej, zadowalających się płacą minimalną, przekonanych, że Prawo i Sprawiedliwość podniosło ich z kolan i dba o ich interesy. Gdy zmienią zdanie, strach będzie się bać.
100 – 200 demonstrantów policja spacyfikuje bez trudu. 100 – 200 tysięcy już nie. Suweren będzie podwójnie groźny, gdyż nie będzie miał nic do stracenia.
Premier Morawiecki reklamujący Tarczę Antykryzysową żyje w nierealnym świecie. Nie wie, albo nie chce wiedzieć, że pisowscy urzędnicy i wszelkiej maści „Misiewicze” są zbyt nieudolni, zbyt skupieni na konsumowaniu wyborczego sukcesu by poradzić sobie z tą katastrofą. Ale najgorsze jest to, że przez trzydzieści lat zbudowaliśmy taki system społeczny i gospodarczy, który nie ma prawa sprostać wyzwaniu przed jakim stoimy.
Banki już dziś ograniczają akcję kredytową, a w przyszłości całkowicie ją zamkną, by wymusić na politykach przyznanie idącej w dziesiątki miliardów złotych „pomocy”. W przyszłym roku przekonamy się, że rodzimy sektor bankowy wygenerował solidny zysk, choć hasło „Polska w ruinie” będzie lśniło wyjątkowym blaskiem…
Liderzy Prawa i Sprawiedliwości wiedzą, że nic nie uchroni ich przed rozliczeniami. Obawiam się, że brutalnymi. Strach i świadomość własnej nieudolności podpowiada im, że władzy raz zdobytej nie wolno oddać za wszelką cenę. Dlatego prą do wyborów 10 maja, a gdy zrobi się jeszcze gorzej, sięgną po rozwiązania siłowe w nadziei, że to ich ocali.
Nie ma takiej możliwości. W roku 1981 Wojciech Jaruzelski miał o wiele liczniejszą Armię, Milicję Obywatelską i Służbę Bezpieczeństwa, aktyw partyjny, Ochotnicze Rezerwy Milicji Obywatelskiej (sławne ORMO), Północną Grupę Wojsk Armii Radzieckiej z dowództwem w Legnicy oraz palących się do udzielenia „bratniej pomocy” Czechów i Demokratycznych Niemców.
Jarosław Kaczyński nie może liczyć nawet na lojalność wicepremiera Gowina i jego osiemnastu szabel w Sejmie. Właśnie dlatego PiS skazany jest na bezprzykładną klęskę. Opozycja nie musi nic robić. Wystarczy poczekać…
W nieznane
By względnie szybko wyjść z tego kryzysu potrzebne są nowe niekonwencjonalne rozwiązania. Tak zwana „Zjednoczona prawica”, nie posiada intelektualnych, profesjonalnych i merytorycznych kwalifikacji by odbudować gospodarkę. Proponuje rozdawnictwo i zaciskanie pasa. Bez żadnych warunków. Gdy okaże się, że Tarcza nie działa a suweren pali opony w Alejach Ujazdowskich przed KPRM, władza spróbuje rozwiązań siłowych, czym tylko pogorszy sytuację.
Większość Polaków, albo nie ma, albo za chwilę nie będzie miało, zaufania do rządzących. Urzędnicy administracji państwowej czując nadciągającą katastrofę nie będą chcieli nadstawiać karku. Podobnie Policjanci i pracownicy tzw. „Służb”. Kto jak kto, ale oni najlepiej wiedzą jakie będą konsekwencje dokonania złych wyborów.
Rządzenie w takich warunkach staje się nie tylko koszmarem, staje się niemożliwe. Liderzy Prawa i Sprawiedliwości zrobili bardzo wiele, byśmy przestali im wierzyć. Dlatego opozycja nie będzie paliła się do pomocy.
Na szczęście nadzwyczajne czasy kreują też nadzwyczajnych ludzi. 1 sierpnia 1980 roku jedynie garstka opozycjonistów i równie nieliczna grupa funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa znała Lecha Wałęsę. Miesiąc później dla większości Polaków stał się on bohaterem narodowym porównywanym do Józefa Piłsudskiego. Należy spodziewać się, że wśród nas żyje przyszły lider, który sam nie wie, jak ważną rolę odegra w historii.
Mądrość i solidarność
Musimy uświadomić sobie, że aby wydostać się z kryzysu potrzeba niezwykłej mądrości i autentycznej solidarności społecznej. Jeśli obowiązki i ciężary zostaną rozłożone sprawiedliwie, to względnie szybko wrócimy do normalności. Lecz jeśli zatriumfuje egoizm i hasło „śmierć frajerom”, to za rok będziemy żyli na poziomie Ukraińców i obywateli Mołdawii. Do głosu dojdą ugrupowania skrajne, gotowe posłużyć się przemocą by zdobyć władzę. Co gorsza, zamknięte granice uniemożliwią wielu niezadowolonym emigrację. Kto z takim krajem będzie chciał handlować? Kto będzie chciał inwestować?
Świat powinien zobaczyć zdyscyplinowane i zdeterminowane społeczeństwo, które nikogo nie zostawia na pastwę losu. Które gotowe jest ponieść wyrzeczenia. Jeśli zwykli pracownicy mają zrezygnować z części wynagrodzenia, to tym bardziej należy wymagać tego od właścicieli przedsiębiorstw i prezesów zarządu. Od władz Orlenu, Lotosu, KGHM i innych państwowych gigantów domagałbym się redukcji zarobków do maksymalnie 20 tysięcy złotych netto. W imię solidarności. Za to lekarzom, pielęgniarkom, ratownikom medycznym, technikom, laborantom, salowym podniósłbym wynagrodzenie dwu, a może i trzykrotnie. Godnie powinni też zarabiać nauczyciele i policjanci.
Szantaż?
By ratować miejsca pracy, przedsiębiorcy winni mieć dostęp do tanich kredytów i gwarancji. Trzeba będzie uruchomić gospodarkę, a bez pieniędzy tego się nie da. I znów rządzący powinni postawić warunki. Jeśli zwolnienia, to wyłącznie gdy nie ma innego wyjścia. Należy zakazać umów śmieciowych, a umowy o dzieło powinny być oskładkowane. Natychmiast. Musimy zrozumieć, że podatki i daniny to nie przymus, lecz nasze ubezpieczenie na przyszłość.
Przy czym właściciele firm powinni mieć wybór, jeśli chcą skorzystać z pomocy państwa, mają zrezygnować z wysokich zarobków, uczciwie płacić podatki i wynagradzać pracowników. Albo niech się ratują sami. Tak to szantaż, tak nie ma to wiele wspólnego z gospodarką wolnorynkową którą znamy, lecz nie ma innego wyjścia.
Należy też zmienić zasady funkcjonowania sektora bankowego. Nie może być tak, że banki swoje problemy nacjonalizują a zyski prywatyzują. Licencja na prowadzenie działalności bankowej to przywilej drukowania pieniędzy (można sprawdzić czym jest kreacja pieniądza bankowego) więc i zobowiązania muszą być adekwatne. Banki muszą zaoferować wszystkim, którzy będą chcieli rozpocząć działalność gospodarczą tanie kredyty, na możliwe łagodnych warunkach. Bez zbędnej zwłoki i biurokracji. Ile potrzeba by rozpocząć działalność gospodarczą? Pięćdziesiąt, sto tysięcy złotych? Ile by uratować zakład fryzjerski czy gabinet kosmetyczny? Sto tysięcy, może dwieście. Lepiej potraktować to jako inwestycję, niż zostawić pracowników na zasiłkach? By ratować firmy budowlane potrzebne będą środki na rozbudowę i remonty infrastruktury drogowej, kolejowej, miejskiej, energetycznej… Rząd powinien wyemitować obligacje. Jeśli w kraju będzie spokój a inwestorzy zauważą, że polska gospodarka wspólnym wysiłkiem wydobywa się z zapaści z pewnością je wykupią,
Ich czas minął
To oczywiste, że ekipa Morawieckiego, Prawa i Sprawiedliwości, Zjednoczonej Prawicy itp. nie ma niezbędnego kapitału społecznego, by tego dokonać. Nie ma też pomysłów. Ani realnych, ani nierealnych. Oni nas nie uratują. Ich czas minął. Lecz jeśli jako społeczeństwo nie zdobędziemy się na wysiłek, na odbudowę zaufania, na przyjęcie za oczywistość zasady, iż nawzajem jesteśmy za siebie odpowiedzialni, pogrążymy się w mrokach anarchii. Gdzie będzie obowiązywało prawo pięści. Cofniemy się w rozwoju nie o lata a o dziesięciolecia. Czy tego chcemy?